wtorek, 1 lipca 2014

Rozdział 39 Niezapisana księga


 Ciągle młoda zielarka zadaje sobie to samo pytanie: Jaki los ją spotka, gdzie ją poprowadzi? Co takiego w końcu uczyni, jaki ślad pozostawi ? Przecież los już wyznaczył dla niej konkretny cel. Zadanie w której istnienie doliny Amunt leży w jej drobnych dłoniach. Walka, zacięta walka między złym człowiekiem, który odwrócił się; zmienił swe poglądy. Zmieniło się wszystko. Całe jej życie jest dawno zapisane w księgach, a dalszy czas pokaże czy wypełni to co już dawno zostało wypowiedziane. .
 Luiza się ocknęła dopiero, gdy poprzednicy wrócili z zwiadów. Byli umęczeni, nie najlepszych humorach. Usłyszeli bowiem nie najlepszych nowin Rady Starszych: mają złe przeczucia dotyczące następnych wydarzeń wtedy kiedy to Luiza zaplątana w sieci była bez szans na jakiś ratunek,a Alchemik Ted nawet ani przez odrobinkę nie wracał do przytomności.Wtedy to szybko wracali do domu.
Na policzki Luizy napływały gorące promienie słoneczne,a wiatr targał leciutko jej włosy na wszystkie strony. Leżała nieprzytomna na gęstej trawie, ledwo co oddychała. Od wzgórza biegł Eryk prosto do niej. Potykał się o kamienie, ale z jakimś trudem odzyskiwał swoją równowagę. Gdy już był blisko niej uklęknął przytulił ją do swojej piersi.Swymi opuszkami palców delikatnie nacisnął na tętnice szyjną sprawdzając jej puls. Był skupiony niczym posąg z marmuru pozostawionego w średniowiecznym muzeum.Poczuł , że puls jest jednak słabo wyczuwalny. W tej chwili Ludomil podał mu bawełnianą szmatkę całą mokrą od źródlanej górskiej wody i zaczął obmywać blade lico dziewczyny. Zostawił kawałek materiału na jej bladym czole. Juliusz wraz z Ludomilem właśnie wykonywali prowizoryczne nosze i delikatnie na raz, dwa, trzy położyli Luizę na niej i zawieźli ją do jej pokoju. Mina znalazła swojego ojca na tapczanie. Przemawiała do swojego wychudzonego ojca, przytulała go, płakała na jego ramieniu, potrząsała nim aby w końcu wrócił do świata rzeczywistości, prosiła, błagała a wręcz obiecywała że nigdy nie ruszy alchemicznych przedmiotów. 
Wtem usłyszała :
-Nigdy tak nie mów, córciu! Potrzebna jesteś, masz niezwykłe zdolności nie marnuj ich. 
Wtedy go radośnie objęta, a po policzkach spływały łzy z szczęścia:
-Tatuś w końcu wróciłeś! Jak ja za Tobą tęskniłam...

Po upływie kwadransa Luiza powróciła już do formy , a nawet chciała już wstać z łóżka. Ożywieniem opowiedziała co takiego się zdarzyło, co przeżywała w tym  wstrętnym kloszu, nawet opisała jak wyszła z swego własnego " ja" i przymierzyła hen daleko stąd, jak stała się stworem morskim pokrytymi wszelkimi dobrodziejstwami morza. Wszyscy osłupieniu jej słuchali. Ted pił dużo wody, a jadł prawie co nic, musiał po prostu  przyzwyczaić żołądek do trawienia. Juliusz od razu przystąpił do przedmowy:
-Wnuczko, moja droga, dokonałaś wielkiego czynu , twoje moce wychodzą na światło dzienne. Odkryłaś moc dostrzegania rzeczy ponad świadomość.Jestem Ciebie dumny! Mam tylko nadzieje że te słowa co my usłyszeli nie spełnią się. Jego oczy przyciemniały i do wieczora już ani się odezwał.

Kate wraz z Ryskiem pokonała bardzo duża trasę powrotną , gdy już była nie daleko gospody , wysiadła ze wspaniałego zwierza i wchodziła schodami do góry. W oka mgnieniu ktoś ją z tylu objął wpół i szepnął:
-Gdzie się podziewałaś, moja droga. Dlaczego nie spałaś? 
Poznała od razu głos Sytra i się odprężyła, cichutko odpowiedziała :
-Poszłam się dotlenić. A gdzie Ty się podziewałeś tyle czasu? 
-Och moja droga, byłem załatwić kilka spraw jako trener zielarzy złych, mam niekiedy same treningi dla równowagi swojego ciała i też duszy. Dziś był ostatni taki trening więc popołudniu możemy wracać śmiało do domu. 
-Dobrze!- odpowiedziała dziewczyna.Trener poszedł do barmana po obiad, a Kate udała się do pokoju gościnnego. Po pewnym czasie poczuła ostry ból lewej ręce, oczy pozostały jej zamglone, przed upadkiem powstrzymała się mocno oparcia krzesła. Nagle przed oczami widziała piękne kwitnące ziołowe wzgórza i osoba podobna do niej biegnąca aż do doliny, a  koszyk, które trzymała w dłoni upadł z rozmaitościami zielarskimi na ziemię, następnie pojawił się kolejny obraz  porośnięty, przerażający bluszcz, prastare drzwi a w środku światełko odbijające się od klosza z niespodzianką w środku- wychudzoną dziewczynką patrzącą na nią przerażającym pustym spojrzeniem.Drobinki śniegu wirowały we wnętrzu więziennego klosza. Sceny znikły mgnieniu oka jak się pojawiły, Kate uklęknęła po turecku przetrzymując się rękami za głowę, po policzku spłynęła jej niespodziewana gorzka łza. 

Nowe fakty: Dziś pamiętnej dacie powstawiania zielarskiego kręgu miało miejsce następujące zdarzenie, otóż w siedzibie Teda alchemika rozległ się piorunujący wybuch z niewiadomego pochodzenia. Nikt na szczęście nie ucierpiał w tym zdarzeniu. Uważajcie na siebie Alchemicy! Wszak łatwo można swoją ciężko prace przepłacić swym drogocennym życiem. Przeczytajcie bardzo uważnie jeszcze raz "Bezpieczeństwo alchemiczne dla każdego" na str. 10 i dostosujcie się do nich.

Redaktor Naczelny: Michaelo Fring

Bezimienny prze czytając ten artykuł zawijał tą jedną tą drugą stronę z nerwów cały czas ten druk, aż w końcu rozszarpał go na strzępy. 
-Murder! Murder!  Chodź tutaj ! 
Z ukrycia wyszła najbrzydsza postać jaką widział świat. Świdrujące oczy stanęły na jej Wodzu i podstępnym uśmiechem spytała -Czym mogę Ci pomóc o panie? 
-Powiedz mi jeszcze raz gdzie jest Sytr trener? 
-Wybrał się z swoją rudowłosą podopieczną na schadzkę..
-Konkretnie!-odpowiedział niecierpliwie Bezimienny
-Powiadają że na jakiś prywatny trening samo oczyszczający czy jakoś tak. Prrr... ta rudowłosa żmija nie jest naszą krwią, widać u niej te ciepło, migoczące światło.. 
-Jest zdolna, jest i będzie naszą złą zielarką! 
-Czyżbyś o Wodzu miał do niej słabość? Wszak Oktavia spodziewa się Waszego potomka! 
Wtem Bezimienny bez wahania spoliczkował Murder trzykrotnie, a gdy ta upadła od ostatniego uderzenia, wzniósł ją na górę i puścił ją na szklaną ławę, którą niedawno sobie zafundował. Skaleczona zielarka okrucieństwa tarzała się do ściany, chwyciła za nóż i rzuciła prosto na Swego Wodza, ale on był bardzo spostrzegawczy i w porę go pochwycił w locie. Podszedł do niej, szybko ją podniósł do góry i wrzasnął do niej prosto twarz: 
-Ty mi dziękuj za dzień kiedy się uratowałam plugwo! 
-Nie trzeba przyrodni bracie! Poliż mą krew, przecież to jest część naszej krwi! Tylko nasza! Twoje dziecko też będzie mieć połowę Naszej i tylko Naszej krwi! I dlatego nie zniszczę tej istoty.
Popchnęła go do tyłu i wybiegła z jego gabinetu, w środku pozostały potężne odłamy szkieł i plamy bitewskiej rodzinnej krwi. 
Drzwi hukiem się otworzyły i do środka weszła Murder, krzycząc na leczniczkę zielarską: 
-Zliż me rany, mam być zdrowa i pełna sił. 
I spadła na jej posłanie. Begam szybko uwijała się poprawiając zdrowie i kondycję zielarki okrucieństwa, pomagała jej również Opira- zielarka upioru, znawczyni mikstur. Doskonale wiedziała co zaszło miedzy tymi dwojga. Są jak ogień i woda. Potężne żywioły przeciw siebie, przeciw wszystkiemu. Doskonale Opira wiedziała ze muszą się zgrać aby zwalczyć wszystko i wszystkich , ale to nie jest takie łatwe jak się może wydawać. Murder miała zawsze mrożące krew żyłach okrucieństwa, od małego żywiła do nich słabość. Niby przyrodnie rodzeństwo się nie zgadzało, ale Bezimienny wielokrotnie ją uratował z wszelakich problemów. Nawet wtedy kiedy pamiętnego dnia wieśniacy chcieli ją spalić na stosie, zablokowali jej nadgarstki stopy, a ona śmiała się z nich ,prychała , szydziła, pluła, aż w końcu zakleiły jej usta. W jej oczach pojawił się straszny blask, ogarniała ją  coraz większa agresywność, gniew. Po upływie zaledwie kilku minut kiedy przygotowali stos, a języczki ognia wirowały już ponad  metra nie wiadomo skąd nie wiadomo jak pojawiła się czarna postać we mgle i toczyła bitwę pomiędzy ludźmi z wioski . Wielu poległo, a gdy rozerwał więzy Murder ludzie uciekali przed nią gdzie pieprz rośnie. Chwycił ją mocno wtedy za przeguby i powlókł czarną przestrzeń. Czarna przestrzeń to ich też duma. To też Opiry zasługa. Pamięta jako młoda buntowniczka nie słuchała swoich rodziców, którzy byli zielarzami dobrymi. Biegła do lasu i tam się uczyła czarnej mocy zielarskiej. Kiedyś zobaczyła że na drzewie siedzi jakaś postać ,która od dłuższego czasu się jej przegląda. To był Bezimienny, nie zliczyła na jego twarzy wieku, nie bała się go, nawet serce uderzyło ją stokrotną siłą bo spotkała swego bliźniaka. W ten skoczył i stanął koło niej, urwał niespodziewane jaką roślinę i drobnym makiem ukręcił się niej wspaniały środek zielarski. Rozbłysły się jej oczy ze zdumienia. I tak oto też Wódz uczył młodą Opirę tego co było zakazane w ich rodzie. A ona bardziej przyzwyczaiła się do niego, tajemnicze spotkania trwały latami,aż  kiedyś przez miesiąc go nie było, zmartwiła się, a w końcu pojawił się w jej pokoju i spytał się jej czy pójdzie z nim.Szybciutko spakowała to co nie potrzebne i ciemna nocą uciekła z domu nie pozostawiając żadnej wiadomości dla rodziców. W sumie uważała,że i tak rodzice ją nie rozumieją, nie wiedzą nic o niej. Po ucieczce jedynej córki rodzice Opiry zwariowali, zaczęli szukać ją w morzu. Pewnej nocy pojawił się potężny sztorm i ich łódź się wywróciła. Nie mieli szans na ratunek. 
Usłyszeli syczący syk,Murder się budziła nie najlepszym humorze.
-Murder miałaś wypadek, poczekaj jeszcze chwilę niech Begam opatrzy ci jeszcze lewą łopatkę. Jak będziesz grzeczna to przyniosę ci mysz.- próbowała ją pochwycić na ten sposób Opira 
Murder odwróciła do niej głowę, patrząc przez pół powieki. 
-Tylko czarna duża mysz! 
-Tak tylko taka. Poczekaj jeszcze chwilę. 

Do siedziby złych wrócili po ciężkiej podróży Sytr i jakaś taka nieswoja Megan.

poniedziałek, 17 marca 2014

Rozdział 38 Szklana pułapka



Zamknij swój umysł,zagłęb się w myślach, postaraj się wejrzeć do swojego prawdziwego "ja". Do momentu, którego doznasz olśnienia że Twoja egzystencja nie poszła na marne. Jesteś kimś wartościowym masz coś czego nikt nie ma i nie będzie miał. Uwierz siebie i swoje możliwości. Dokonaj tego co jest niemożliwe.

Treść tak ważnego fragmentu leżał wygodnie na jedwabnej pościeli. Fragment, który teraz mógł uratować zielarkę był w jej pokoju. Dziewczyna, która uratowała Teda alchemika przed szkodliwymi oparami jego pracowni była teraz uwięziona. Odgłosy, które wyłaniały się z laboratorium to pukanie, bicie pięściami o szklaną pułapkę.
Luiza była po prostu zamknięta w szklanym kloszu jak wspaniały okaz motyla kolekcjonerskiego; zamknięta od środowiska zewnętrznego. Na domiar złego roślina zaczęła rozkwitać w środku i piąć się w górę coraz wyżej. Laboratorium było całkowicie zniszczone: próbówki,zlewki potłuszczone rozbite, odłamki szkieł leżały wszędzie na podłodze, na blatach. Wszędzie widniały zdradzieckie ,ogromne pajęczyny,a sama woń w pomieszczeniu cofała po prostu do tyłu. Poświata księżyca ukazała się i teraz przy takim świetle odłamki szkieł wyglądały jak oszlifowane kryształki. Z ciemnego kąta na ośmiu potężnych odnóżach wyłonił się pająk i szedł w kierunku uwięzionej zielarki miłości i wytrzymałości wdrapując się zgrabnie na sam szczyt klosza. Dziewczyna czuła że powietrze się ulatnia,brakuje jej w każdej minucie.
Poczuła się nie komfortowo, ile jeszcze razy wejdzie w sidła i będzie walczyć, aby przeżyć? Gdyby mogła sobie przypomnieć treść tak ważnego dla niej zdania. Jedyne co pamięta to że babcia kiedyś gdzieś była schowana w szklarni i nie mogła się wydostać, brat zamknął ją od środka.Czuła się wtedy Anastazja samotna, opuszczona i wściekła na samą siebie że dała się nabrać.
"Och babciu nawet nie wiesz ile mamy sobie wspólnego ja też dałam się nabrać i zostałam zamknięta jakimś w szklanym pudle"
Po chwili w myślach dziewczyny pojawiło się coś "Uspokój swój umysł... uspokój go, uspokój..kój.....".
Luiza zaczerpnęła mały oddech i powoli wypuszczała go w ustach. Relaksowała każdy mięsień swojego ciała: począwszy od kończyn dolnych i górnych, pleców, brzucha, klatki piersiowej, szyi, karku. Luiza oddycha głęboko lecz spokojnie, nie zwraca uwagi na wielkiego pająka czy też na coraz mniejszy brak powietrza. Wie że teraz czeka ją wielka szansa. Zamknęła delikatnie powieki i zaczęła się koncertować zaczęła się wizualizacja: najpierw wyobraziła sobie że ręce są świetlistymi perełkami, a włosy są rafą koralową, oczy mają swój bursztynowy blask, nogi są przepięknymi wodorostami, tułów to fala morska. Teraz wiedziała że przechodzi ten moment że jest w stanie odczytać krok po kroku pamiętnik babci. Wyobraziła go sobie, wzięła poprzez swoje ręce pokryte perełkami, cieżką książkę i zaczęła go przeglądać swym bursztynowym wzrokiem:
Z-N-A-J-D-Ż T-E-R-A-Z P-U-N-K-T Z-A-C-Z-E-P-I-E-N-I-A. Z-N-A-J-D-Ź K-O-G-O-Ś K-T-O C-I W T-E-J C-H-W-I-L-I J-E-S-T S-T-A-N-I-E P-O-M-Ó-C

Nagle zmienił się obraz, pojawił się wirujący krąg a w nich oblicza tych,których znała. Musi tak zatrzymać krąg,aby wyłowić tą osobę, która jest stanie jej pomóc.

Zauważyła jakąś dźwignie, za pierwszym razem zatrzymała tak krąg że nikt znajomy się nie pojawił. Coraz mniej czasu jej zostało...
Za drugim razem wyłowiła Teda Alchemika. On zaś majaczał:" Czy ja sobie śnie...czy to raj, czy to sen,czy też piekło?"
Szlag! Coraz mniej czasu jej zostało...
Za trzecim razem wyłowiła celnie lecz tylko sekundy ją dzieliły do powrotu do rzeczywistości. Pomóż mi- zdarzyła powiedzieć i z oczu popłynęła jej łza, a bursztynowe oczęta wypadły na marmurową posadzke.
Luiza wróciła do rzeczywistości.. nie wiedziała czy to coś da...Za mało czasu, nie wie czy ta osoba spełni jej życzenie.

Kate leżała na tapczanie w gospodzie "Pod wilczym okiem" ocknęła się po jakimś czasie otworzyła powoli swe oczęta i nie zauważyła Sytra, ale czuła że tutaj był i szybko uciekł.Znowu..po kilku minutach zauważyła jak ktoś siedzi naprzeciwko niej na krześle i patrzy na nią intensywnie, przeraziła się i jęknęła:
-Kim jesteś?
Tamta odpowiedziała:
-Nie ważne,dowiesz się w swoim czasie. Musisz pewnej dziewczynie pomóc.Chodź za mną,dosiądź swojego Ryska, chodź nie mamy czasu ona umrze!
Dziewczyna wymknęła się z gospody kątem oka zauważyła jak biesiadnicy leżą przy stolach trzymając puste kufle. Gospodarza nie było pewnie był u siebie. To dobrze pomyślała dziewczyna. Dosiadła zwierzaka, a o pół kilometra dalej była ta kobieta.
"Co za dziwna istota" zdumiała się Megan. Gdy ją doścignęła zauważyła jak szybuje w powietrzu.Budziło się powoli słońce i wtedy był wyścig z czasem. Migiem znaleźli się w kryjówce alchemików. Kate poznawała to miejsce tylko nie wiedziała skąd. Kate weszła z tą nieznajomą do wielkiej szczeliny wtedy zobaczyła rozwalone przedmioty i zobaczyła również klosz a w środku jasnowłosą dziewczynę, która była nieprzytomna i jeszcze ta dzika roślina we wnętrzu i pająk na szczycie.Widok jak z filmu,przeraził Kate odwróciła się więc do tyłu ale tej istoty, która ją tutaj przeprowadziła nie było.
Wzięła do ręki szkło i dzięki promieniom słońca wystraszyła tak pająka że uciekł jak najdalszy zakątek . Megan pośpiechu wzięła ostre kamienie do ręki i gorączkowo biła je w szybę klosza. Początkowo nie było efektów nagle pojawiła się delikatna rysa pajęczyny na szybie, potem coraz większa i większa na końcu solidnym kopniakiem rozbiła szklane więzienie. Po czym wyciągała dziewczynę uwalniając ją od rośliny poprzez rozcinanie jej ostrym nożem.Wzięła nieprzytomną rówieśnicę pod pachę i powoli wychodziła wyciągała ją na dwór.
Pająk widząc takie zamieszanie szedł za nimi lecz po drodze zaplótł się roślinę, a ona go odkryła i przydusiła.
Kate usłyszała że ktoś wraca przestraszyła się ,ułożyła dziewczynę na trawę i amoku zagwizdała do Ryska,skoczyła na niego i okrążając ten dziwny budynek wracała do gospody. W drodze do miejsca zapominała co się tak naprawdę wydarzyło przed chwilą.