poniedziałek, 24 czerwca 2013

Rozdział 29 Raporty


Bezimienny nie mógł usiedzieć na miejscu krążył dookoła swego biurka. Zaczął głęboko oddychać to wstrzymywał oddech i nasłuchiwał. Po kilkunastu minutach wszedł Sytr z listą alchemików,którzy coś znaczą dla ludzkości. Było ich znacznie dużo niż władca zielarzy złych podejrzewał wcześniej. Spojrzał jeszcze raz na nazwiska alchemików i zaczął głośno czytać ich nazwiska przy każdym na chwilę się zatrzymując:



1. Amanda Biltz

2.Henry Lem

3. Patrick Neon

4.Zenon Pink

5.Kate Mils

6.Mina Alchemik

7.Maricka Buch

8.Cecylia Mitch

9.Dominik Terne

10.Ted Alchemik

11.Angela Joy

12.Penelope Made

13.Dracon Thought




Po głębokim zastanowieniu Bezimienny rzekł do Sytra:

-Należy wyeliminować kobiety, one tego nie zrobią. Potrzebujemy człowieka silnego

-Ależ Panie..

-Milcz! Ja mówię. Z 13 alchemików zostało 6. Wybierzcie sobie po 2 osoby i ruszajcie drogę, od jutra chce mieć raporty o tych ludziach. Zrozumiano.

Trener chciał coś powiedzieć, ale Władca wywalił go za drzwi.

Sytr był zdumiony zachowaniem Bezimiennego nigdy tak nie potraktował swego najlepszego sprzymierzeńca. Chciał mu tylko wyznać iż kobiety są stosunkowo bystrzejsze i o wiele silniejsze niż mężczyźni. Nie trzeba dalekiego przykładu przecież jest Oktavia,która mimo ciężkiego wysiłku nie poddaje się lecz śmiało idzie naprzód. Teraz co prawda jest w ciąży,ale też przychodzi o wyznaczonych porach na treningi pokazuje i patrzy na ruchy innych podopiecznych trenera, a oni słuchają ją pełnym osłupieniu. Sytr był też zaszokowany iż jest w stanie błogosławionym z ich władcą. Kto by się tego spodziewał?

Wszyscy wiedzieli o tym,że Oktavia została wyrwana z rąk pedofila,który porwał ją wcześniej zabiwszy jej ojczyma. Bezimienny wtedy błądził po różnych miejscach szukając sensu swego dalszego życia.Gdy tak znalazł się 50 mil od Realm of Reason wtedy zobaczył jak pewien facet zaczyna dobierać się do małej dziewczynki. Więc w gniewie wziął pobliską butelkę i uderzył go głowę,ten padł na ziemię,ale po jakimś czasie wstał i Bezimienny stoczył z nim pojedynek.Oczywiście wygrał zielarz zły, zabrał prędko małą Oktavię i chciał ją odstawić do rodzinnego domu,ale dziewczynka go przetrzymała i swymi dziecinnymi oczkami prosiła aby zmienił zdanie. Wtedy momentalnie zmiękł, potem po kryjomu ją trenował, a gdy dziewczynka zauważyła w wieku siedmiu lat że na jej lewym ramieniu pojawił się zielonkawy znak przebiegłości to już wtedy Bezimienny był zadowolony z tego obrotu spraw i zaczął uczyć ją innych rytualnych sposobach ważenia kwiatów co było zakazane. Później założył siedzibę dla zielarzy złych,odwrócił się od innych zielarzy.Zebrał swoją rzeszę wiernych jego poglądowi. Znalazł się tam również młody, utalentowany,wysportowany trener.Bezimienny oddał Oktavię pod opiekę Sytra by zaczął ją doskonalić ćwiczeniowo,a sam zajął się bitwami z innymi zielarzami zwanymi dobrymi.Przynosił wtedy jakieś efekty,sukcesy rzadziej pojawiały się porażki.

I tak Sytr rozmyślał gdy nagle jego myślach wypełnił się czyiś głos:

-O czym tak dumasz? Gdzie to byłeś?-zapytała gorączkowo Opira

-Byłem u Mistrza powiedział że mamy szpiegować tylko samych mężczyzn

-I słusznie- przyznała dziewczyna

-Czy nie uważasz Opiro,że lepiej było by sprawdzić te alchemiczki?

-Uważam iż Bezimienny ma racje potrzebuje mężczyzny,który zna się na rzeczy. Czy ty nie wiesz,że takie wysiłki nad stworzeniem czegoś konkretnego wymaga siły psychicznej , fizycznej. Lecz też trzeba uważać, być ostrożnym skoro alchemicy mogą zginąć w płomieniach, zostać otruci dymem lub mogą zdarzyć się inne przypadki.

-Jeśli tak mówisz zielarko upioru znana z dokładnego i precyzyjnego ważenia ziół to tak być musi.

-Cóż to za dzień prawienia komplementów dla mojej zacnej osoby?

-Dzień dobroci, ale teraz przejrzymy do rzeczy.Mamy sześciu kandydatów,więc każdy z nas wybiera po dwie osoby.

Gdy tak wesoło rozmawiali ku nich szła Murder,która trzymała w lewej ręce zakrwawiony nóż.

-O dobrze że jesteś. Wybierz dwie osoby męskie do śledzenia, Murder.-podkreślił Sytr.

Dziewczyna popatrzyła na niego pustym wzrokiem ,wyrwała z jego lewej ręki kartkę i po chwili powiedziała podniecającym głosem:

-Osoby,które Murder będzie pieszczotliwie szpiegować to Zenon i Dracon.

Opira popatrzyła ponad ramię zielarki okrucieństwa na kartkę i oznajmiła,że będzie śledzić Domnika i Henrego.

-Pozostaje mi Patrick oraz Ted. -oznajmił gładko Sytr i bez pożegnania ruszył do swojej kwatery. Dziewczyny zostały same

-Murder nie spieprz tego żadnych morderczych niespodzianek-powiedziała nerwowo Opira i ryszyła do sali treningów.

Na twarzy zielarki okrucieństwa pojawił się niespodziewany grymas bólu:

-Murder się postara, Murder rozumie.



Trójca szpieg owców szykowała się do podróży zebrali najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyli konno. Rozdzieli się na rozstaju dróg.



Opira była zadowolona z powodu szpiegowania mężczyzn. Lubiła na nich patrzeć jak zachowują się jak krnąbrne dzieci szukających swoich drobiazgowych zabawek czy jakże próbujących płochych przygód.Wiedziała tak samo jak Sytr,że najlepiej było by sprawdzić też i kobiety,które zajmują się alchemią,ale nie zdradziła tego. Wszak jak facet nie da rady stworzyć tego czego potrzebuje ich Pan to na pewno zwróci się do niej po pomoc.Oooch.. jak chciała dotknąć tych przedmiotów alchemicznych, pociągały ją tak jak widok mężczyzn,którzy starają się o jej względy.Ale dosyć o tym czas na przeszpiegi. Na pierwszy ogień zajmie się Dominikiem, a później Henrym.



Murder zobaczyła swojego pierwszego śledzonego wyglądał smakowicie, ciekawe co by się stało jakby.... . Nie Murder nie może! Nie może! A tak ją to kręci. Tak bardzo chce popatrzyć w jego oczy w którym przeszywa szara mgła.Na pocieszenie może zabawić się w lesie, jak tylko wyśledzi jeszcze Zenona i napisze okropny raport.



Sytrowi nie spodobał się alchemik Patrick był krnąbrnym gburem, nic nie potrafił zrobić. Rozwalał wszystko co tylko dotknął był po prostu zwykłym pechowcem losu.

Może mi się poszczęści przy tym drugim ? - pomyślał z nadzieją trener zielarzy i ruszył ku górom, wiadome było to że będzie musiał iść pieszo.



Bezimienny czekał i czekał na wiadomości po tej Trójcy, lepsza była by Oktavia,ale ona teraz się na to nie nadaje. Może to i lepiej? Pamiętał przecież jak ostatnio o mało nie została okryta. Wiedział zielarz zły że oni w tamtej posiadłości już nie mieszkają, przenieśli się.

Nagle przyszedł goniec na tacy niósł Raporty Opiry i Murder.

Mistrz pospiesznie otworzył pierwszą depeszę i zaczął oczami śledzić co takiego niesie.



Murder się spisała, nikogo nie zaatakowała. Tylko patrzyła na Zenonka i Draconka. Zenon pachniał smakowicie. Ponoć wszyscy mówią iż to głupek, ale co innego mówią moje zmysły węchowe.Za to Dracon to mężczyzna z krwi i kości. Powiadają że jest doświadczony i że wiele osiągnie (może nawet i osiągnął któż to wie). A teraz myślę że pójdę do lasku bo czeka na mnie dzika zwierzyna. A więc czołem Władco.

Murder






Bezimienny wiedział że ta zielarka ma dziwne skłonności,ale mu to nie przeszkadzało otworzył drugą kopertę:



Panie! Czy ty wiesz iż Henry i Dominik są razem?! To całkowicie podniecające. Widziałam ich w łóżkowej sytuacji i powiem szczerze że są dobrzy.

A wracając do rzeczy. Jeśli nie chodzi o orientację seksualną to Henry jest stosunkowo lepszy od Dominika. Jest konikiem w tej szachownicy. Zna sie na ziołach jak nikt,ma sporą biblioteczkę. Zastanawiam się czy nie zebrać tego i owego przyda się do moich zbiorów.

zielarka upioru

Opira




Ech! I ona, która robi różne specyfiki chce coś zwędzić. Coś on może począć. Denerwowało go że nie ma wieści od Sytra. Czekał i czekał ,aż nagle po północy goniec przyniósł mu ostatni trzeci raport.

Bezimienny szybko odtworzył i zaczął czytać:



Przepraszam Drogi Panie, byłem w górach tam gdzie pomieszkuje Ted Alchemik i przyznam otwarcie że to starzec,ale bardzo bystry i mądry. Widać to po jego oczach! W tym górskim powietrzu czuć było jakąś niewyjaśnionych powodów blokadę. Miałem pewien problem zbliżyć się do niego więc użyłem lornetki Zblix i tak zacząłem go śledzić. Co do Patricka to dziwny typ, czego dotknie rozsypuje mu sie w dłoniach. Taki zachwiany człowieczek. Ale Ted to co innego. Czuć od niego pewną moc.A teraz już wracam do treningów,gdyż trzeba stare kości wyprostować bo tutaj musiałem głęboko się schylać.

A więc do zaś!

Sytr.




W końcu jakieś wieści! Zostaje prześledzić dokładniej Dracona, Henriego i Teda.

Napisał do Trójcy ,aby prześledzili szczegółowo tych alchemików. Przywołał gońca i wręczył mu wiadomości, aby przekazał je do rąk własnych jego wyjątkowych podopiecznych.

Ciekawe, który pionek będzie królem w tej gry.

Rozdział 28 Mroczny upiorny pałac




Czuła głęboki chłód przysysający jej szczupłe ciało, nastała noc, do jej uszu nie dobiegły żadne odgłosy natury, jakby zaraz miała pojawić burza. Spojrzała w niebo, aby sprawdzić czy zaraz nie zmienią się warunki atmosferyczne, ale nic na to nie wskazywało. Znalazła się jakimś odrębnym miejscu to nie były skaliste góry Alchemików tu była wolna przestrzeń. Tylko drzewa, krzewy. Była ubrana jakiś stary płaszcz, który z biegiem czasu nie utrzymywał ciepła.

Czuła lodowaty ziąb , czuła jak ciarki przechodzą jej kruche ciało, czuła że zaraz zmarznie na śmierć. Musi się ruszyć! Musi jak najszybciej iść, szukać gdzieś schronienia. Jej nogi odmawiały posłuszeństwa. Z oporem i determinacją, czując ból w okolicach mięśni zrobiła krok naprzód, ale w tym momencie upadła na zimną ziemię. Klnąc pod nosem różne przekleństwa czołgała się więc unosząc co chwilę głowę do góry szukając jakiegoś znaku że jest blisko. Gdy myślała już że błądzi dookoła zauważyła upiorny zamek. Kto by się spodziewał że na tym pustkowiu znajdzie się taki o to budynek? Uśmiechnęła się triumfem i dalej czołgała naprzód. Wiedziała najpierw że musi sprawdzić teren, musi sprawdzić czy tym okropnym miejscu mieszkają jacyś ludzie. Gdy doczołgała się do zamku , popatrzyła pierwsze okno nic nie zauważyła żadnego ruchu, podeszła cichutko do drugiego i tutaj usłyszała jakieś słowa aż niezbyt wyraźne. Więc szybciutko na paluszkach nie zważając na niemiłosierny ból podkradła się do trzeciego okna. Wspięła się i zobaczyła dwóch ludzi , jeden klęczał rękami do góry, drugi górował nad nim. Ten co klęczał prosił o litość był ubrany jakby przed chwilą co dopiero poszedł spać,ale przyszedł intruz i go zaskoczył. Ubrany pidżamę o czarnej barwie. Dziewczyna wszystko widziała czerni , bieli czy szarości. Zamku panował mrok tak jak na zewnątrz. Ten, który górował nad nim odezwał się złowieszczo:

-Gdzie masz źródło mocy? Gdzie spryciarzu to schowałeś?

-Jaa....jaaa...nie wiem o czym Pan mówi.

Uderzenie, ten co klęczał teraz leży. Rękami zasłania swoją twarz.

-Ty gnido! Jeszcze raz powtórzę gdzie masz źródło mocy?! Mów mierny alchemiku!

-No...dobrze powiem Ci, nie ma go, ale żeby go wyprodukować trzeba miesięcy ,a nawet lat. Kiedyś próbowałem to zrobić...ale nie przynosiło rezultatów.....Czegoś jeszcze brakowało...jed...jedynie.......

-Mów kiera-turo! Mów!

-Mam składniki, które można...można.... połączyć, mam instrukcję jak to należy wykonać,ale to grozi śmiercią.......!

-Ty tego nie wykonasz, bo jesteś miernym robakiem!



I nagle osoba która nazwała tego alchemika nikim popatrzyła na okno tam gdzie znajdowała się ta dziewczyna, zobaczył że ucieka... Bezimienny wkurzył się wiedział że ta nikczemna dziewczyna zepsuje wszystko,ale nie miał sił aby ją teraz zgładzić, jeszcze nie...

Popatrzył na starego człowieka, spojrzał w jego oczy, w którym panował strach i niepewność. Chwycił mocno sztylet swoją prawą rękę i wymierzył mu cios okolice klatki piersiowej. Popatrzył jak człowiek upada, jak próbuje jeszcze chwile ujść życiem, ale nic teraz go nie uratuje.Drgawki ustąpiły. Pobiegł do jego placówki wcześniej zabiera wszy klucz, zabrał wszystko ,znalazł instrukcje,która była blokowana. Ale szybko przełamał pieczęć i przy nastaniu nowego dnia zniknął pozostawiając bałagan.



Dziewczyna biegła co tchu! Wiedziała kto to był !To był jej wróg! To Bezimienny! Co ona tutaj robiła? Co takiego zobaczyła? On chciał coś... jakiś składnik..nie mogła sobie przypomnieć co to takiego było. Nawet już nie wiedziała co takiego widziała w tej posiadłości.Nagle ktoś szarpnął ją za rękę. Krzykła, otworzyła oczy i zobaczyła Galicje.

-Luiza myślałam że nigdy się nie obudzisz. Krzyczałaś że musisz uciekać,że on jest tu blisko i inne takie bełkoty.-powiedziała przyjaciółka.

Luiza od razu odciągnęła kołdrę od siebie i zobaczyła że nie ma żadnego płaszcza lecz tylko koszulę nocną. Czy miałam zły sen? Co takiego w ogóle mi się śniło? Nic sobie nie przypominam.

- Wstawaj i już się ubieraj, jesteśmy i tak spóźnione na śniadanie. Jeśli coś zjemy to będę całować podłogę przez cały dzień - oznajmiła poważnie Galicja.

Luiza na to zaśmiała się wesoło, ubierając szybko jeansy i jedwabną bluzkę na ramiączkach. Uczesała prędko swoje włosy i zrobiła warkocz. Umyła twarz w łazience, wzięła Galicje pod rękę i pobiegły ku kuchni. Wszyscy się zjawili oprócz Teda, jedli grzanki z dżemem truskawkowym. Dziewczyny, który poczuły wilczy głód od razu usiadły obok bliźniaczek biorąc do ręki tosta posmarowanego dżemem. Siostrzyczki zaczęły mówić:

-Głodomory jedne, nie dość że nie punktualne to im niedosyt tostów.

Luiza na swoje usprawiedliwienie powiedziała:

-Galicja nie mogła mnie dobudzić, miałam okropny sen.

-Tak a co Ci się śniło? -dopytywała się Rosa

-Nic nie pamiętam .

Nagle przyszedł Ted ,który śledził gazetę "Nowinki alchemików". Przystanął i zaczął nerwowo składać czasopismo, a w końcu wyrzucił ją na podłogę jak oparzony. Zaczął chodzić tam i z powrotem głęboko myśląc.

-Co się dzieje? - zapytał Juliusz zaniepokojonym niespodziewanym zachowaniem swojego przyjaciela.

Ted popatrzył na niego ,wziął gazetę i położył Juliuszowi na kolanach.

-Masz i czytaj .

Dziadek Luizy popatrzył na pierwszą stronę która brzmiała" Niespodziewane morderstwo- pułapka czy atak?" więcej informacji strona 7. Juliusz szybko poszedł do tej strony i zaczął głośno czytać:

W dniu wczorajszym późnych godzinach nocnych nasz drogocenny przyjaciel Leon został pozbawiony życia przez niewiadomego osobnika. W jego posiadłości Wilderness Silence zostano go w kałużach krwi,był ubrany spodnie i bluzkę nocną. Zniknęły wiele jego artykułów, przedmiotów, składników zielarskich. Najwidoczniej zbrodnia była popełniona w celu rozrabunku. Nie wiadomo co i ile zniknęło, wiadomo że ofiara zginęła pchnięciem ostrym narzędziem. Policja bada tą sprawę, ale możemy założyć iż złodziej nie zostawił po sobie żadnych śladów. Będziemy informować na bieżąco naszych alchemików o finale tej sprawy.

Redaktor naczelny:Michaelo Fring



-Jak widzisz Juliuszu potrzebujemy Twojej pomocy i bezpieczeństwa. To może spotkać nas tutaj.

- Dobrze, chodźmy do mojego pokoju Tedzie przyjacielu , szczegóły omówimy za chwileczkę.

Gdy obaj przyjaciele się udali na naradę wszyscy zaczęli głośno o tym wydarzeniu rozmawiać, byli poruszeni tą sprawą. Luiza wiedziała że ten sen co miała, miał znaczenie teraz, obecnie ,ale niestety nic nie mogła sobie przypomnieć.



*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.



Bezimienny wiedział że Oktavia ma racje nie jest młody , nie ma dawnych sił witalnych,czuje się zmęczony. Ale nie może teraz! Kiedy bitwa będzie tuż tuż...

Już jest blisko celu, wczoraj zabił faceta i czuł sie przy tym dobrze, gdyż on nic nie znaczył dla świata więc w sumie zrobił wielki czyn dla ludzkości. Te źródło mocy jest bardzo cenne dla niego teraz, kiedy to traci swoje moce. Ta nikczemna dziewczyna już o tym wie, przecież go widziała to znaczy jedynie że słabnie.Ale sobie nie pozwoli na to aby wypaplała innym co takiego widziała swoim chorym śnie. O nie,nie panienko. Musi teraz bardzo dużo energii zużywać na tą przeklętą Luizę, tak aby nie pamiętała tego snu.

Ktoś zapukał . I wszedli do środka:Murder, Opire i Sytr.

-Wzywałeś nas Pan.-powiedział Sytr. Pozdrowili go słowami uwielbienia i usiedli na specjalnej czarno aksamitnej sofie.

-Tak, tak... otóż jak już wiecie wczoraj udałem się do pewnego człowieka i zabrałem mu pewne rzeczy.-powiedział Bezimienny robiąc przerwę i pokazał zawartość skrzyni.

Opirze zeszkliły się oczy i rzekła: - To cenne rzeczy alchemików, mogę je użyć? Mogę je sprawdzić?

-Nie! - krzyknął Władca zielarzy złych- Potrzebuje alchemika, a wy się do tego nadajecie. Chce go żywego Murder.Najpierw mi przekażcie listę wszystkich alchemików, a potem będziecie ich szpiegować. Chcę widzieć wasze raporty o tych alchemikach . Chce potężnego człowieka, który zna się na rzeczy.

Tamci kiwnęli głowami że rozumieją swoje zadanie.

-A więc do roboty! - rzekł Bezimienny, otwierając im drzwi.

Gdy tylko wyszli podszedł do skrzyni pogłaskał ją i powiedział szeptem:

-Już niedługo źródło mocy będzie moje i nic i nikt mnie nie zatrzyma!

Rozdział 27 Wolna wola


Opira tylko westchnęła:

-To jest prawda, mogłeś wtedy uważać.

-Zamknij się,nikt Ciebie,Opiro nie prosił o zdanie! Murder, Murder! Zwołać mi tutaj zielarkę okrucieństwa! Natychmiast! - krzyczał co sił w płucach Bezimienny i puścił ją.

-O Panie, nie możesz tego uczynić! - rzekła Opira- Oktavia jest zbyt słaba, a jej dziecko co dopiero się poczęło jest bezbronne...jeśli to zrobisz to zginie Oktavia jak i Wasze dziecko.

Bezimienny nie wytrzymał i uderzył swoją pomocnicę siarczystym policzkiem , tak że upadła hukiem na ziemię.

-Milcz! Ten bękart nie jest moim dzieckiem! Zwołać mi Murder! - wykrzyczał i tym razem wybiegł jego sługa szukając tej zielarki w jej własnej siedzibie.

Oktavia już wszystko pojęła ten sen był prawdziwy i jej mistrz nie panował nad swoimi żądzami. Powinna była domyśleć się że te wymioty, nudności i osłabienia są wynikiem tego stanu.A teraz jej dziecko przepadnie, a ona nie zniesie tego bólu, nawet jeśli by przeżyła.Murder to doświadczona oraz precyzyjna bestia, wyrwie jej dziecko z jej łona i wyrzuci za próg tego domu, nie szanując tego marnego stworzenia co mogło kwitnąć pod jej sercem.

W tym zaś czasie słabnącym głosem odezwała się do zebranych.

-Chciałabym pomówić w cztery oczy z Bezimiennym.

Wszyscy popatrzyli na nią i na decyzję Pana ,lecz ich Mistrz uniósł dłoń znak aby odeszli,zostawiając ich samych. Gdy tylko drzwi się zamknęły Oktavia wzięła się na odwagę i powiedziała do Bezimiennego, który był odwrócony do niej tyłem.

-Wiem że nie podoba mi się to co się stało, ale jak wiesz mogą być z tego korzyści. Wszak nie jesteś młody, a przydałby się jakiś potomek,który przyniesie później to co przez tyle lat budowaliśmy.. budowałeś.... Dlaczego jednak nie panowałeś wtedy nad sobą?

- To Ty jesteś wynikiem tego wszystkiego co się stało, Ty i Twój pieprzony urok! Nie zrobiłem tego co było prawidłowo, a teraz jestem skazany! Wyrwę Ci te dziecko choćby nawet i siłą!

-Chcesz pozbawić je życia? Dlaczego nie dasz mu szansy? Mi jej nie musisz dawać ,możesz zabić mnie kiedy tylko dziecko się urodzi.

-Życie za życie? Powinien się wzruszyć tym momencie?O nie moja droga, o nie! Murder zaraz tu przybędzie!

-Zlituj cię Mistrzu,zlituj się nad naszym dzieckiem!- wykrzyczała i w kąciku oka pojawiła się jej łza.

W tym momencie przybyła Murder z złowieszczym uśmiechem,woziła na specjalnym wózku swój drogocenny sprzęt: kilka noży różnych długości, skalpele , łyżkę i wiele, wiele innych najobrzydliwszych i najokrutniejszych przedmiotów, które Oktavia w życiu swym nie widziała na oczy.

-Panie przebyłam!-powiedziała to triumfująco zacierając swoje szpony.

Mistrz tym razem popatrzył na Oktavię,zobaczył jak łzy wędrują po jej policzkach jakby były deszczem spływającym z nieba na ziemię. Dziewczyna wzięła pospiesznie jego dłoń i ustawiła na swoim brzuchu.

-Nie zabieraj nam tego, nie zabieraj...tego mi.

Bezimienny cofnął szybko rękę , popatrzył na Murder, która już ubierała rękawice ochronne.

-Zostaw! Nie teraz! -krzyknął

Murder popatrzyła zaskoczona na swojego Mistrza,on zaś dalej mówił:

-Nie teraz, nie dzisiaj! Te dziecko się narodzi! Bo czuje że przyniesie nam sławę!

Zielarka okrucieństwa była nie zadowolona w tym faktem. Obrzuciła Mistrza gniewnym spojrzeniem, popychając swój bezcenny wózek kierunku drzwiom, aż w wkrótce do swojej siedziby by znaleźć jakieś niewinne stworzenie, któremu pokieruje mu drogę aż do śmierci.

Bezimienny został sam z Oktavią, ona do niego się uśmiechnęła i przez łzy wypowiadała te słowa.

-Nie pożałujesz tego mój ukochany Mistrzu.

-I obym tego nie pożałował! -powiedział i poszedł do swojego gabinetu.

Oktavia była szczęśliwa że ta istotka owoc miłości jej i Bezimiennego będzie żyć i to dzięki niemu! Bo uratował je od zagłady.

Opira do niej weszła i zaopiekowała się nią bo takie miała zadanie od Pana.

Przez dziewięć miesięcy miała pilnować oraz opiekować się Oktavią. I miała strzec aby nie mówiła czule do swojego dziecka, lecz to jej się nie udawało.



*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.



-A teraz opowiem wam rzecz jasna o Tabula Smaragdina inaczej mówiąc Tablica Szmaragdowa. To najstarszy i najważniejszy tekst alchemiczny i jest do dziś uważany, to nasz filar prawa. Niektórzy mówią drogowskaz , inny instrukcja, która pomaga nam przy swojej pracy.
Jego autorem jest nikt inny jak Hermes Trismegistos. Alchemicy na niego mówią Hermes po Trzykroć Wielki,prorok.Główne założenie hermetyzmu głosi, że wszechświat jest jednością, której części pozostają współzależne. Rządzące wzajemnymi stosunkami tych części prawa sympatii i antypatii możemy poznać tylko dzięki boskiemu objawieniu. A nasz dziedzina wiedzy i nauki Alchemia łączy sie z hermetyzmem tworząc Alchemię hermetyczną. O tak moi mili. Do hermetyzmu przyznawali się nawet Bractwo Różokrzyżowce.W ten ruch powstał najprawdopodobniej 1614 roku, moi drodzy. Ich charakterystycznym znakiem był i być może dalej jest czerwona róża, w której środek wpisany był krzyż.Nauka Różokrzyżowców polegała w swej filozofii boskie pochodzenie człowieka rozpatrywane przez upadek formie grzechu oraz możliwość ponownego zjednoczenia z boskim polem życia. Nauka ta powiązana jest silnie z naszą umiłowana alchemią, postrzegając możliwość zbawienia w przemianie ołowiu symbolizującego naturę człowieka ziemskiego w złoto prawdziwego boskiego człowieka, który niczym Feniks z popiołów musi wznieść się z grobu natury.Bo jak wiecie naszym głównym zadaniem jest znalezienie kamienie filozoficznego substancja zdolna przemienić dowolny metal w złoto.I właśnie ta Tablica szmaragdowa stała się dla nas tak bliska bo istnieją szanse że ona prowadzi nas dobrą drogę w znalezieniu tej oto tajemniczej substancji. A teraz powiem Wam co mówi nam Tablica Szmaragdu:


To jest prawdą, całą prawdą, na pewno i bez kłamstwa:
To co jest na dole jest takie jak to co jest na górze; a to co jest na górze jest takie jak to co jest na dole. Poprzez to dokonują się wszelkie cuda.
I tak jak wszystkie rzeczy istnieją w Jednym i pochodzą od Jednego, które jest najwyższą Przyczyną, poprzez mediację Jednego, tak wszystkie rzeczy są zrodzone z Jednej Rzeczy przez adaptację.
Słońce jego ojcem, Księżyc matką;
Wiatr nosił go w swym łonie. Ziemia jest jego żywicielką i strażnikiem.
Jest Ojcem wszystkich rzeczy,
zawarta jest w nim wieczna Wola.
Jego siła, jego moc pozostają całe, kiedy przemienia się w ziemię.
Ziemia musi zostać oddzielona od ognia, subtelne od gęstego, delikatnie z nieustającą uwagą.
Powstaje z ziemi i wznosi się ku niebu i z powrotem schodzi na ziemię; gromadzi w sobie siłę wszelkich rzeczy wyższych i niższych.
Poprzez poznanie tej rzeczy cała wspaniałość świata stanie się twoja a wszelka niejasność odejdzie od ciebie.
Jest to moc ponad moce, siła posiadająca siłę wszelkiej mocy, gdyż przezwycięży każdą subtelną rzecz i przeniknie każdą litą rzecz.
W ten sposób został stworzony świat.
Z niej są zrodzone różnorodne cuda, do których osiągnięcia podano tu wskazania.
Z tego właśnie powodu nazywają mnie Hermes Trismegistos, gdyż posiadłem trzy części filozofii wszechświata.
To co nazwałem Słonecznym Dziełem jest teraz zakończone.



A mówię Wam te nasze sekrety, tą nasze misję nie po to aby wam ciekawość zaspokoić, ale po to abyście poznali smak naszej minimalnej historii. Teraz nastały dla nas ciężkie czasy nasi alchemicy giną, cierpią,chorują, mają poparzenia-powiedział Ted chwilowo robiąc pauzę,przebiegł oczami po zebranych twarzach zielarzy i przemówił dalej-może istniała by szansa,abyście uleczyli ich swoimi zielarskimi zdolnościami?

Ted nie czekając na odpowiedź przypomniał sobie o czym jeszcze:

-Jeszcze jedna bardzo ważna kwestia, od innych zielarzy z innych zakątków świata ,dowiedziałem się z listów iż ludzie Bezimiennego próbują wkraść się do nich zewnętrznie jak i wewnętrznie, szukają czegoś jakiś sprzętów. Albo co gorsze to co wynaleźli tam zielarze.

-Chcesz powiedzieć Drogi mój przyjacielu że chciałbyś naszej ochronny?-zapytał Juliusz

-Tak, bracie...No to wszystko co chciałem powiedzieć wam, teraz idźcie do spania, a ja rzeknie kilka słów do Juliusza.


Wszyscy udali się do swoich kwater oprócz Teda Alchemika i Juliusza Severyna van Bena.

Gdy Galicje zamknęła drzwi zapytała Luizy:

-Wiesz o co w tym chodzi? Dlaczego Bezimienny szuka czegoś co nie jest związanego zielarstwem?

Luiza odrzekła gdy tylko już położyła się w łóżku:

-Nie wiem , to brzmi dziwnie. Może zaczął się interesować alchemią? Chodźmy już spać .

Galicja w milczeniu sie przebrała i położyła się na posłaniu i natychmiast zasnęła.Luiza nie miała tyle szczęścia w głowie miała tyle myśli. Bezimienny coś knuł czuła to.

Nagle przyszedł ów upragniony sen w którym chciała jak najszybciej się zbudzić.

Rozdział 26 U alchemików


Wyruszyli kilka dni temu , poruszając się wokół pustkowia, dalekich i ponurych miast. Każdy miał oczy szerokie otwarte i słuchali każdego szmeru docierającego do ich uszu. Nikt się nie odzywał jedynie wtedy ktoś mruknął słowo "Postój" gdy dobiegł wieczór i jak dobiegło ich zmęczenie. Każdy trzymał swoją wartę pilnując swoich i innych inwentarzu,koni i samych siebie.Młodzież zielarzy dobrych była u kresu sił ,ale nie przyznawała się do tego.

Jedynie Juliusz wraz z Ludomilem żwawo pędzili do przodu, przyspieszając swoich podopiecznych.

Nagle się o to uśmiechnęli pierwszy raz po iluś tam dniach gdy znaleźli się na rozstaju dróg.

Ludomil popatrzył na męża swej zmarłej siostry, a on niezauważalnie pokazał lekki ruch,który świadczył w którym kierunku będą dalej odbywać swoją podróż.

Ludomil wraz z Juliuszem jechali naprzód, ale niespieszno, dyskretnie rozglądali się dookoła.

Nagle ktoś wyszedł z potężnego dębu ,zatrzymując ich. Konie się spłoszyły, nie pomogły uspokajające słowa swoich właścicieli.

Mężczyzna ten miał długi płaszcz z kapturem tak ,że nie można było zauważyć jego wizerunku.

Mierzył się wzrokiem z dziadkiem Luizy, a gdy Ludomil chciał jechać naprzód ku niemu powstała głęboka rozpadlina.Luiza wstrzymała oddech zauważyła że nieznajomy ma odcień bordowo-brunatną ,co świadczyło że jeszcze jeden fałszywy ruch a będzie z wami biada.

Nagle zielarka miłości i wytrzymałości poczuła przesuwający ból na swoim ramieniu. Dotknęła ją i odezwała się przez zęby:

-Człowieku przepuść nas , nie wiesz kim jesteśmy i w jakim celu zmierzamy.

Ten odwrócił swoją głowę do niej:

-Doskonale wiem kim jesteście,ale nie macie prawa przystępować dalej. Jedynie nas zniszczycie.

Na to dziewczyna pokazała mu lewę ramię:

-Widzisz ten znak? Wiesz co on mówi?

-Ja wiem co to znak, znak zielarzy. Ale kiedyś przynieśliście nam nieszczęście, nie pomogliście nam i teraz życzycie od nas schronienia?

-Ojcze...ojcze.....gdzie jesteś?!- wołał głoś gdzieś dobiegający w lesie.

Nagle ku nich ukazała sie drobna postać, była białowłosa , miała mądre ależ niebieskie oczy , poruszała się lekkie i zwinnie. Gdy juz była blisko ojca, położyła mu ręke na ramieniu i rzekła:

-Puść ich to nasi dawni przyjaciele, potrzebują schronienia, a dzięki temu ze ich ugościsz oni dadzą nam bezpieczeństwo o tak dawna jak marzyliśmy.

-Mino, nie mów ojcu co ma robić bo doskonale wiem. Chciałem zobaczyć czy ich zaskoczę. Toteż mi się prawie ,prawie udało.

-Tedzie Alchemiku, Ty i Twoje żarty, powinien się wcześniej domyślić- powiedział rozbawiony Juliusz- Powiedz mi czy wobec teraz tych okoliczności dasz nam wszystkich dach nad głową?

-Nie umiem być taki przekonujący. Ehh starzeje się. Kiedyś to każdego robiłem w balona, pamiętasz? Oczywiście że was ugoszczę, brawo córeczko spisałaś się, idziesz w moje ślady-powiedział Ted przybijając piątkę z Miną.

-Zaraz, zaraz a co to znaczyło że Ludomil chciał pojechać dalej a nie mógł , bo przed nim powstała przeszkoda?- zapytał po dłuższej chwili Eric

-Chłopcze to iluzja! I-L-U-Z-J-A. Piękna nauka warto się w niej pogłębić i zaskoczyć przeciwnika.A wracając do rzeczy to jedźmy już do naszej skrytki.

Mina na ten znak zagwizdała i po niespełna minucie pojawił się ogier fryzjerski długą i lśniącą grzywą oraz ogonem. Ted Alchemik dosiadł rumaka i pomógł swej córce która kurczowo sie go trzymała.

I tak pokonywali dalszą podróż, Juliusz wraz z Ludomilem gawędzili sobie z Tedem i jego córką, a reszta jechała za nimi.

Gdy znaleźli się niedaleko gór , zeszli z koni i dalszą drogę pokonywali pieszo. Uważając aby nie wpaść żadną rozpadlinę. Idąc Luiza zastanawiała się nad poświatą,czyżby mieli jakieś kłopoty?Ciągle ta barwa Teda jest taka sama, a jego córki prześwitująca. Co to znaczy?

W ciągu tych myśli nie dostrzegła kamienia na którym się potknęła i przed upadkiem pomógł jej nie kto inny, ale Ted Alchemik.

-Dziecko uważaj jak idziesz, patrz uważnie po swe nogi bo nigdy nic nie wiadomo. Jesteś bardzo podobna do swojej matki. Masz jej ruchy i uosobienie, a po ojcu masz błysk.

Luiza słuchawszy tych słów wybąknęła tylko jedno słowo"Dziękuje".

Ted ruszył dalej , a Luizą zajął się Eric.

-Nie bój się mnie uczennico.-szepnął Eric i szybko ucałował ją czółko.

-Eee gołąbeczki idźcie i gruchajcie gdzieś indziej a nam dajcie miejsca, żebyśmy mogły spokojnie wejść.- powiedziała Spring ,a Rosa tylko orzekła:

-Tylko nam nie zwiniecie jakiegoś numeru, no wiecie takiego małego pisklaczka.

Luiza tylko popatrzyła na nie groźnie i powiedziała:

-Nie jesteśmy parą, on jest moim nauczycielem i będzie mnie szkolił jak tylko dotrzemy na miejsce.

-No dobrze, tak się mówi .. nauczyciel... nauczyciel,a tak wiele nauczy. - powiedziała Spring wywracając oczami.

-Dziewczynki no to może pójdziecie z przodem , a ja z Luizą na spokojnie za wami.

-Zgoda. Będziemy pierwsze- oznajmiły bliźniaczki i ze śmiechem na ustach poszły pierwsze.Za nimi szła Galicja kłócąc sie z Kate.

-Jaki ty do mnie masz w ogóle interes? Czego ode mnie chcesz? Uczepiłaś się mnie jak nie wiem.

-A to nie łaska mi pomóc?

Gdy Kate była blisko Erica popatrzyła na niego czarującymi oczami mówiącymi wiele o jej oddaniu, zielarka miłości i wytrzymałości odwróciła wzrok, a Eric powiedział.

-Kate coś masz z oczami czy mi się wydaje?

Ta tylko prychnęła i pobiegła doganiając Galicje ,aby wymienić trochę wybuchowych tez.

Eric wziął dłoń od Luizy i szepnął , całując jej palce.

-Kocham Cię najdroższa. Kate mnie nie interesuje, pokazuje tylko że nie jest osobą na której warto popatrzeć. Ja tylko mogę patrzeć na Ciebie i być przy Tobie.Wybacz mogłem nie pić tego ponczu, ale nie myślałem wtedy że wywinie taki numer.

-Dobrze już dobrze, to było już nie zmienisz.Chodźmy już bo zastaliśmy w tyle, a nie chce w nocy szukać i błądzić .

-Dobrze, ale pozwól ,że coś zrobię.

-Co takiego?

Eric jednym ruchem wziął Luizę na barana i rzekł.

-Nie,nie nie... siedź cierpliwie... masz kostkę skręconą i jesteś wyczerpana.

Luiza przytuliła swój policzek do mocnych i sprężystych pleców swego ukochanego .

Gdy minęła pewna chwila ku nich ukazała się grota, która nie była widoczna gołym okiem. Ted podszedł bliżej i opuszkami palców wyznaczył jakiś ślad.

Skała się roztopiła i weszli do pierwszego korytarza, był nadzwyczajny . Mina trzymała pochodnie i szli dalej. Potem ukazała się kolejna gruba ściana .Czy to przypadkiem ślepy zaułek? Tu też Ted wyznaczył znak i coś jeszcze.

Drzwi zrobione jakby to była skała otworzyły się , na pierwszy plan ukazał się znak alchemików

-Tak moi drodzy to jest Uroboros, ukazuję wizerunek węża zjadający własny ogon i nieustanie odradzającego się z samego siebie.To nasz znak, wy macie swoje znaki na lewym ramieniu i wiecie kim jesteście. A nas alchemików łączy ten symbol. Gdyż my poświęcamy się aby odnaleźć to czego szukamy i to jest takie magiczne oraz wyjątkowe.-wygłosił mowę dumnie Ted.

-Rozgośćcie się , na lewym korytarzu znajdziecie pokoje do swoich siedzib.A jak już się odpakujecie przyjdźcie tutaj i zaprowadzę was go jadalni.-rzekła Mina.

Po tych słowach każdy ruszył na korytarz , zaciekawieni jak żyją tak wspaniali ludzie.Zobaczyli rzędy pokoju po prawej jak i po lewej stronie.

Galicja szepnęła słowo do Luizy :

-Mogłabym z Tobą zamieszkać, bo Kate nie daje mi spokoju,a nie chce by mi wchodziła do mojej kwatery. A jak będę z Tobą to wiesz.

Luiza przytuliła i powiedziała "Jasne . Będę przy Tobie czuła się bezpiecznie".

-Nie przejmuj się Eric będzie z Twoim dziadkiem pomieszkiwał.

Odwzajemniły uśmiechu i wzięły kwaterę naprzeciwko bliźniaczek po lewej stronie. Otworzyły drzwi i dostały olśnienia. Na regałach były książki , znajdowały się 2 proste ale przepiękne łózka, zapewne antyki. Na kątach znalazły się ciekawe przedmioty, które nie miały pojęcia do czego służą. Gdy weszły do drugiego pomieszczenia ukazała im się łazienka umywalka i wanna była wykonana z jakiegoś przecudownego materiału.Pomieszczanie miały niewielkie otwory tak że dopływało ich rześkie powietrze górskiego krajobrazu. Odpakowały swoje rzeczy i pędem ruszyły tam gdzie już czekali wszyscy.

Mina uśmiechnęła się do wszystkich ,ale jej spojrzenie dłuższej utkwiło na Luizie.

Po czym poprowadziła wszystkich obecnych do prawego korytarza który był rozgałęziony , potem skręcili w lewo i jeszcze raz lewo. Mina otworzyła szerokie drzwi i gestem zaprosiła obecnych gości do środka.

Na środku było przygotowane palenisko . Ted z innymi alchemikami krzątali się . Wokół paleniska były ustawione dywany z miękkiego i gładkiego materiału. Luiza usiadła po turecku a koło niej Eric , Galicja. Koło Galicjii Rose i Spring, które z przejęciem gestykulowały prace alchemików. Juliusz usiadł obok Erica i gadał z nim cicho, obok Juliusza Ludomil. A że Kate szła z tyłu i podziwiła ściany usiadła niechęcią obok Spring, w sumie miała dobry widok na Erica. Na przeciwko Luizy usiadła mina wraz z ojcem. Dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało.

Każdy dostał zupę w misce i zaczęli ją powolutku pić.

Zaczęła się rozmowa o tym co przeżyli w posiadłości Valley of Water, jak to się zjawił szpieg, kto to był , kto go rozpoznał.

Później po dłuższej ciszy Ted zagłębił wszystkim zgromadzonym kręgu tajemną wiedzę alchemików.





*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.





Po trzech tygodniach od tej misji dziewczyna była rozgoryczana na swojego dawnego mistrza,ale sumiennie wykonywała swoje obowiązki. A na mistrza nie patrzyła bo wiele stracił w jej oczach.

Jak każdy dzień była na treningu, Sytr dawał jej popalić i tym razem, ale się nie poddawała. Lecz po jakimś czasie nie mogła wstać była wyczerpana, wszytko jej bolało. A jak wstała to ściemniło się w w jej oczach."Umieram" pomyślała dziewczyna i straciła przytomność.

Obudziła się w siedzibie Opiry, która się nią zajęła i zaczęła wycierać jej twarz chustą przesiąknięta jakimś eliksirem.

Nagle dobiegły jakieś kroki, Bezimienny otworzył drzwi i krzyknął co w płuca.

-To nie może być prawda, to nie może być prawda.

Chwycił Opirę i uniósł do góry:

-Powiedz że to nie prawda!

Oktavia jedynie zmarszczyła brwi z niedowierzaniem, zakłopotaniem i dręczącym jej pytaniem:"Co mi jest?".

Rozdział 25 (Nie)spełniona obietnica


Oktavia od razu zasnęła na ledwo wygodnym posłaniu. Nigdy nie czuła się tak wyczerpana i to że została przyłapana na gorącym uczynku, czuła że tamci ją poznali i że teraz zapewne znajdą inne schronienie dla siebie. Zaklęła w duchu . I zaczęła spadać w obłokach snu.



Oktavia znalazła się w gabinecie Bezimiennego, była ubrana tak jak zwykle jakieś krótkie szorty , koszulka na ramiączkach. Miała upięte wysoko włosy w formie nietypowego koka. Jedynie znak jej prześwietlał na zielono, tak złoto wrogi znak-pomyślała z dumą.

-Wezwałam Cię tutaj po to, aby porozmawiać z Tobą o Twojej wczorajszej misji.

-Tak , panie?

Bezimienny obszedł stół, podszedł bliżej do Oktavi popatrzył na nią swoimi oczami , które były bez źrenic.

Oktavia się zamyśliła wspominając tamto wydarzenie kiedy jej nauczyciel i Mistrz stracił źrenice. To było okropne! Wtedy mnie uratował.....

Nagle rozerwał się głos mówiący do niej , a jej wspomnienia wyprysły niczym bańki mydlane.

-Wiesz że teraz znajdą inne miejsce, inne schronienie oraz będą rozpamiętywać tamto wydarzenie oraz wysuwać swoje to nowe wnioski. A więc dobrze wykonałaś misję. Dałaś pewne zamieszanie do ich życia. I to mi się podoba., moja Droga.

Oktavia na te słowa uśmiechnęła się dumnie.

-A teraz ja spełnię zadaną obietnice Tobie.

-Nie trzeba ,najdroższy Mistrzu.

-Dawno mnie tak nazwałaś Oktavio. Jestem wzruszony.-odparł Bezimienny i podszedł bliżej dziewczyny i tuż za jej uchem powiedział:-Wiesz od dawno mi Cię podobałaś, podobają mi się Twoje ruchy, Twój wysiłek, Twoje ruchy ,determinacja, pewna pewność siebie i to że uporczywie chcesz wykonać daną misję.

Pogładził ją po policzku , poprawił jej kosmyk włosów,który był jej na policzku.

Przywarł się do niej i zaczął ją całować, później coraz natarczywie i zawzięcie.

Dziewczyna czuła ciepło spływające po jej całym ciele, pewne podniecenie i pożądanie.

Gdy przestał całował zapytał się wzruszony:

-A jednak czujesz to co ja.

Oktavia tylko kiwnęła twierdząco głową tak .

I zaczął znów ją jeszcze goręcej całować , rozpuścił jej włosy.

Popatrzył na nią w pewnej odległości.Bez wahania wziął ją do swojej sypialni.

Dziewczyna zobaczyła mroczne pomieszczenie o ciemno-fioletowym oraz bordowym odcieniu ścian. Na środku znalazło się łóżko drewniane z czarną pościelą . W pokoju nie było okien tak jak prawie wszystkich kwaterach, jedynie płonęły świece w świeczniku pięciu ramiennym znajdującym się na antycznej komodzie. Nad komodą znajdowało się lustro a w nim odbijały się ich sylwetki.

Bezimienny był w tyle od niej i zaczął całować jej szyję, a ona przychyliła głowę do tyłu . Coś do niej szepnął i jego dłonie obejmowały jej talię.

Odwróciła się do niego i znów zaczęli się gorączkowo całować, zdejmować to sobie ubranie. Położył ją delikatnie i zaczął całować jej bladą skórę centymetr po centymetrze. Zaczął wędrować językiem każde jej miejsce zataczał kółeczka , robił spirale, i różne figury geometryczne, na końcu zrobił na jej brzuchu jej znak lewej ręki.

Oktavia uśmiechnęła się zalotnie i pocałowała go czule ,a on wsunął jej język głębiej. Oktavia podróżowała po jego ciele dotykała każde miejsce, każde jego mięśnie, każde jego ścięgno, każdą żyłę ,każde miejsce do którego w tej chwili miała dostęp.

On uśmiechnął się coraz szczerzej. Oktavia go leciutko gryzła i drapała.

Poczuli jak głośno biją ich czarne serca i jak przyspieszony jest oddech, jak wrasta u nich adrenalina.

Nie czekając dłuższej, Bezimienny zrobił to co trzeba i razem krzyczeli jakby głosy ich się połączyli w całość .

Byli spoceni, szczęśliwi i spełnieni.

Jeszcze chwilę leżeli razem przytulani do siebie.

I nagle rozległo się głośne uderzenie bębna.






Oktavia się zbudziła i znalazła się w swoim pokoju. Była ubrana jak przybyła do domu po wykonaniu powierzonego jej zadania. Czuła że nie było tamtego wydarzenia czuła się oszukana i rozgoryczona.

Pędem ruszyła wściekła omijając każdego ze swoich towarzyszy złych bez żadnego słowa pozdrowienia.

Czuła jak patrzą na nią spode łba. Ale w tej chwili nie interesowało jej to .

Swoimi krokami znalazła się już obok drzwi prowadzącego do ich Wodza. Otworzyła głośno drzwi krzycząc głośno.

-Oszukałeś mnie ! Jak mogłeś! Wykonałam zadanie ,a mnie tak potraktowałeś!

-Jakie oszukałem Cie? I jakim tonem zwracasz do mnie? !

-Mówiłeś że jeden dzień będziemy razem jak wykonam swoją misję i gdzie ten dzień?

-Aaa o to Ci chodzi, a mówiłem Ci czy to wykonam na jawie czy śnie?-powiedział Bezimienny i popatrzył na zakłopotaną twarz Oktavii.-A więc jednak nic takiego nie powiedziałem, a chyba sen miałaś przemiły?

-Jak mogłeś coś takiego zrobić, swojej dawnej uczennicy, swojej dawnej przyjaciółce, znam każdą twoją tajemnicę nawet najskrytszą, a Ty mi nóż wbiłeś same moje serce.

-Przesadzasz moja droga, przesadzasz... Nie mówiłem Ci jak to wykonam i czy będziesz zadowolona z tego faktu . Ale wiesz co , uwielbiam kiedy się złościsz. A to ... uznaj za wspaniały sen, spełnione marzenie.

-Tak ,tak .. sprytnie to sobie u karciłeś!. Nienawidzę Cie-mówiąc to wybiegła z gabinetu tak jak szybko się tu pojawiła i poszła do sali ćwiczeń , wywracając wszystko co napotkała na swojej drodze.





~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



Juliusz przez chwilę kierował swoją dłonią nad uciekającą dziewczynę i poznał jej tożsamość , mimo że jeszcze wywar działał. Wiedział że jest za daleko, aby coś jej zrobić. Ukarać ją łatwo. Wiedział ,że sama się kiedyś doigra z czasem...

Wezwał Ludomila i powiedział aby każdy bez wyjątku znalazł się w sali obrad za pięć minut.

-Moi drodzy jednak musimy zmienić miejsce aby się schować i się przygotować. Bezimienny znów gra pierwszy , do nas przybyła pewna osoba, pewien szpieg. Wiem kto i wiem w jakim celu, aby zobaczyć jak zawędrowaliśmy daleko. Nie zagrzeliśmy tutaj miejsca na długo , trzeba znów spakować manatki i iść w drogę. I teraz wiem które schronienie będzie dla nas lepsze i bezpiecznie-powiedział Juliusz do wszystkich zebranych w sali balowej.

-A więc kto to był za szpieg? -zapytała Kate

- Oktavia, najzdolniejsza i przebiegła zielarka zła, pomocnica Bezimiennego a zarazem jego dawna uczennica. -odpowiedział Juliusz.

-Czyli mamy iść gdzieś dalej ? -zapytała Luiza

-Tak wnuczko, nawet dziś za godzinę. A więc pakujcie, zabierzcie te rzeczy , które będą potrzebne.

I każdy ruszył do swoich pokoju , cichutko rozmawiając o tym co sie wydarzyło i że sławna Oktavia zawędrowała specjalnie tutaj w te rejony.

Jedynie Ludomil i Juliusz zostali na swoim miejscu, Ludomil dał rękę na ramieniu męża swojej zmarłej siostry.

Juliusz zrobił wyschnie nie i rzekł do niego

-I znowu spaprałem sprawę, znowu wszyscy byli zagrożeni, znowu nie udało mi się wyminąć sztuczki Bezimiennego...jestem za stary i nie taki jak wcześniej.

-Przestań tak mówić, wiedziałeś sam że bal jest niedobrym pomysłem ,ale nie chciałeś aby Ci którzy tak się starali przygotować to dla nas posmutniali i żyli w ciągłym stresie. Wiem że teraz wszyscy będą się starać jak najlepiej. Jedyna nasza nadzieja jest Luiza.

Dziewczyna słyszała te słowa i popatrzyła na swój pierścień zielarski,który zamigotał w świetle.

Rozdział 24 Szpiegowanie


Oktavia była zaskoczona swoją gwałtowną przemianą,ale uradowana że tak łatwo szybko jej poszło. Gdy kroczyła coraz bliżej zobaczyła w oddali ochronę sprawdzającą czy nikt inny złego otoczenia nie włamię się na bal.

Dziewczyna uśmiechała się w myślach. "Tak , tak dobrze mnie chroni ten znak zielarzy dobrych".

Nagle mężczyzna ją zatrzymał i rzekł;

-Proszę pokazać lewe ramię.

-Ależ młodzieniaszku ,aż proszę, jakie to zainteresowanie moja osobą... Tak ,tak w młodości to chłopcy latali za mną , a teraz też - powiedziała staruszka i zachichotała radośnie

Mężczyzna się uśmiechnął ,dotknął jej ramienia, jej znaku.

Oktavia poczuła ból ,ale nie ukazała tego.

Mężczyzna w końcu ją przepuścił do środka.

-Mam nadzieje młodzieńcze że zatańczysz ze staruszką- rzekła Oktavia powolutku krocząc do środka

-Zobaczymy proszę Pani, miłej zabawy życzy.

Oktavia wkroczyła przez wielką salę, zobaczyła dużo zielarzy, dużo przysmaków na stołach, orkiestrę Ziółko, która zaczęła grać. W jej oczom ukazała sie grupa dzieciaków.

-Gdzieś tutaj musi być Luiza- pomyślała kobieta.

-Ooo tu jesteś Ita! Kopę lat! Gdzieś ty się błąkała? -zapytał starszy zielarz, całując jej wynędzniałą, zniszczoną rękę.

-Błąkałam się tu i tam, ale pamięć mnie zawodzi... czyż powinnam Ciebie pamiętać?

-Czyżbyś nie pamiętała kompana w czasów dzieciństwa. To ja Admi. Szalony Admi. Pamiętasz jak wspinaliśmy się na drzewo w poszukiwaniu roślin, jak wariowaliśmy nad rzeką z innymi.

-O tak ,tak pamiętam... Wybacz mi.. Tyle się pozmieniało.

-Tak , ty droga Ito wyruszyłaś świat, zostawiając nas samych w rodzinnej miejscowości. Wszak lubiłaś przygody ! I dlatego zapewne wyruszyłaś... Gdzieś to była?

- A zwiedziłam okoliczne wioski, to pojechałam za granicę.

-Aaaaa Ita!! To ty nie poznaliśmy się! -podeszli dwoje zielarzy , dostojnie ubrani.

Oktavia poczuła się zagubiona.. nie wiedziała jak żyła wcześniej ta kobieta i co jej się przytrafiło. To było trudne zadanie.

-A może podejdziemy do tych młodych zielarzy? Pogadajmy z nimi, teraz oni prowadzą ród zielarzy.- powiedziała w końcu Oktavia

-Hmm nie oni, ale Luiza ,droga Ito.- zdecydowanie powiedział Admi

-A tak ..tak...-odpowiedziała Oktavia.

Powolutku wkroczyli do grupki młodych zielarzy i w końcu dziewczyna zobaczyła Luize, była ubrana bardzo elegancko i szykownie. Miała strój jakby spleciony z pajęczyny , a sam kok wyglądał rewelacyjnie. Poczuła zazdrość, ale nie mogła tego okazać.

Wpatrywała się nią na jej ruchy i na jej głos, wzrok i podstawę. Sprawdzała jej słaby punkty, zauważyła,że przepięknie uśmiechnęła się na widok pewnego młodzieńca.

Zauważyła również że jej przyjaciółki wypatrują kątem oka na rudowłosą dziewczynę,czyżby była zagrożeniem dla Luizy? Czemu nie zaprasza ją gestem do siebie?

Oktavia nie słuchała tego co mówi Admi, ale chciała coś rzec do Luizy:



-Nie martw się dziecinko. Oni tu są, Twoim sercu. Masz wspaniały dar bo jesteś zielarką miłości i wytrzymałości. Połączyli oni to jedność,nikt inny tego nie umiał i nie umie dlatego jesteś taka wyjątkowa.-powiedziała

I udali się na stolik ze ciasteczkami z lukrem.

Oktavia poczuła głód więc wzięła ciasto i z rozkoszą ją zjadła, kątem oka przyglądając się Luizy.Potem nadszedł czas na obiad, które trochę co skubnęła.

Po pewnym czasie zauważyła że Luiza tańczy wraz z swoim dziadkiem.

Dostrzegła Oktavia również że do tego młodzieńca, którym Luiza jest zakochana(co znaczył sam fakt jak przytulali się podczas tańca) podeszła ta rudowłosa kobieta z uśmiechem na twarzy i ponczem w ręce. Gadali o czymś , a później chłopak łyknął się napoju i ruszyli na dwór.

Poszła Oktavia więc za nimi śledząc ich. Przybrała zielarskie ukrycie. Ukryła sie za mogiłą ,widziała jak Ci dwaj zbliżają się do pocałunku i ten krzyk rozpaczy.

To Luiza! Wybiegła roztrzęsiona do lasu, więc Oktavia za nią pobiegła.

Zauważyła jak biegnie i się potyka, ruszyła pędem tak aby ją nie stracić z oczu.

Po pewnym czasie upadła na ziemie i się skaleczyła mocno o kamień.

Oktavia wiedziała że musi ją uratować ,że Bezimienny sam chce ją wykończyć.

Gdy zorientowała sie że jest nieprzytomna , przestała się ukrywać dotknęła jej twarzy i zaczęła ja uzdrawiać. Wymagało to pewniej precyzji,skupienia i czystości umysłu.

Nie może myśleć teraz o Bezimiennym, jak się poznali, jak to się stało że ona wiedziała o nim wszystko a on o niej też... jak później oddał ją w ręce Sytra aby z nim sie szkoliła niż z nim. No tak był zajęty pewną kobietą .. nie jaką Susan, którą wykorzystywał do niecnych planów. Była piękna chociaż taka zmarniała. A ona młoda jeszcze i pryszczata.

Ale był dumny ze mnie- myślała Oktavia, odpędzała te myśli .. wyciszała się i zaczęła mówić litanie,śpiewać , leciutko unosząc ręce i upadając na twarzy Luizy, której sączyła się krew w okolicy potylicy głowy. Nagle krwawienie ustało.

Oktavia oddychała z trudem i co sił w nogach pobiegła w stronę lasu. Nie miała sił aby się ukryć. Musiała się ukryć w puszczy leśnej.

Zauważyła tego młodzieńca ,jej dziadka , Ludomila, który umknął przed Bezimiennym.

Zabrali Luizę do domu, zapewne do jej sypialni. Wiedziała gdzie ono się znajduje.

Wracając do posiadłości zauważyła że wszyscy goście wyjeżdżają.

Ukryła się za stodołą i zobaczyła jak trzech starszych mężczyzn idą w pieszo w stronę północnego-zachodu, patrząc czy może ujrzą swoją dawną towarzyszkę .

Oktavia się ukryła się , ranek się zbliżał, wspięła się na posiadłość , docierając do balkonu Luizy.Miała szczęście drzwi balkonowe były uchylone, schowała się za zasłoną, wpatrując się na dziewczynę , która czytała pamiętnik .

Widziała jej skupienie,niedowierzanie,zachwyt na twarzy. Zmarszczone czoło oznaczało że myśli nad pewną rzeczą dogłębnie, nagle wszedł ten młodzieniaszek, który miał nieudaną randkę z rudowłosą.

I zaczęła się im podsłuchiwać. Dowiedziała się o liliowej róży, to że jej babkę udało się uratować i to że ten młodzieniec wie że Bezimienny posiada tą roślinkę.

Tak ,tak Bezimienny tą roślinkę posiada... a jak ją wydobywa jest zakazane. Nie zdobywają je zielarze , o nie Bezimienny ma inny plan.. Ten młodzieniec Eric nie wie że używają go bardzo często.. ale zaraz czy on przypadkiem nie mówił,że był jednym z nich... Nie można uciec od Bezimiennego jak mu sie służyło. O nie!

Nagle wyszedł i została sama z nią , nie mogła zdradzić że tu jest, wyszła więc tą samą drogą co przyszła. Nagle na dole była zamieszanie. Okazało się że prawdziwa Ita przybyła. Ten strażnik mówił coś że nie podobało się mu zachowanie pewnej kobieciny i jej znak wydawał się troszkę inny, ale sądził że z biegiem lat znaki się zmieniają.

Wyjaśniał, że była to starsza kobieta , zmarszczona, pomarszczona i taka sucha. I dlatego może wydawał się trochę inny znak.

Dostrzegła że dziadek Luizy się wściekł ostro, dał strażnikowi siarczystego policzka i odszedł gniewnie do środka.

Stało się teraz jasne że teraz będą poszukiwać tą drugą kobiecinę.

Musiała wrócić do domu.

Oktavia czuła sie zmęczona ,wykończona.

Pobiegła resztkami sił z dala od posiadłości do lasu.

Wysłała wiadomość telepatycznie do Bezimiennego aby wysłał po nią Riska, podała współrzędne. Po 10 minutach przybył Risek zbyt późno .

Już gasło jej zielarskie ukrycie. Zauważyła że na dziecińcu spogląda jakaś postać. Zauważył ich gdyż wskazał na nią palce. Oktavia szybko pogoniła Riska i po pewnym czasie byli już w Krainie gór.

W połowie drogi powrotnej ukazła się prawdziwe jej oblicze,prawdziwa ona. Na postoju czekał już Bezimienny nie czekając na nic wydobył wszystko jej myśli.

Ona mu pozwoliła, wszystko co myślała podczas podroży i w czasie zadania stało się jasne dla Bezimiennego.

-Spisałaś się! Wiemy teraz troszkę więcej,ale naradziłaś nas! Zobaczyli że uciekać na Risku! Teraz na pewno gdzieś indziej się osiedlą i nie będzie łatwo ich znaleźć ! Znajdziemy na to sposób..znajdziemy...Widzę że podrywałaś strażnika? Czyżbym ja nie wystarczał?-uśmiechnął się szyderczo zielarz zły- Za niedługo będzie Twoja nagroda. A teraz udaj się do swojej kwatery i odpocznij. Jutro pogadamy.

Dziewczyna się ukłoniła i niestety sie przewróciła. Bezimienny wziął ją na ręce,położył na łóżku. Ona chciała aby ją pocałował on prychnął i zamknął drzwi bezszelestnie.

W drodze do swojego gabinetu obmyślił sprytny i chytry plan.

Rozdział 23 Kraina gór




Bezimienny krążył wokół swej siedziby głośno się zastanawiając:

A to sprytna dziewczyna, albo ma inne zabezpieczenia,które nie pozwala mi wejść w jej umysł. Pamiętam ten widok kiedy jej matka skonała widząc cień śmierci. To było takie cudowne! Patrzyła szeroko ,martwymi oczami na mnie pełną złości i niemożliwości. Ach zguba była jej wielka. Jaśmin przecież nie był dla niej dobrym atutem tylko zgubą... Ten jaśmin delikatnie pachniał zanurzając, ale nie mnie! Nie silnego wodza! Nie, potężnego zielarza złego- jak to o mnie mówią mieszkańcy doliny Amunt i pobliskie wioski. Trwożą się i trwożą. Lękają się mej potęgi. Boją się mnie!



I parsknął złowieszczym śmiechem.



Tak, tak ja to wszystko zbudowałem: te korytarze, te ściany , te jamy , każde pomieszczenie. A moi poddani zielarze źli, wielbią mnie i mi pomagają niecnych sprawach. Tylko ta dziewczynka nie daje mi spokoju. Zrodzona z matki-zielarki wytrzymałości i z ojca-zielarza miłości. Trzeba ją skarcić.

Ja mam to uczynić! To moja misja! Niech mi tylko stanie przede mną i pokaże mi swoje zielarskie zdolności , a ja jej pokaże jej moje o wiele potężniejsze.

Niech widzę jej desperacje w jej oczach , to że chce się uwolnić od moich łap. Okrutnych łap!




Nagle Bezimienny zatrzymał się przed drzwiami ćwiczeniową -zielarskim. Wszedł do środka ,wszystkie oczy skierowane były do niego i od razu ukłony do pasa, padały jednym głosem słowa: Sława Pana Bezimiennego! Sława! Sława!

Bezimienny uciszył zebranych jednym gestem i przemówił do Sytra.

-Jak idą przygotowania?

-Oj Panie wszystko idzie po Twej myśli. Już wszyscy znają "Zielarskie ukrycie" stosowane nawet za dnia! Daje świetne rezultaty i zaskakuje przeciwnika.

-Na jak długo umieją się ukryć?

-Na pół godziny.

-To za mało, ucz ich dalej, a młodych przeszkol. Zrób im mały test- wyrzekłszy najpotężniejszy zielarz zły- Oktavia jest u Ciebie?

-Tak ,tak swojej kraterze.

-Dlaczego nie ma jej na ćwiczeniach?!- podniósł Sytra do góry

-Pa....Paniee....o..oonna....pojęła....to wszystko ...wczzzzześniej.

Bezimienny podstawił go na ziemi i zapytał.

-Jak wcześniej?

-Zapytaj ją sam Panie- uśmiechnął się i podszedł do młodych i zaczął dalej ich szkolić.

Bezimienny zakrył swoją twarz głęboko kapturem i wyszedł z sali ćwiczeniowej, ruszył do góry ..wszedł przez wąską jamę, skierował się stronę północnego- zachodu . Wszedł górę przez strome schody, następnie szerokim korytarzem, za trzecimi drzwiami skręcił lewo, później prawo i znalazł się u drzwi Oktavi.

Zielarka Okatvia znalazłem sie kiedy byłaś małym dzieckiem, byłaś mała i bezbronna,wziąłem się pod swoje skrzydła i uczyłem się. A ty dalej się nie szkolisz. Tylko ważysz zioła. Powinienem był ją zabić kiedy tylko popatrzyła na mnie na mój podróżny płaszcz, na moje ruchy. Ale zabrałem bo wiedziałem że wyrośnie na moją pomocniczkę,ale...


Dotknął drzwi wypowiadając cichutko i ledwo słyszalne słowa, drzwi się szeroko otworzyły.

Oktavia była ubrana krótkie spodenki ze skóry i czarny gorset podkreślający jej figurę, miała rękawiczki czarnego materiału nieodsłaniające jej palce.Była zwinna poruszała się zwinnie, krzątała i ważyła zioła tak precyzyjnie jak nikt inny.

Bezimienny przełknął ślinę.

-Wiem że tu jesteś. Wejdź do środa. Co mam uczynić abyś był ze mnie dumny?-zapytała odważnie dziewczyna.

-Nie takim tonem do mnie!Dowiedziałem się że umiesz wszystko. Zobaczymy teraz czy aby na pewno! -odpowiedział groźnie zielarz zły i zamknął drzwi nie dotykając ich nawet na nich nie patrząc.

Drzwi zamknęły się na cztery spusty, dziewczyna odwróciła się w tym momencie do najpotężniejszego.

-Gdzie ukłon i powitanie!- krzyknął groźnie zielarz.

Dziewczyna dwornie się ukłoniła, podeszła do niego bliżej mówiąc:Sława Bezimiennego! sława! Sława! Sława! I ściągnęła mu kaptur z głowy.

-Widziałam wcześniej Twoją twarz, nie ukrywaj jej z tego powodu ich wcześniej ją ujrzałam.

-Pokaż mi co umiesz- odpowiedział bez tchu Bezimienny krzyżując swoje ręce na piersi.

-Tak mój Panie, skoro sobie tego życzysz.

Dziewczyna wykonywała kilka bardzo precyzyjnych i skomplikowanych czynności zielarskich, sposób dotykania przedmiotów i zmienienia ich kształtu, sposób zatrzymania czasu.

Zatrzymała czas i myślała że Bezimienny stoi bez ruchu podeszła do niego i pocałowała go w usta.

Ten ją popchnął tak że spadła na szafki zielarskie i upadła na ziemie.

-Nie nabieraj mnie! Pokazuj a nie cwaniakuj! Nie tego się uczyłem i Sytra!

Dziewczyna wstała, otarła sie z kurzu , popatrzyła groźnie i solidnie pokazała mu co umie.

-Jeszcze pokaż mi sposób ukrywania!-odpowiedział twardo Bezimienny

- Z miłą przyjemnością- powiedziała Oktavia przez zęby.

Dziewczyna ukryła się , a Bezimienny dał snop światła aby się upewnić czy na pewno jej nie ma. Patrzył na zegarek ile czasu jej to zajmuje.

Dziewczyna już się pojawiła po pewnym czasie, była wyczerpana ,spocona i obalała.

-Moje gratulacje wytrzymałaś 45 minut! Za mało! Woń teraz na ćwiczenia!

-Ale Panie.. ja nie dam rady dzisiaj!

-Milcz! Woń albo ja ciebie zaraz zabiorę za fraki. Po ćwiczeniach masz przyjść do mnie! Za 3 godziny, masz o tutaj moją litość.

Otworzył szeroko drzwi i zamknął jednym hukiem.

Dziewczyna podeszła do łóżka i zaczęła głośno płakać, nie spodziewała się takiej reakcji swego Podwładnego.

Bezimienny słyszał jej płacz, ale szybko i żwawo ruszył do swojego gabinetu,aby pobyć sam z własnymi myślami.

Ta dziewczyna Oktavia ma przed nim władze, ona zna go bardzo dobrze nie powinien tak się zachowywać. Nie powinien jej tak uderzyć.,ale już nie jest jej opiekunem! A ona jest już dorosła! Za niedługo wojna się szykuje,a jej głowie nie wiadomo co! Bardzo dobrze jej idzie...

Nagle do jego gabinetu zapukał ktoś powodując że myślenie o Oktavii poszły w głąb mózgu.

Popatrzył na kule i zobaczył tam zwiadowca zielarskiego.

To jakaś dobra nadzieja-pomyślał zielarz zły



Otworzył mu drzwi, gość wszedł.

-O mój Panie słyszałem to i owo od jakiś mieszkanców, którzy nie są zielarzami ,że słyszeli iż odbędzie się za niedługo bal w posiadłości Valley of Water. A coś mi mówi że tam może znajdować się Pańska przeciwniczka- Luiza.

-Do dobre wieści, dziękuje Ci zwiadowco. Możesz już iść dalej.

Bezimienny wpadł na genialny pomysł. Czekał cierpliwie aż przyjdzie do niego pewna osoba.

Nie zapukała tylko cicho weszła do środka.

Bezimienny katem oka zobaczył że jest masakrycznie wyczerpana, zawołał też i Sytra.

Ten siedział na fotelu i czekał cierpliwie aż podejdzie Oktavia bliżej.

-Powiedz mi Sytrze, czy Oktavia dzisiaj coś nowego się nauczyła?

-Tak o Panie, ta dziewczyna nauczyła sie już nigdy więcej się nie spóźniać ,ani nie przychodzić na ćwiczenia. Dałem jej solidny wycisk.

Dziewczyna opadła na krzesło, które było zimne i dodawało jej ulgi przy obolałych nogach.

-Umie bardzo dużo ,dzisiaj wytrzymała "Zielarskie ukrycie" na godzinę! -odpowiedział dumnie Sytra.

- A widzisz dało sie. Dało się. -powiedział Bezimienny do niej , nie patrząc na nią. -Sytrze możesz już odejść.

-Ale Panie ten test młodych mam wyniki.

-To później, wyjdź!

Sytrze nie trzeba było dwa razy powtarzać, szybkim krokiem opuścił gabinet Podwładnego.

Oktavia i Bezimienny zostali sami.

Zielarz zły chodził po gabinecie i mówił jednym tonem:

-Widzisz moja droga, tyle mi przeszliśmy ,tyle razy wytrzymaliśmy, opiekowałem się Tobą, doszkalałem Cię. Teraz ty musisz mi odpłacić za to. Pokazać swoje możliwości. Zadowolić mnie. A jeśli mnie zadowolisz to będziesz miała jeden dzień , przecudowny dzień ze mną. Wiem że tego chcesz. Widzę to!

-Nie potrzebuje jednego dnia, ja chce wypełnić misję jaką mi dasz,abyś wiedział że ja coś umiem i żebyś był ze mnie dumny.

-Znasz sztuczki kamuflażu,zadowoliłaś mnie jeszcze dzisiaj przy ćwiczeniach, umiesz zielarskie ukrycie. Inni połowę tego nie znają co ty. Nie są gotowi na tą misję.

Dziewczyna chłonęła słowo każde wypowiedziane przez zielarza złego.

-A więc pójdziesz na bal zielarski.

-Mnie bale nie interesują- wymamrotała Oktavia

-Milcz! Pójdziesz na bal zielarski w posiadłości Valley of Water, tam będzie mój wróg- zielarka miłości i wytrzymałości zwana Luizą. Od jakiegoś czasu blokuje swój umysł i nie mogę wejść. Ktoś ją chroni! Dowiedz sie kto! Znajdź jej słabe i mocne strony. Zobacz jak się zachowuje w każdych sytuacjach. Pójdziesz na bal i będziesz się bawić ale i też obserwować, śledź ją i niekiedy się ukrywaj. Wiesz co masz robić , a później przybądź do mnie i mi powiedz wszystko albo pokaż mi wszystko całe te zdarzenia twoimi oczami.

-Dobrze mój Panie. Kiedy jest ten bal zielarski?

-Za 3 dni, a wyruszysz dzisiaj w nocy. Pojedziesz z Risekiem ,a potem Ty działasz sama.

Pokiwała głową na znak że się zgadza.

-Dasz radę! Wierze w Twoje zdolności! - powiedział Bezimienny i pogłaskał jej policzek, Oktavia popatrzyła na niego wdzięcznością.



*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.



Dziewczyna pakowała się , gdy nadeszła wyznaczona godzina udała się do strony odlotu. Risek był już gotów. Był to zielarski koń, który posiadał wielkie moce. Nie był nigdy wyczerpany, zawsze gotów i był wyjątkowo szybki.

Podeszła do niego, ukłoniła się nisko i dosiadło go. W szybkim tempie znalazła się w Valley of Water, Risek zawrócił, a ona że miała trochę czasu , popatrywała teren sprawdzała każdy skrawek ziemi, każdy krzew,gałązkę. Dzień przed balem zrobiła miksturę i wypiła go , był dziwny smaku, wypowiadała również zielarskie słowa, po czym zmieniła swoją postać. Była straszą zielarką, przybrała imię Ita.

Popatrzyła na swoje odbicie w tafli wody i się zaśmiała.

Powolutku , kroczyła do posiadłości jako poczciwa starsza zielarka.

Rozdział 22 Dzika roślina




Luiza zagłębiając się pamiętnik babci czytała to co kiedyś spisywała babka jak była w jej wieku może jak była młodsza,a może jak już była starsza.

Znalazła bardzo ciekawą notkę:



Nigdy nie przepuszczałam że od małego coś mnie ściągnęło do nieosiągalnego. Niedawno dowiedziałam się od matki, że tak było. Mając 5 lat chodziłam do ogrodu zielarskiego,który daleko był od domu.Ale drogą powrotną znałam na pamięć.Zawsze w po południu chodziłam tamtędy badając każdy kwiatek, każdą roślinkę. Patrząc od korzeni aż po same pyłkowiny, płatki, liście. Zawsze do domu przynosiłam tyle co udało mi się zmieścić małych rączkach kwiaty, zielarskie rośliny. I suszyłam je na parapecie. Moi rodzice byli zdumieni. Raz usłyszałam ich rozmowę. Mama coś mówiła do ojca,że ja jestem za młoda że takie zdolności nie powinnam je teraz posiadać oraz że to za wcześnie,a ojciec był jakiś taki smutny, odrywał się od rzeczywistości. Jako dziecko nie wiedziałam co to znaczy,ale odkryłam że to co robię jest zbyt za wcześnie.

Raz znów poszłam do ogrodu.Pamiętam że nawet poskokach biegłam i nuciłam piosenkę o " Człowieku zielarskiego pochodzenia,której "nauczył mnie tata przy kominku gdy wieczór zapadał. Siadałam zawsze na kolanie taty i śpiewaliśmy ,aż usypiałam, a potem jakimś cudem budziłam się swoim maleńkim łóżeczku. Brat wtedy gdy my śpiewaliśmy po prostu gdzieś wychodził, nie chciał słuchać tej piosenki.

Gdy już znalazłam się w ogrodzie napełniła mnie woń świeżych zieli. Byłam rozkoszowana i tak chodziłam rzędami po kwiatach, delikatnie,aby ich nie wyrwać aby nie zniszczyć. Dochodziłam coraz głębiej i głębiej. Tam nie wolno mi było chodzić,ale coś mnie tak kusiło i kusiło.
Zauważyłam piękny kwiat przykucnęłam sprawdzając czy znam ten kwiatek,ale go nie znałam. Dotknęłam go, a on zmienił barwę, jakby lekko pobladł.

Byłam zaskoczona tą reakcją czyżby ten kwiat miał emocje?-zapytałam się z myślach.

I znów zmienił kolor na ten wcześniejszy co miał. Pomyślałam że mi się zdawało ,że to iluzja. Po prostu byłam zmęczona bo nigdzie tak daleko nie wchodziłam do ogrodu zielarskiego. Zauważyłam że teraz ten kwiat zmienia kształt,a drugi kwiatek się zamknął w sobie. Byłam oczarowana tym widokiem.Dostrzegłam że przyfrunął tu ptak,którego nigdzie nie spotykałam. Nie bał się mnie jak inne co ledwo jak już szłam ku nim a one wypłoszone odfruwały dalej lub wzbiły się w niebo. Ten był przyjacielski,ale nie śpiewał tylko patrząc swoimi maleńkimi oczkami na mnie, a one były w kolorze srebra.

Nagle zawiał silny wiatr i spostrzegłam wtedy na niebo było już strasznie ciemno. Przecież tutaj nie byłam aż tak długo.

Ale czułam się spokojnie,przecież mi się tutaj nic nie stanie. Są wspaniałe kwiaty , cudny ptaszek. Nagle dostrzegłam kątem małego oczka że kwiaty chwieją się w jedną to drugą stronę. I wtedy wybiegłam odwrotnym kierunku z daleka od nich.

Słyszałam jak dalej się chwieją ten melodyjny ruch , jakby chciały abym ja się do nich przyłączyła.Hipnotyzowały mnie.

Moi rodzice mnie wtedy szukali od ponad dwóch godzin i pobiegli tutaj, zauważyli jak te kwiaty przychodzą coraz bliżej i bliżej do mnie ,a ja byłam oszołomiona oraz sparaliżowana. Ojciec mnie szybko wziął na ręce i wybiegliśmy z tego ogrodu. Coś nucił do mnie szeptem jakoś dźwięczna melodię. Tak ,tak to był "Człowiek zielarskiego pochodzenia" i wtedy usnęłam spokojnym snem. Rodzice zabrali mnie do domu i dali do małego łóżeczka , a gdy się obudziłam nic nie mówili o tym zdarzeniu....




Tutaj znów fragment się urwał. Luizie szły myślach co to był za kwiatek,jakie ma właściwości, czy jest pożyteczny czy też nie? Co takiego robi. Hipnotyzuje, oszałamia,zwabia,kusi...coś jeszcze? Czy jest używany naparach, czy w ogóle jest wyrabiany na coś?

Jeśli jest tak silny i hipnotyzuje to czy nie używa go Bezimienny do swoich złych celów? Ojciec babci zaśpiewał tą piosenkę i to jest jakby odtrutka.

Leżąc na łóżku myślała intensywnie, pamiętała jak babcia uczyła ją tej piosenki. Było to dla niej bardzo ważne, a to niby szło tak:



Człowiek pochodzenia zielarskiego

był świadomy swej natury.

W jego rękach powstawały

różnorodne zioła świata.



Ty też możesz mu pomóc

dodaj tylko wrzos, Jaśminę

oraz dodaj serce swoje

i tak powstanie lęk gotowy.



A człowiek pochodzenia zielarskiego

spojrzy na Ciebie i

ukłoni się Tobie wiernie....




Zasłuchany Eric słuchał uważnie śpiewu Luizy i był zdumiony jej walorami artystycznymi. Uśmiechnął się od ucha do ucha i dokończył niezdarnie tą zwrotkę;

Gdyż pomogłaś mu dzielnie
.




Wtedy go dostrzegła , uśmiechał się i patrzył na nią tak,że w sercu zrobiło się ciepło,ale jest tam rana,która jeszcze się nie zabliźniła.

-Co tu robisz?-zapytała się po dłuższej chwili.

-Jak to co? Sprawdzam stan zdrowia młodej pacjentki,ale widzę że barwnie śpiewa to znaczy że wraca do stanu zdrowia.

-Skąd znasz tą piosenkę?

-Każdy młody zielarz się ją uczy w razie jakby na niego czyhało jakieś niebezpieczeństwo.

-Tak też myślałam.

-To o tym nie wiedziałaś?! Takie rzeczy się wie od takiego małego . Widzę że piszesz jakąś swoją historie.- powiedział patrząc na pamiętnik na kolanach dziewczyny.

-Dla Twojej wiadomości to jest pamiętnik po mojej babci.Dostałam ją od Ludomila.-powiedziała wzburzona Luiza- nie piszę o moim życiu bo nie ma żadnego wspaniałego wątku. Może to że mnie zdradziłeś!

Chłopak usiadł na fotelu i zakrył twarz w dłoniach i szeptem mówił:

-Przecież nigdy się nie zdradziłem. Pamiętam że rozmawiałem z wieloma osobami na balu i pamiętam jak Kate dała mi coś do picia. I wtedy film mi się urwał. Może za dużo wypiłem? Nie wiedziałem że to uczyniłem. Jest mi wstyd Luiza.Na prawdę. Pamiętam jak krzyczałaś i płakałaś,wtedy oprzytomniałem i rzuciłem za Tobą pogoń, potem widziałem jak leżysz, a z głowy Ci krew leciała... pamiętam wołałem o pomoc, próbowałem się ostudzić. Szybko przyszła pomoc i zabraliśmy Ciebie do domu.

-A co się stało proroczynią Gabriellą?

-Nie wiem o kim mówisz, tylko Ty tam byłaś i nikt inny.

-Może mi się zdawało.

I nastąpiła długa chwila milczenia po chwili i Eric i Luiza chcieli coś powiedzieć.

-Mów pierwszy

-Nie, ty mów pierwsza, pacjentka ma pierwszeństwo. - powiedział Eric uśmiechając się leciutko.

-No dobrze, nie będę się kłócić...chodzi mi o to że czytałam pewien fragment pamiętnika mojej babci. Pewnego dnia spotkała pasjonującą roślinę, która zmieniała barwę, kształty,zamykała się i otwierała. Miała pewne emocje, później hipnotyzowała,zwabiała oraz kusiła. Chwiała się tą jedną tą drugą stronę. Brak tutaj było nazwy tego kwiatka oraz jej właściwości. Czy ten kwiat jest zakazany? I jeszcze coś muzyka o "Człowieku pochodzenia zielarskiego " uspokajał człowieka który był zwabiony przez tą roślinę.

-Mówisz o liliowej róży. To bardzo dzika roślina i niezbyt atrakcyjna. Niby jest ładna bo zmienia barwy i kształty,ale jak wiesz lilia uspakaja,a róża zwabia owady. Tak też liliowa róża zwabia uspokaja będziesz jakby jedną z nich.

-A co to oznacza?- przerwała Luiza

-To że nikt o silnej magi zielarstwa nie jest w stanie wyrwać się od niej kiedy nie w porę przyjdzie pomoc. A ta czasami jest nieskuteczna.Wiele śmiałków próbowało dorwać się do tej roślinny bo jest naprawdę drogocenna,ale gdy ich towarzysze mieli im pomóc nie mogli znaleźć drogi , a gdy znaleźli było za późno, oni już się zmieniali i nie było żadnego antidotum,aby ich uratować.

-Ale przecież moją babcie uratowali rodzice.

-Twoja babcia miała ogromne szczęście,widocznie to nie była roślina bardzo dobrej żyznej glebie, nie miała warunków do rozwoju ani nie był to czas kiedy to roślina ma większą siłę. Nie powiem Ci kiedy bo tego nikt nie wie. Ale rodzice Twojej babci zdążyli na czas, bo na pewno później by jej nie uratowali.

-Tak , było napisane że była oszołomiona i nie słuchała nikogo. Ojciec wziął ja ręce,ale ona stawiała opór ,szarpała się.Wtedy zaśpiewał jej tą piosenkę o człowieku pochodzenia zielarskiego. I wtedy się uspokoiła i zasnęła.

-Widzisz i dlatego ta piosenka jest bardzo ważna.A wracając do tematu. Tak te kwiaty są niebezpieczne ,tak samo ich woń, wyrabianie coś na nich. I dlatego to ziele jest zakazane. I nikt zielarzy dobrych jak ich życie miłe nie zrywa tego kwiatu,ani ich liści,korzeni, łodyg.

-A powiedz mi jeszcze czy Bezimienny ma te ziele swoich zasobach?

-Nie dziwiłbym się jakby ich nie miał.Ale nie martw się,ach tak często ich nie używa.

-Skąd o tym wiesz?

-Zapomniałaś że kiedyś byłem tam i widziałem czym armia się posługuje. Teraz zapewne zmienili taktykę.

-Aha, Eric mam pytanie jeszcze czy będziesz mnie szkolił,uczył? Bo dużo nie wiem. Byłam jakby oderwana od tego,a może ja od tego uciekałam. Ale wiem że to nie uniknione i że muszę położyć kres.

Chłopak podszedł do niej uchwycił jej dłoń i powiedział patrząc w jej oczy.

-To będzie dla mnie zaszczyt.

Chciał coś powiedzieć czy coś zrobić,ale wstał. Luiza przypomniała sobie o czymś i zapytała Erica:

-Chciałeś mi coś wcześniej powiedzieć?

-Aaa...chciałem się zapytać czy jesteś może głodna, bo nic dzisiaj nie jadłaś.

-Hmm zjadłabym jajecznice na bekonie.

-Już się robi- powiedział Eric wychodząc z pokoju- jeśli chciałabyś dalej coś wiedzieć o tej dzikiej roślinie to śmiało pytaj.

Gdy chłopak wyszedł delikatnie zamykając drzwi, Luiza wzięła notatnik i wszystko napisała o tym dziwnym kwiatu co dowiedziała się przed chwilką.

Rozdział 21 Proroczyni




Dziewczyna była zrozpaczona, jak mógł on coś takiego zrobić? Czy on kocha Kate? Przecież sama go widziałam i nic go nie usprawiedliwia! -mówiła myślach Luiza,zaczynając znowu co nowo płakać. Nigdy jej się to nie zdarzyło, aby tak do głębi ją zranił, a były momenty cierpienia i katuszy przez niego. A teraz on i Kate, razem?! Jak on mógł... Uciekała więc Luiza w głąb lasu, nie myślała gdzie biegnie tylko jak najdalej uciec od tego miejsca, od nich! Ach ta Kate niby pokazywała pazurki ,ale nie wyglądało na to aby polowała na Erica.

Tak wiele Luiza czekała tyle czasu, przy nim zawsze się czuła bezpiecznie i pewnej siebie.A teraz? Teraz stała się mała,samotna i bezradna.

Biegnąc w sukni balowej zahaczyła się stopą o korzeń drzewa i runęła mocno na ziemie,uderzyła się głową o kamień i straciła przytomność.

Po kilku minutach ocknęła się, przy niej była kobieta o ciepłym głosie. Opatrywała jej ranę i cicho, ale przyjemnie coś do niej mówiła. To była jakaś pieśń, która ukoiła jej bolesne serce i ból głowy.Czuła się przy tej pieśni tak dobrze,nie interesowała się ze swoich problemów ,widziała same pozytywne rzeczy.

Kobieta uśmiechała się do niej czule, pogłaskała ją po włosach.

-Pora już iść, pójdziesz na chwile do mnie- powiedziała kobieta o fioletowych włosach.

Luiza pokiwała głową, ostrożnie wstała, poddała swoją rękę kobiecie i tak szły w kierunku zarośli.

Luiza obserwowała zwierzęta, które były zaskoczone widokiem na nie jak szły przed siebie. Ptaki ćwierkotały radośnie, nagle ku zaskoczeniu Luizy ukazała się polana i mały domek.

-Tutaj mieszkasz, pani-zapytała dziewczyna

-Tak, tutaj,wśród przyrody. I jestem Gabriella. A ty jesteś Luiza- zielarka emocji i wytrzymałości.

-Skąd to wiesz?

-Moja droga, nie powinnaś uciekać przed tym co widziałaś. To nie jest winna tego chłopaka, to przez tą dziewczyn. Oj biada jej . Spotka ją coś złego...w sumie teraz na to zasługuje przez to że Ciebie skrzywdziła.Córkę Medi i Olafa-znakomitych oraz odważnych zielarzy nie powinna ani tknąć ani nie odbijać chłopaka marzeń... Jednak, to co ją spotka....również wiele zmieni.

-Zaraz moment , skąd to wszystko wiesz, Gabriello ?

-Moja droga, wiele rzeczy dokonasz, wiele znakomitych oraz wspaniałych rzeczy. Nie bój się o nic. Potrafisz to dokonać jesteś silna tylko musisz uwierzyć swoje możliwości i swoje czyny. A nagrodę będziesz miała po tym wielką.

-Nie chce nagród żadnych,nie sprawiają mi przyjemność. Nie lubię też niespodzianek od losu.

-Wiem o tym, ale na to nie masz wpływu i mnóstwo dostaniesz takich małych niespodzianek złych oraz dobrych.

-Kim w ogóle jesteś i po co wygadujesz takie rzeczy? Skąd wiesz od czego uciekłam, co zobaczyłam? Skąd znasz moich rodziców? Skąd o mnie tyle wiesz!-krzykła Luiza stojąc naprzeciwko damy, która patrzyła jej w głęboko oczy.

-Przedstawiłam Ci już, jestem Gabriella. Mieszkam tutaj, a przyroda jest moim sąsiadem.

-To już wiem...a co z resztą,czym się zajmujesz? Czarujesz? Jesteś zielarką czy oszustką?

-Nie widzisz Luizo mojej poświaty? Co ona Ci symbolizuje?

-Widzę że masz jasną fioletową poświatę. To jest pewne że nie jesteś zielarką,

-Czytałaś o poświatach, widzę jak brałaś pamiętnik po babci i czytałaś ten fragment. Przypomnij sobie.

Luiza popatrzyła zaskoczona na tą kobietę, która była wyprostowana i czekała na jej odpowiedź. I w tej chwili przypomniała sobie co znaczy poświata fioletu.

-Jesteś proroczynią, wszystko wiesz o zielarzach ,wiesz co się wydarzy potem, jakie karty los przeznaczył dla narodu zielarskiego . Wiem też, że nie masz wpływu na swoje przepowiednie i że tak się spełnią,chociaż mimo tego nie pragniesz i inni też nie. Próbują robić wszystko aby się nie udała ta przepowiednia,ale i tak bez rezultatu bo wszystko się sprawdza. -powiedziała w końcu Luiza.

-Rozgryzłaś mnie, spryciarka z Ciebie. Powiem Ci tylko tyle,ze ten kłopot z chłopakiem jest zbyt mały. Będziesz i tak miała coraz poważniejsze.Uwierz mi będziesz na niego wściekła przez kilka dni, ale później zobaczysz że złość ci minie,gdy coś potem odkryjesz, gdy wszystko już powolutku się zacznie. Będziesz miała kłopoty z odnalezieniem sześciu zielarzy, ale On Ci pomoże, będzie dla Ciebie lojalny i oddany... Potem to ujrzysz u niego jego miłość do Ciebie i przez to może się coś zrodzić. I widzę że staniemy się dla siebie bliskie, jak siostry. Wiem że teraz masz dużo przyjaciół , oni są dobrzy w każdym calu i nigdy nie odwracaj się do nich plecami jeśli są Ci pomóc. Nie działaj sama. Razem wszyscy możecie działać więcej niż w pojedynkę.-powiedziała jednym tchem Gabriella.

Luiza obserwowała nową poznaną kobietę i nie wiedziała czy te słowa z jej ust wypowiedziane są prawdziwe.

Nagle dziewczyna się ocknęła, zobaczyła niewyraźną sylwetkę Erica, który wołał o pomoc. Zobaczyła jeszcze Ludomila, który opatrywał jej ranę z czoła.

Zauważyła również ,że Eric wziął ją na ręce i kierował ją do siedziby zielarzy.

-Co się stało-zapytał Juliusz u progu drzwi.

-Pewnie dziewczyna biegła prosto i nie zauważyła grubego korzenia co wystawał po za podłoże. Jest lekko rana i dla jej bezpieczeństwa poleży kilka dni w swoim pokoju i będziemy obserwować jej stan zdrowia.-powiedział Ludomil uspokajając dziadka Luizy.

-Dobrze pomyślane,a czy coś majaczała?-zapytał troską w głosie Juliusz.

-Tak,coś mówiła o jakiejś proroczyni fioletowych włosach i czasem wołała "Gabriella,Gabriella".-powiedział Eric.

-Yhym, Rose, Spring i Galicja zajmijcie się proszę Luizą.

-Dobrze,ale niech Eric ją zaniesie na górę.

Chłopak od razu wszedł z Luizą do holu, wszedł delikatnie schodami w górę na drugie piętro, potem wąskim korytarzami. Dziewczyny otworzyły pokój Luizy,wszedł Eric z nią do środka ,położył ją delikatnie na łóżku.Popatrzył się z troską głosie i poszedł na dól.

Dziewczyny zaopiekowały się Luizą. Po kilku godzinach dziewczyna bardzo dobrze się poczuła,ale nie pozwolono jej wstać.

Więc czytała pamiętniki po babci i czytając kolejne fragmenty z jej życia i z zielarskiego świata.

Rozdział 20 Bal i ucieczka




Luiza podeszła do toaletki i zaczęła rozczesywać swoje włosy, zastanawiając się jak je ułożyć. Próbowała wiele różnych kombinacji na swoim włosach. Wzięła więc specyfik na ułożenie włosów i zaczesała grzywkę do tyłu i spięła włosy ozdobną spinką.

Zrobiła leciutki makijaż, powieki pokreśliła połączeniu beżowo-brązowym. Usta natomiast namalowała dziewczyna kolorem malinowym, dodała kreski na oczy oraz tusz.Na policzku dodała minimalnie różu. Popatrzyła na lusterka i zauważyła jak imponująco wygląda.

Ubrała suknie po matce uważając aby nie rozdać leciutkiego materiału.Miała okryte ramiona postanowiła,że weźmie ze sobą też szal.Obrała na środkowym palcu pierścionek z herbem zielarzy pamiątka po matce.

Sprawdziła się jeszcze raz w lusterku jak wygląda i ruszyła na dół na bal dla wszystkich zielarzy. Wybiła godzina uroczystości. Luiza otworzyła frontowe drzwi i wszystkie twarze zwróciły sie na nią. Wszyscy patrzyli na nią pod pełnym podziwem. Jedyni byli oszołomieni inni aż zazdrościli jej wyglądu i też stroju.

Zauważyła Erica był towarzystwie Galicji i bliźniaczek, a Kate była w tyle za nimi. Podeszła do chłopaka i do przyjaciółek. Przywitali się ze sobą, a Eric powiedział do ucha Luizy:"Przepięknie wyglądasz, jestem pod pełnym wrażeniem. może skusisz się na taniec ze mną?"

Dziewczyna zgodziła się i tańczyli na środku parkietu, a orkiestra Ziółko grała miłośną pieśń. Wszyscy byli szczęśliwi z wyjątkiem Kate, która kipiała ze złością. Teraz nie równała się z urodą z Luizą, ale obiecała sobie zielarka emocji że srogo popamięta Luiza ją.

Eric i Luiza zatańczyli jeszcze kilka kawałków, miło się na nich patrzyło jak wyglądali tańczyli rytmicznie. Okazało się ,że chłopak był doskonałym partnerem do tańca. Gdy skończyli tańczyć, podeszli do stołu na którym byli gadatliwi znajomi:Juliusz, Ludomil, Galicja, Spring, Rose, i inni zielarze,a na końcu siedziała Kate.

Kelnerzy poddali przystawki, Juliusz zastukał do kieliszka i zabrał głos:



Zebraliśmy się dzisiaj tutaj moi drodzy przyjaciele zielarze,aby każdemu z was przedstawić moją wnuczkę Luizę, która ona poprowadzi dalszą Armię Siedmiu. To jest jej misja i mam wielką nadzieję,że wszystko się dobrze ułoży dla nas pomyślnie.Wiem że nie wszyscy przybyliście aby dzisiaj świętować większość jest w celi u Bezimiennego inni strzeżą naszych granic, a inni przyłączyli się do niego ślepo ufając mu. Wiem że ten czas nie jest aż taki szczęśliwy jaki chcemy,aby był. Ale...ale ..moi drodzy to za niedługo sie zmieni i wszyscy wyłącznie będziemy świętować na całego. A teraz może taki półmetek z pomyślnego zwycięstwa? Bawmy się! Od jutra wszystko się zmieni!




I nagle wszyscy bili brawa,a Juliusz ukłonił się i usiadł .Teraz każdy spokojnie jadł pyszne przystawki.

Orkiestra Ziółko znów grała hity a w tym razem zagrali rockową piosenkę. Galicja,Rose, Spring i sama Luiza podeszła pod scenę i zaczęły wariować w takcie muzyki. Były oszołamiane i tańczyły w najlepsze.

Eric podszedł po poncz nagle pojawiła sie Kate, która była w czarnym kostiumie.

-Wybrałbyś się ze mną na wieczorny spacer-zapytała dziewczyna

-Wiesz co nie za bardzo, nie lobię bywać wieczorami na dworze.

-Co ty mówisz? Ty zawsze chadzałeś o tych porach i ci to nie przeszkadzało.

-Na prawdę mnie,Kate.

I odszedł od niej i podszedł do dziewczyn podając każdej poncz.

Spragnione wypiły wszystko i podziękowały Ericowi za przyniesienie ponczu. Gdy tak dziękowały podeszli do nich trzech starców zielarzy i jedna strasz zielarka:

-Bardzo się cieszymy,że dzisiaj sie spotkaliśmy Luiza. Marzyliśmy o tym aby przed naszą śmiercią ciebie ujrzeć i nasze spełnienie wypełniło się-powiedział przy łysawy zielarz, Admi.

- Wiesz dziecinko, jesteś taka młoda.Twoi rodzice by byli z Ciebie dumni. Oj jak ich pamiętam..

-Jaki byli?-zapytała Luiza przerywając starszej kobiecie.

-Och byli wyjątkowi i tacy dobrzy, pomagali innym zielarzom w codziennych sytuacjach .Twoja mama niekiedy wiedziała co sie w stanie.Chwili ich śmierci nie spostrzegła jaka okrutna śmierć ich spotka.-odpowiedział znów Admi.

Luiza była smutna.

-Nie martw się dziecinko. Oni tu są, Twoim sercu. Masz wspaniały dar bo jesteś zielarką miłości i wytrzymałości. Połączyli oni to jedność,nikt inny tego nie umiał i nie umie dlatego jesteś taka wyjątkowa.-powiedziała starsza pani.

-Czy to ciasteczka z nadzieniem lukrowym-zapytał zdziwiony Admi

-Tak,tak-powiedziały chórem bliźniaczki.

-Muszę się skusisz i moja ekipa również.-odpowiedział Admi a wszyscy pokiwali w tym samym czasie że sie z tym zgadzają.

-Dziękuje wam za miłe słowa- odpowiedziała Luiza.

W tym momencie kelnerzy poddali pierwsze danie:zupę z licznymi ziołami ,warzywami.

Wszyscy się zajadali aż im się uszy trzęsły.

Gdy skończyli poddano drugie danie z soczystą pieczenią, kotletami, różnymi surówkami, ziemniakami opiekanymi i ugotowanymi.

Luiza zjadła małą cześć gdyż czuła że dalej już nie może,a tu nagle pojawił się deser,liczne torty, ciasta, biszkopty.

Z błaganymi oczami popatrzyła na swojego chłopaka.Ten zrozumiał o co chodzi więc poprosił Luizę do tańca,by wyrwać się od jedzenia. Znów podeszli na parkiet, a orkiestra nuciła znaną ich muzykę. Więc ochoczo tańczyli.Eric kręcił Luizę wokół a ona śmiała się z radością.

Kate tylko z zazdrością patrzyła na zakochaną parę i wzięła mały flakonik i gdy nadarzy się okazja skorzysta z niego.

Nagle dziadek Juliusz podszedł do Luizy i poprosił wnuczkę do tańca.Zgodziła się bo nie wypada odmówić najlepszemu dziadkowi pod słońcem.

Kate od razu pisnęła z radości,zauważyła Erica który stał koło drzwi podeszła do ponczu nabrała do szklanek i na jednej wlała zawartość flakoniku sprawdzając czy nikt ja nie widzi. Schowała pusty flakonik do torebki i podeszła do Ericu trzymając bo prawej stronie jego napój z zmieszanym z czymś, a lewej swój poncz, aby nie wydawało się to podejrzane.

Gdy podeszłą do chłopaka bliżej. Pomyślała że on cudnie wygląda, że ta niebieska koszula daje mu uroku , a dżinsy pokazują że jest młodzieńcem buntu.

-Może się napijesz? -zapytała

-O dziękuje- i już wyciągał dłoń do lewej ręki Kate gdy zatrzymała go dziewczyna

-o nie,nie to jest moja...już z niej piłam. To jest Twoja.

Podała mu mieszankę ponczu. On wziął łyk i wtedy wiedziała że to coś zadziała.

-I co powiesz na mały spacer?

-Z Tobą mogę iść nawet i na koniec świata.

Kate widząc że sprawy idą na jej miejscu, wzięła go za rękę i wyszli z balu.

Nagle zauważyła kątem oka Luiza,że Eric z kim wychodzi. Podziękowała dziadkowi za te słowa co od niego usłyszała i za taniec. Ruszyła biegiem za nimi biorąc cienki szal.

Śledziła ich ruch, szli najpierw do sadu, a potem na puste pola a potem udali się do cmentarza.Było ciemno jedynie księżyc pokazywał swoją poświatę.

Luiza uważając na krzaki podeszła bliżej i zobaczyła Kate siedzącą na kolanach Erica,a ten zapatrzony oraz zauroczony nią objął ją i szykowali się do pocałunku.

I wtedy Luiza wydała upiorny krzyk:

-Nieeeee.....!

I wybiegła do lasu, uciekając od tego co zobaczyła wcześniej. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy ,aż w końcu zatrzymała się trzymając konar drzewa szlochając.