środa, 29 sierpnia 2018

Rozdział 42 Bracia



-A więc to Ty, powróciłeś….
-Owszem braciszku- odparł szyderczo Bezimienny- wróciłem bo masz coś co należy wyłącznie do mnie.
-Nigdy! Nigdy tego nie dostaniesz!- odpowiedział gniewnie Furion, zrobił kilka kroków do przodu jednak kajdany, które umocowane były na ścianach muru mu to nie umożliwiły. 
Rozległ się głośny śmiech władcy zielarzy złych.
-Czyżby? - Bezimienny wstał z wygodnego fotela i obszedł stół na którym spoczywał broń jasnowłosowego strażnika lasu, srebrna włócznia pokryta zielarskimi ornamentami. Władca zielarzy złych spojrzał na swoją zdobycz, a później na swojego brata i rzekł:
-Jakie to jest uczucie mój drogi bracie, mieć broń w zasięgu ręki, a nie móc ją nawet dotknąć? 
-Mylisz się, ona należy wyłącznie do mnie. Ja i włócznia to jedno całość, nierozerwalna więź! 
Nagle Bezimienny zaczął gwałtownie bić brawo.
-Brawo, brawo... jestem pod wielkim wrażeniem. Jednak nie do końca pojąłeś słów starej cyganki... Gdy jedno zginie drugie przepadnie na wieki bądź będzie służył komuś innemu.
-Chyba nie mówisz mi że chcesz mnie zgładzić bracie ?!
Na te słowa Bezimienny podszedł do swojego rodzonego brata, poklepał go po twarzy. 
-Czas pokaże. I wyszedł zamykając uwiezionego Furiona, a wokół włóczni pojawiła się czarna przestrzeń.  

Furion został sam w pomieszczeniu, miał wielką moc, ale skuty kajdankami, które są aż za nadto nasączone czarną magią zielarską nie mógł się uwolnić i jeszcze ta poświata wokół jego włóczni. Zdał sobie sprawę iż jego rodzony brat ma potężniejszą moc i nie może się z nim równać. Nigdy nie był taki sam jak on. Bezimienny lepiej przyswajał wiedzę zielarską niż on już za czasów wczesnego dzieciństwa. Kiedyś byli nierozłączni, zawsze się starali wspierać, jeden był za drugim. Potem wszystko przepadło. Czar prysł, więzły braterskie zostały całkowicie zerwane i stali się dla siebie obcy. A wszystko zaczęło się od pojawienia cyganki, która podarowała mu drogocenną rzecz jaką kiedykolwiek widział. Wtedy jakże był przestraszony, nie wiedział czego chce ta kobieta. Myślał że chce go zabić, nie mógł dostrzec brata... był sam. Potem jej słowa:

Gdy Twój świat zniknie, wtedy wypełnisz swoje zadanie. Musisz się strzec, bronić wszystkich tych których Twoje serce każe Ci zaopiekować. Tobie ta magiczna włócznia jest przeznaczona i wyłącznie. Jednakże gdy jedno zginie, drugi przepadnie na wieki lub będzie służył komuś innemu. Dzięki niej jesteś coraz mocniejszy i silniejszy, Twoje włosy jak i Twoja włócznia będziecie świecić blaskiem księżyca. To jest wasza właśnie nierozerwalna więź. 

 Po tych słowach znikła i wtedy wszystko się zaczęło. Bezimienny już wtedy zaczął ignorować brata, a sam Furion nie wchodził mu w drogę. Do pewnego momentu jak tylko zaczął uczyć zagubioną małą dziewczynkę zielarskich sztuczek magicznych. Próbował uratować te dziecko, lecz rozwrzeszczany Bezimienny rzucił się na niego. Zaczął krzyczeć na Furiona, aby nie interesował się jego sprawami, rzucając po omacku piorunami. Jasnowłosy strażnik bronił się zaciekle, ochraniał swój las przed atakami brata bliźniaka. Za chwile spostrzegł że go nie ma, jak również nie ma tej małej dziewczynki. Usłyszał tylko słowa, które odbiły się echem: 

„Ja tu kiedyś wrócę i zabiorę to co jest moje”.

Nie wiedział do dzisiaj co te słowa znaczą. Teraz już wiedział. Już Bezimienny zaczął swój plan. Już zniszczył jego miejsce na ziemi, której tam się wychował. Zabrał mu las... Zniszczył dolinę Pendro i zabił okolicznych mieszkańców. Gdy Twój świat zniknie, wtedy wypełnisz swoje zadanie". Furion zamknął oczy, powróciły wspomnienia z dzieciństwa.


Bezimienny wszedł do swojego gabinetu, wiedział na czym stoi. Doskonale zdawał sobie sprawę jaką moc ma ta włócznia. Zawsze o niej myślał, co chwile o niej śnił. To jemu ona się należała to on pierwszy pojawił się na tym świecie, a dopiero później narodził się ten nikczemny brat, łajza i pokraka. Znał na pamięć słowa cyganki.... Pamiętał tamten dzień jakby to było w wczoraj. Gdy mieli razem około 7 lat  bawili się w gonitwę w lesie. Gdy Furion gdzieś znikł, on go szukał, aż zobaczył zza krzaków jak stara cyganka podeszła do Furiona wręczając mu srebrzystą włócznię,która świeciła pięknym blaskiem księżyca. Bezimiennemu wryły się w pamięci niektóre słowa tej kobiety. A później pospiesznie znikła jak się pojawiła. Wtedy władca zielarzy złych wyłonił się z mroku kierując się do brata, ten się przestraszył.
-Co tu masz? 
-Nie, nic takiego... pewna kobieta mi to podarowała bo wiedziała że w nim dobrze się zaopiekuje. 
-A dlaczego Tobie? 
-Bo wiesz....- Furion przełknął ślinę, powstrzymywał łzy tak mocno jak się to dało - ...cyganka....powiedziała mi że tylko ja się nadaje. 
-Ty?! Któremu żadne sztuczki zielarskie się nie udają?! Dlaczego nie podarowała mi tego! Czego nic nie dostałem! 
Na te słowa Furion uciekł w głąb lasu, zostawiając zezłoszczonego brata samego. Bezimienny nie opanował swojego gniewu zaczął wybuchać i rzucać złą energię w kierunku drzew. Jego oczy wciąż wypatrywały brata, który się od niego odwrócił. 
Znowu wspomnienia nurtowały Bezimiennego. Czas z tym skończyć! Miał już dobry plan! Do tego przyda mu się przyrodnia siostra, ona nie ma pojęcia o istnieniu Furiona- brata bliźniaka. Nie ma chwili do stracenia, szybko udał się do kwatery najstraszniejszej istoty- Murder. 

Megan po usłyszeniu znowu tych słów, że jest INNA uciekła z pokoju Begam. Szybko ruszyła przed siebie. Był to czas kiedy zielarze źli ćwiczyli, więc nie było tłoku na korytarzu. Biegła co sił z daleka od miejsca. Głowa jej pulsowała bez przerwy. Wiedziała że coś jest nie tak, straciła zaufanie do wszystkich, a zwłaszcza do trenera złych. Miała głębokie przeczucie że Sytr łży jak pies, nie jest uczciwy wobec niej. Już sama nie miała pojęcia kim właściwe jest i co tu robi. Pospiesznie ruszyła nieznanymi korytarzami, a gdy widziała że ktoś się zbliża chowała się między pozostawionymi na środku skrzyniami. I dalej szła przed siebie. Minęło sporo czasu, skręciła prawą stronę. Myśli krążyły co chwile wokół głowy. Już nie jedna osoba jej mówi że jest odmienna. Coś tu jest niejasnego. Pamiętała doskonale zaciekawione, kpiące, aroganckie spojrzenia gdy trenowała na sali...wcześniej sądziła że chodzi o to jak się porusza, ale tu chodziło o coś całkowicie innego. Nagle spostrzegła cienie, szybko zauważyła że nie ma żadnych przedmiotów by się ukryć. Po sekundzie dostrzegła niezauważalne drzwi po lewej stronie. Weszła bez namysłu, o dziwo były otwarte. To była jej jedyna deska ratunku. Przez troszkę uchylone drzwi obserwowała zbliżających zakochanych niedobitków, którzy nie poszli na ćwiczenia. 
-Wiesz to miłe że zabrałeś mnie na taki spacer po nieznanych i zakazanych ścieżkach podziemnych korytarzach- powiedziała dziewczyna, przytulając się do rosłego mężczyzny.
-Dla Ciebie wszystko, moja najdroższa Christina, ale już teraz chodźmy, zaraz skończą trening. A tu co prawda nie jesteśmy bezpieczni. Zaraz może ktoś przyjść... może nawet sam władca. 
-Och!  Ale mnie obronisz?
-Oczywiście- wziął dziewczynę na ręce i ruszył dalej.
Megan przetrzymywała oddech, by nie pokazać nikomu swojego położenia. 
-Już sobie poszli.-odpowiedział głos męski.
Megan na te słowa wzdrygnęła się powoli się obróciła. Z kieszeni wyciągnęła swój mały podróżny nóż. 
-Kto tu jest? 
Powoli stawiała kroki, jeden za drugim gorączkowo obracając głowę raz jedną, raz drugą stronę.
-Nie bój Cię, nic Ci nie zrobię. -odpowiedział głos. 
Dziewczyna zrobiła jeszcze kilka kroków i zauważyła sylwetkę mężczyzny. Jasnowłosy młodzieniec, o jasnych zmęczonych i smutnych oczach, które na nią patrzyły. Cały był pobity, jego ubrania były poplamione krwią i poszarpane niektórych miejscach. Jego ręce były skute mocnymi kajdankami. Coś jej ta scena przypominała, ale nie miała pojęcia czego.
-Kim jesteś? Co tu robisz?- zapytała Megan po szybszej obserwacji młodzieńca.
-Jestem Furion. Czy mogłabyś mi pomóc, wiem że jesteś w stanie. 
-Dlaczego mam Ci pomóc? 
-Inaczej będę zgładzony. A ponadto jak mi pomożesz, ja Ci pomogę. Tutaj nie jesteś stworzona, tu Cię zniszczą. 
-Nie wiem czy mogę Ci zaufać. 
-Proszę zaufaj mi, spójrz mi oczy, ja Ci nic złego nie zrobię. Mam mało czasu.  Widzisz może tą włócznie na samym środku, leży na stole. 
-Nic nie widzę, tu jest dym.-odpowiedziała Megan 
-Udowodnię Ci że tam jest, proszę pomóż mi. 
Megan chwile się zawahała, jednak podjęła to ryzyko. Znowu czuła że to jest jakaś jej pewna szansa..
-Co mam robić? -spytała dziewczyna.
-Spróbuj znaleźć klucz. Musi tu jakiś być.
Dziewczyna gorączkowo szukała klucza po całym pomieszczeniu, ale nie mogła nigdzie znaleźć. 
-Nie ma go tutaj. -powiedziała rozpaczliwie Megan.
Furion westchnął, chwilę się zastanowił i wpadł na genialny pomysł. Zawołał dziewczynę i kazał jej, aby trzymała te kajdany, musiała liczyć się z tym że będzie blisko niego. Prosił ją również by ze względu na wszystko nie odrywała swoich rąk od tych węzłów. Dziewczyna była przerażona, nie była do końca przekonana. 
-Nic Ci nie zrobię, zaufaj mi Megan.
Dziewczyna była zdumiona że zna jej imię. Czyżby ją dobrze znał i wiedział o niej coś czego ona sama nie wie? Postanowiła mu pomóc, nie ma przecież nic do stracenia. Zrobiła to co polecił jej Furion, stanęła naprzeciw niego, wyciągnęła swoje drżące dłonie, chwyciła za chłodne kajdany. On zaś zaczął coś szeptać nieznanym językiem. Patrzyła na niego, miał zamknięte oczy, był pełnym spokoju, jego nozdrza powoli się unosiły do góry. Zauważyła że powoli zaczyna świecić jakimś jasnym srebrnym blaskiem, ona sama również miała tą poświatę. Kątem oka spostrzegła jak kajdany zmieniają kolor i pojawia się przyjemne uczucie ciepła, a za chwile coraz mocniejsze. Paliło jej dłonie, ale wiedziała że nie może w tej chwili cofnąć swoich rąk. Przetrzymywała łzy, ale jedna spadła na policzek Furiona. Wtedy kajdanki puściły. Młodzieniec wraz dziewczyną upadł na ziemie. Megan pospiesznie stanęła na równe nogi i pomogła jemu wstać. 
-Mamy niewiele czasu. Zbliżają się. 
-Musimy uciekać- odrzekła szybko dziewczyna.
-Nie mogę zostawić mojej włóczni. Daj mi swój nóż.
-Dlaczego?!
-Daj! 
Dziewczyna pospiesznie mu je wręczyła, Furion szybko do niej przemówił i rzucił ją na stół. W tym czasie odsłonił Megan, aby czarny dym nie zrobił jej krzywdy. Włócznia zielarska poleciała powietrze, Furion uniósł prawą rękę do góry w tym ona szybko dotarła na właściwe miejsce. 
-Uciekajmy! 
Wziął dziewczynę za rękę i zaczęli uciekać długim korytarzem. Z oddali było słychać jakieś odgłosy. 


Bezimienny czekał dość długo na swoją przyrodnią siostrę w jej kwaterze. Gdy nagle się zjawiła, wściekły rzekł do niej:
-Gdzieś Ty była?!
-Jak to gdzie, byłam na ćwiczeniach zacny Panie, a później poszłam w pewne miejsce.
-Kłamiesz i to żywe oczy!
-Aleś Panie władco, Tyś nawet żywych swoich oczu nie widziałeś i nie zaznałeś!
-Milcz ścierwo! I słuchaj nie przyszedłem tutaj na pogaduchy, mam dla Ciebie zadanie. Ono ucieszy się ogromnie.
-Oooo toż to jakaś nowość, słucham bracie co to za misja?- rzekła ożywieniem Murder
-Masz kogoś zabić!


-Furionie! Poczekaj! Ty świecisz jakimś blaskiem, jesteś coraz bardziej widoczny! Zaraz przez to nas złapią. Chodź tutaj, tu jest brudownik zielarski. Ubierzesz jakiś płaszcz zielarzy. 
Pospiesznie go złapała za rękę i schowali się w tamtym miejscu. Tym bardziej że Megan słyszała coraz wyraźniejsze kroki zbliżających się zielarzy, którzy uporczywie kogoś szukali. 
Furion znalazł w koszu stary płaszcz z kapturem, ubrał też na siebie spodnie z lekkiego materiału. Megan odszukała dla siebie dopasowany płaszcz z kapturem. 
-Co teraz? -zapytał Furion
-Nie masz planu?-spytała Megan, Furion przecząco kiwnął głową. 
-Musimy dostać się do stajni Risków, mam tam swojego jednego. Może mi opiekun pomoże. Ale musimy się pospieszyć. 
Na te słowa, Furion wziął inicjatywę pokazał że droga jest wolna i ruszyli szybkim tempem w stronie stajni. Minęła drobna chwila jak się tam dostali. Opiekun stajni od razu ujrzał Megan. 
-Witaj Inna, widzę że chcesz pomocy? Twój Risek już jest przygotowany.
-Ale skąd? Jak...
-Nie pytaj nic, tylko uciekajcie. Furionie zaopiekuj się nią i nie spodziewałem się że jeszcze w tym ziemskim życiu Ciebie spotkam. Mam tylko nadzieje... 
Nagle wszyscy usłyszeli krzyki, szybkie kroki zielarzy złych.
-Uciekajcie! -krzyknął stajenny. 
Megan migiem skoczyła na grzbiet Riska, Furion pospiesznie usiadł za nią. Dziewczyna pogłaskała go bo łbie, powiedziała do niego.
-Wiesz co masz robić, zabierz nas stąd. 
I znikli.

Zielarze źli nie zdążyli ich złapać, ich Riski nie były gotowe nawet pogoń. Kilka rosłych mężczyzn przetrzymywały stajennego. Bezimienny cały purpurowy ze złości szedł równo z Murder w kierunku oszusta. Murder podstępnie wzięła maczetę, podbiegła do opiekuna zwierząt i go zabiła same serce i po chwili wróciła do siebie z triumfem na ustach. 
Na trawie leżało zmasakrowane ciało opiekuna. 
-Zabrać go i dać na pożarcie. -rzekł Bezimienny - Taka jest nagroda za pomoc innym bez woli Pana.