niedziela, 14 stycznia 2024

Rozdział 54 Wezwanie sprawiedliwości

 



Gdy z ich oczu zniknął dom rodziny Diany, pospieszyli kroku. Dali dziewczynie przestrzeń i trochę czasu, aby pogodziła się utratą swojego danego życia i rozpoczęciem nowego, nieznanego etapu. Ludomil chwycił Luizę na bok i rzekł jej do ucha: „Teraz musisz zmienić swoje wyzwanie na całkowicie inne, nie podobne do tamtego. Po to teraz to robisz, aby poznać czy są godni do wejścia w nasze szeregi. A teraz musimy znaleźć schronienie, noc już zapada i więcej dzisiaj nie zadziałamy”. Luiza odarła cicho do swojego nauczyciela:

-Kiedy natrafimy na miejsce ZEN? Kiedy ich uratujemy?

-Jeszcze nie nadszedł ten czas, gdy odnajdziemy wszystkich zielarzy dobrych do naszej drużyny, wtedy wszystko będzie proste. Teraz skup się jak powołać następnych. Już widzę w oddali nasze dzisiejsze schronienie. Ruszajmy zatem.

-Dlaczego sądzisz, że jestem gotowa? Skąd ta pewność Ludomirze?

-Widzę to, jak przez te wszystkie dni, tygodnie, lata wiele doświadczyłaś, wiele nauk pojęłaś, poznałaś swoje moce. Mam pewność że jesteś gotowa. Teraz musisz się skupić na odszukaniu pozostałych i ich do siebie zjednać, by stali się zwartą, bojową grupą.

-Wszystko jest takie proste jak Ty tak mówisz, ale rzeczywistości to trudne zadanie. Jak mam wszystkich przekonać do walki ze złem? Dlaczego muszą pozbawić wszystkiego co mają i znają i wyruszyć do misji, której nie ma powrotu? Co jak nam się nie uda i wszystko przepadnie? Czy życie jest tego warte?

- Czemu masz wątpliwości zielarko miłości i wytrzymałości? Wiesz, że stawka jest wysoka i inni bez nas przepadną i uwierz życie jest tego warte, aby się nie poddawać. Walczyć do końca i nie być słabym. Niech ta Twoja wątpliwość będzie ostatnia.

-Ludomirze nie mam żadnych zwątpień tylko byłam po prostu ciekawa dlaczego tak to ma wszystko wyglądać.

-Bo takie jest przeznaczenie Twoje, Moje, Ich i wspólnie Nasze. Zapamiętaj jeszcze jedno ważne przysłowie chińskie: „Gdy się smucisz żyjesz przeszłością, gdy się boisz żyjesz przyszłością, a gdy żyjesz teraźniejszością jesteś spokojniejszy”. W tym jest największa prawda.

Pokonali jeszcze kawałek drogi i w ich oczach pojawiła się maleńka gospoda wraz z stajnią. Weszli do środka, w pomieszczeniu było przytulnie. Paliło się w ognisku, jeden grajek nucił cichą melodie kołyszącą do snu. Było prawie pusto, w kącie grali starsi mężczyźni w karty licytując się kto wygra w tym razem. Parę osób usnęło po wypiciu kilku trunków alkoholu bełkocząc coś pod nosem. Ludomil zakwaterował siebie oraz Dianę i Luizę, poprosił o specjalność kucharza oraz poprosił o kufel zimnego piwa. Rozsiedli się na uboczu, aby nikt na nich nie zwracał szczególniej uwagi. Czekając na posiłek nauczyciel odpalił swoją fajkę i puszczał w rozmyśleniu symetryczne białe kółka z dymu. Diana zaczęła im opowiadać o swoim życiu, o tym jak się czuła w rodzinie oraz o tym, ze jest przeznaczona do czegoś wielkiego. Luiza opowiadała w skrócie o sobie, o dalszych krokach, nie wspomniała o miejscu ZEN, bo wiedziała, że jest jeszcze za wcześnie o tym rozmawiać. A ponadto, dopiero co poznaje tą dziewczynę, sama musi się upewnić z biegiem czasu czy można jej zaufać. Po jakimś czasie pojawiła się barmanka przynosząc im danie dnia. Soczyste żeberka musztardowo- miodowe wraz z piklami. Poczuli się od patrzenia na te wyśmienite danie, głód, więc od razu zaczęli jeść, a Ludomil z przerwami popijał zimne piwo. Po sytym jedzeniu udali się do kwater, Dziewczyny poszły razem. Diana zaczęła płakać przyciskając mocno do siebie wełniany koc, Luiza podeszła do niej, uspakajała ją, głaszcząc ją po głowie, tak, że zaraz zasnęła. Zielarka miłości i wytrzymałości zdała sobie sprawę, że nie tak łatwo opuścić swoją rodzinę i pójść w nieznane. Ona miała całkowicie inną sytuacje, rodzice zginęli przez Bezimiennego, babcia, która się z nią zajmowała po jakimś czasie zmarła. Został jej brat babci- jej nauczyciel Ludomil, dziadek Juliusz Severyn van Ben oraz jej najprawdziwsi przyjaciele: Galicja, Mina, Spring, Rose, Eric oraz Kate. Przebaczyła już dawno swojej rywalce Kate za jej wybryki, wiedziała już doskonale co nią kierowało, zazdrość. Ta cecha nigdy nie była pozytywna, ale wiedziała, że bardzo się zmieniła i potrzebuje jej pomocy, aby wrócić. Położyła się na swoim posłaniu i zaczęła rozmyślać nad niesprawiedliwością życia ludzkiego i wtedy poczuła jaki znak powinna skierować do następnej osoby. To będzie wizja kobiecej postaci, w której trzyma w reku wagę- symbol szali dobra i zła; w drugiej ręce trzyma miecz symbol walki, a na jej oczach pojawi się opaska symbol bezstronności. Postać pięknej Temidy i wtedy Luiza zasnęła w błogim snem uśmiechem na ustach.

 

Był piękny słoneczny, ale jednak trochę mroźny poranek, gdy Alojzy się zbudził. Był dziwnie niespokojny i czuł że w tym dniu wszystko się zmieni. Nie miał nigdy snów, albo nawet ich wcale nie pamiętał. A dzisiaj śniło mu się jakiś ważny znak. Ta postać była jednoznacznie odzwierciedleniem jakim jest zielarzem, co go kieruje w życiu. Wszak, wszyscy koledzy gdy mieli sprawę, jakiś konflikt interesów zawsze udawali się do niego, bo wiedzieli ze porządnie rozstrzygnie ich spory. Tak, był zielarzem sprawiedliwości i zawsze cenił sobie tą cechę. Alojzy był porządnym, dobrym przyjacielem zielarzy. Jednak wzdrygnął się w tej nocy z powodu tego snu, bo sadził nieomylnie, ze ta postać będzie teraz bacznie patrzeć na jego ręce i wymierzy sprawiedliwość wobec niego samego. W pośrodku łąki w jednej strony spalonej, zniszczonej, okradzionej z urodzaju; a z drugiej pełnej życia, dobrodziejstwa i bujności stała marmurowa postać Temidy trzymająca w jednej ręce wagę, a w drugiej miecz. Jej oczy były związane, ale głowę miała skierowaną w kierunku jego. Jej blade wargi nagle poruszyły się ledwie widocznie i można było usłyszeć: „Alojzy, to już Twój czas na spełnienie obowiązku”. Jednak po chwili jak wstał z łóżka i wybiegł  przed dom zauważył jak pali go jego znak na lewej ręce. Był sam w domu ojciec wraz z starszym bratem wyjechał przed dwoma dniami załatwić jakieś interesy.  Mieli kupić nową klacz bo starsza zachorowała i zmarła. A bez konia w ich gospodarstwie ciężko przeżyć. Alojzy został by zająć się gospodarstwem, dopatrywać zwierzyny, dawać im jedzenie, pielęgnować. Zabezpieczył jeszcze starsze ogrodzenia. Wiedział, że w lada moment wrócą. Niepokoił się jednak tym znakiem, może im się coś stało, może rabusie ich okradli, zabrali wspaniałego konia. Czarne scenariusze przychodziły mu do głowy, nie mógł zebrać myśli, znowu powrócił do swojego snu. Co to oznacza: „..już Twój czas na spełnienie obowiązku” jakiego obowiązku? Wiedział, że miał obowiązek co do rodziny, co do planowaniu każdego dnia. Zycie się toczyło się dalej spokojniej. Nagle dopatrzył się jakieś sylwetki w oddali, poczuł jak radość tryska mu w piersi, bo wracał jego ojciec i brat. Wyszedł do nich na spotkanie całkiem opanowany; szedł równym krokiem. Jednak po kilkunastu krokach zorientował się jak bardzo się mylił i był roztropny. Przed nimi szły dwie postacie kobiece i jeden straszy mężczyzna ciemnobrązowym płaszczu. Jego twarz była zakryta. Lecz to go nie zdumiało, tylko przed nim szła blond włosa kobieta o szczuplej sylwetce. Miała uniesioną dumnie głowę do przodu przez to , że była niższa górowała i była jakby przywódczynią stada.  W jej cieniu szła inna dziewczyna, jej wzrok skierowany był w ziemi, byłą zmieszana, niepewna. Z nad jej kaptura wystawały kilka kosmyków kasztanowych włosów. Gdy byli blisko, odezwała się do niego przywódczyni grupy:

- Czy to już ten czas?- zapytała Luizy

- Co..  do diaska mnie pytasz,  nieznajomo.- odpowiedział poirytowany Alojzy

Dziewczyna powtórzyła pytanie, czekając na właściwą odpowiedz potupując nerwowo prawym butem o ziemie.

- Chyba nie pytasz mnie o sen.., czy to kod?

Nie odpowiedziała, bacznie obserwowała jego ruchy i patrzyła intensywnie w jego oczy. W końcu odpowiedział.

-Czas na spełnienie obowiązku, droga Temido.

Luiza uśmiechnęła się lekko i powiedziała radośnie:

-Witaj wśród nas.

 

 

Kate z Furionem coraz bardziej się do siebie zbliżali, poznawali siebie nawzajem. Dziewczyna już się nie martwiła, że ich nie szukają. Czuła się tutaj bezpiecznie jak nigdy przedtem, ale doskonale wiedziała, że  zło nigdy nie śpi. Szykowała się walka, zawzięta walka, musiała uprzedzić Luizę co takiego planuje Bezimmieny. Przekazać kilka zwany spraw. Już nie mogła się z nią połączyć. Istniało coraz większe ryzyko, ze Bezimienny zainterweniuje i zrobi wszystko by ich wszystkich zniszczyć. Czuł coraz większe upokorzenie i mogła się tylko się domyślać jaka jatka była zaraz po ich ucieczce. Furion zdradził jej, że jak coś mu nie wychodziło stawał się coraz bardziej nieobliczalny, dokonywał coraz surowszych decyzji wobec innych. Co noc robili warty, jednak bardziej z powodu trybu swojego życia Furion decydował się na nocne czuwanie. Jakaś jego cząstka bliźniaczej więzi czuła, że jego brat było coraz bardziej agresywny i on czuł złość na siebie, gdy zdawał sobie sprawę, że to z jego powodu. Od początku młodzieńczego życia zdał sobie doskonale sprawę, że musi stanąć przed swoim bratem w walce. Oko za oko, ząb za ząb.

środa, 3 stycznia 2024

Rozdział 53 Pierwsze wezwanie

 



-Potrzebuje Cię, wzywam Cię.

Diana zbudziła się ze snu, a ostatnie co pamięta to jak ktoś zwraca się do niej tymi słowami. Założyła na sobie duży wełniany sweter i wbiegła do kuchni jak oparzona.

-Potrzebowałaś mnie matulu?

- Skądże znowu; już świta, dziś jest niedziela. Doskonale wiesz, że to dzień odpoczynku i refleksji. Może Ci się coś przyśniło?

-Tak, rzeczywiście to był tylko sen. Wezmę swoje książki i się czegoś nauczę.

-Dobrze kochanie zrób tak jak Ci podpowiada serce. To jest nasza mantra.

Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie do swojej matki, zabrała księgi, rozłożyła je wzdłuż kominka i zaczęła weryfikować dla samej siebie ważne tematy.

Diana od pewnego czasu czuła się coraz inaczej, nie rozumiała swoich emocji, swojego ciała, myśli. Raz czuła, że ma pełno energii, później odczuwała rozdrażnienie, niepokój, rozgoryczanie by potem raptem czuć pełne podekscytowanie oraz chęć naprawienia wszystkiego. Nie wiedziała co się z nią dzieje, nie chciała martwić wszystkich wokół swoim stanem. Dlatego szukała coraz intensywniej odpowiedzi na swoje pytania. Szukała wzmianek w księgach na temat swojego impulsywnego i nagłego samopoczucia. Nie od dzisiaj słyszała te wezwania. Tylko dzisiaj stały się coraz bardziej wyraźne. I to jeszcze nie był koniec tego wszystkiego. Na domiar złego, czuła jak jej znamię swędziało coraz mocniej i intensywniej, a te uczucie nie należało do przyjemniejszych. Jednak im bardziej zagłębiała się literatury w tym nic nie widziała istotnego. Jedynie było kilka wzmianek o Bezimiennym, ale nie wiedziała co to dla niej ma znaczyć. Była zawsze roztropna, rozsądna, podchodziła do spraw logicznie. Nie wierzyła swoim odczuciom, zawsze się kierowała innym wyjaśnieniom, które miały podstawy w różnych naukowych badaniach. Znalazła oczywiście wiele pozycji naukowych Teda Alchemika. Poznała bardzo wiele innych cennych informacji. Była całkowicie inna spośród swojej rodziny. Jej młodszy brat był rozrabiaką, wszędzie go było pełno. Ona była inna, wycofana, nie pasującego do tego schematu rodziny. Nagle zobaczyła na kolejnej stronie jasnowłosy włos. Wzięła je delikatnie do ręki i wtedy znowu usłyszała te wezwanie z jednoczesnym bolesnym swędzeniem na swojej lewej ręce, na jej symbolicznym znaku ukazującym, że jest zielarka roztropności. Wzywanie nie ustępowało, stało się coraz głośniejsze nie do zniesienia.

Podbiegła do matki przerażona i oznajmiła.

-Ktoś mnie wzywa, ktoś mnie wzywa. Lewa ręka, mój znak mnie piecze.

Brat Karl to usłyszał, bardzo się przeraził i uciekł do swojego pokoju. 

-Co ty pleciesz Diano, nie strasz brata.

-Mamo, prawdę Ci mówię. To się dzieje od pewnego czasu. Dzisiaj coraz intensywnej to czuje..

Nagle pojawił się inny znak dla Diany, znowu usłyszała wezwanie:

-Otwórz oczy, spójrz wyraźniej, wzywam Cię, potrzebuje Cie.

Dziewczyna była oszołomiona i podeszła do okna. Na horyzoncie zobaczyła dwie postaci, które kierowały się do niej. Wtedy ustąpiło jej wezwanie oraz swędzenie, poczuła lekkość. Otworzyła swoje oczy.

 

 

 

Luiza wraz Ludomilem od kilku tygodni pokonywali bardzo dużo kilometrów, pokonywali drogę pieszo wiec ich droga bardzo się przeciągnęła w czasie. Nauczyciel mówił jej, aby dawała jakieś znaki tym, którzy są powołani do tej misji. Na początku nie wiedziała jaki jest temu sens, przecież ich nie znała. Nie wiedziała jak się nazywają, czym z życiu się kierują, jak wyglądają, gdzie obecnie mieszkają. Wiec dla dziewczyny Luizy logiczne, że to było nie lada wyzwanie, ale też obawiała się jednej rzeczy bardzo istotnej, że Bezimienny coś odkryje, wejdzie w jej umysł i się połapie oraz poważnie im zaszkodzi. Ludomil w tym się nie martwił, był bardzo spokojny i opanowany. To było do niego nie podobne. Wszak wiedział jak to wygląda, bo wcześniej szukał zielarzy, ale wtedy wszystko przebrało zły obrót. Teraz nauczyciel się nie wychylał za bardzo. Dał jej pewne wskazówki oraz rady, ale to ona podejmowała decyzje gdzie ruszać, gdzie odpoczną, co zjedzą. Dał jej całkowitą gwarancje. Luiza nie czuła się komfortowo, ale wiedziała, ze tak to musi wyglądać. Szczególnie w nocy zaraz po przebudzeniu dawała jakieś znaki, czuła, że lepiej będzie wzywać swoją drużynę do działania i pomocy. Miała tylko nadzieje, że ją usłyszą i poczują jaka moc ma ich znamię. Dziewczyna nie traciła nadziei, robiła co noc ten rytuał wezwania o pomoc. Musiała jednak wiedzieć, że to ona musi przebyć do nich, do każdego osobna, by stało się wszystko jasne do czego to zmierza. Dni mijały, aż pewnego poranka gdy przestało już świtać. Dziewczyna zauważyła, że zbliżają się do pewnego celu podroży. W myślach wykonywała swój rytuał, aby się stało jasne, że są blisko zielarza dobrego. Gdy snuła się w myślach, dalej idąc, w oddali zobaczyła chałupę wraz z małym gospodarstwem. Przyspieszyła kroku, a Ludomil szedł za nią. W ich kierunku wybiegła im na spotkanie młoda dziewczyna o kasztanowych lekko krótkich włosach, jasnej cerze, oczach koloru piwnego. Gdy już wszyscy byli blisko siebie, stanęli jak wryci. Luiza bacznie obserwowała nieznajomą i do niej się zwróciła:

-Potrzebuje Cię, wzywam Cię.

-Otwórz oczy- odparła

- Jesteś jedna z nas. Witaj jestem Luiza zielarka miłości i wytrzymałości, a to mój nauczyciel Ludomil.

-Witajcie zatem, mam na imię Diana zielarka roztropności.

-Muszę z Tobą porozmawiać w jakimś spokojnym miejscu.

-Gdzie moje maniery, zapraszam Was do domu.

Gdy weszli do środka, matka wiedziała co się świeci, wyskoczyła do nich i machając rękami krzyczała:

-Nie zabierajcie jej, nie zabierajcie.. jeszcze nie jest dorosła, ona nie wytrwa. Nie zabierajcie jej.

-Uspokój się kobieto- odparł Ludomil- wiesz doskonale co to oznacza, że ten dzień kiedyś nastąpi. Nie utrudniaj tego.

-O co chodzi matko?- zapytała Diana.

-Ja wszystko Ci wyjaśnię od samego początku. Daj mi szanse. Usiądźmy- odparła Luiza

Gdy wszyscy już usiedli, nawet matka Diany, która miała niezadowolona minę. Wtedy zielarka miłości i wytrzymałości zaczęła opowiadać o wszystkim co się wydarzyło, wspomniała o wcześniejszej armii, o Bezimiennym, o dolinie Amunt, o swoim życiu i losie, o tym że muszą stanąć w oko w oko Bezimiennym i zwalczyć zło. O tym, że Diana od momentu urodzenia została wybrana i była całkowicie inna.

Gdy Diana wszystko usłyszała, zrozumiała dlaczego była inna i czuła się samotna. Była zagubiona, pozbawiona sensu swojego życia do teraz. Dziś poczuła jaka ma ważną misje i nie tylko ona jak i reszta muszą wejść w ogień walki, aby wypełniła się ich wspólna przepowiednia.

-Nie płacz matko, taki jest mój los. Zapamiętaj dobre chwile i wiesz że zawsze będę w waszych sercach. Zrobię wszystko, aby po tym wszystkim wrócić do Was i radować się z zwycięstwa nad złem. Dziś Was jednak opuszczę, ale wszyscy razem pokonamy złego przeciwnika. Robię to co podpowiada moje serce. To nasza mantra, pamiętasz?

Matka kiwnęła głową, a zielarka przytuliła się do swojej rodziny, tak długo, jak to było możliwe. Następnie po wspólnym obiedzie, zabrała swoje rzeczy i ruszyli dalej, by odszukać pozostałych do swojego kręgu.