czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział 35 Wizja



Ciało Luizy unosiło się coraz wyżej i wyżej. Lodowaty chłód przenikał jej ciało lecz nie zauważyła żadnej reakcji organizmu tylko jej oczy pozostały zamglone jakby dym ogniska nadlatywał prosto na twarz dziewczyny, a ona trzepocząc rzęsami próbowała lepiej dojrzeć te wydarzenie, które miało miejsce kilka dni wcześniej.
Było ogłuszająco ciepło jak na tą porę roku i ze względu,że za jej plecami były potężne góry w którym głębi znaleźli zielarze dobrzy schronienie u alchemików.
Luiza spostrzegła jak Kate kogoś szpieguje, były to niestety urywki, stosunkowo szybkie jakby ktoś od razu przełączał na coś innego twierdząc iż tamto jest nieciekawe.Luiza byłą zirytowana nie spostrzegła kto był ofiarą młodziutkiej dziewczyny. Czyżby był to Eric?
Nie! Przecież był cały czas w pokoju.. A może? Nie miała czasu teraz na rozstrzygniecie sprawy w tej kwestii. Bardziej rozkwitłane było to że dziewczyna zniknęła bez śladu. Nie wierzyła zapewnienie Teda,który twierdził że jest u swojej ciotki, która przeżywa teraz ciężkie chwile na łożu śmierci. Wpatrywała się dalej, głębiej. Oczy jej bolały,aż łzy spływały po ich policzkach. Miała ochotę je zamknąć ,ale nie mogła bo wizja zniknie tak szybko jak się pojawiła.Marną pociechą było to, że nie rozumiała zachowania się jej rówieśnicy,która schowała się w krzakach wpatrując pociągli wie na rozległy bluszcz! Przecież tam znajdowała się tylko roślinność od stuleci. Nagle spostrzegła jak dziewczyna się wyrywa...coś ją wystraszyło. Zwierzę? Drapieżnik? Krzaki niestety nie dały za wygraną, a ona panicznie błagała o pomoc.Nagle odsunęła się, ktoś stosunkowo silny zabrał ją z kryjówki i podrzucił na swoje ramie, trzymając mocno swą nieprzytomną zdobycz.
Porywacz? Tutaj? Bandyta? Gwałciciel? Zboczeniec? Myśli Luizy biegły tak szybko że nie mogła się opanować. W głębi duszy wmawiała sobie aby się uspokoić, musi przecież bardziej się skupić. Nagle złoczyńca odwrócił się, przemawiał do kogoś.. Nie rozumiała słów... słowa ulatywały jak sito albo jeszcze gorzej jakby oglądała film niemy.Ale widok porywacza utkwił w jej głęboko pamięci. Spostrzegła od razu maskę porywacza. Maska bez źrenic. Dostrzegła również jakieś cienie z tyłu.
I wtedy przeraźliwie zaczęła krzyczeć. Jak oparzona opuściła kawałek tkaniny na ziemie.
Zielarka miłości i wytrzymałości zaczęła ciężko oddychać, nie mogła powstrzymać się od płaczu. Nie życzyła sobie takiego losu jaki spotkała Kate mimo że nie były drogocennymi przyjaciółkami tylko rywalkami walczącymi o względy chłopaka marzeń. Luiza miała wyrzuty sumienia, wszystko co miało tutaj miejsce obarczała samą siebie.
Nagle ktoś dotknął jej ramienia, a ona bardziej wybuchła szlochem przytulając się do istoty, którą tutaj ją w tej nocy zaprowadziła.
Tamta pogłaskała ją po policzku, mówiąc:
-Dostrzegłaś wizję czyli moc dostrzegania rzeczy ponad świadomość już u Ciebie się uaktywniła.Już zaczynać rozkwitać, już niebawem wszystkie twoje siedem mocy będą twoimi sprzymierzeńcami. A wtedy nie zostanie już nic innego jak przekonać sześciu zielarzy do obrony. A potem rozstrzygnie się ostateczna bitwa.
Luiza popatrzyła na postać,która nie zmieniła swej materii i pozostała taka jak wcześniej kiedy wkroczyły do tego miejsca. Dziewczyna nieśmiało odpowiedziała.
-Jak to ostateczna? Ja czytałam iż znów z kolei za kilka czy kilkanaście lat trzeba będzie zebrać Armię i po raz kolejny stanąć oko w oko z Bezimiennym . I tak bez końca.
Gabriela przemilczała ten fakt, nie udzielając odpowiedzi na pytanie młodziutkiej dziewczyny. Lecz ta widząc zachowanie proroczyni wybuchła:
-Wspomniałaś jak spotkałyśmy się wtedy w lesie, że Kate spotka coś złego. Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?! Dlaczego nie ostrzegłaś? Dlaczego teraz prowadzisz mnie do tego miejsca i nic mi nie wyjaśniłaś? Tylko jak dotknęłam tego nędznego materiału, który zahaczył się o gałęzie tego przeklętego krzaka doznałam wizji?!
-To było konieczne, zobaczysz co się czasem rozstrzygnie. Tak samo jak ja reszta innych chcieli wiedzieć jakie masz możliwości. Czy idziesz dalej czy jednak stoisz w miejscu.
-Tak i próbowaliście złożyć ofiarę Kate. Tak mam rozumieć?
-Nie. To już nie tak. Taki los ją spotkał. To musiało się stać. Chociaż ubolewamy, wiele rzeczy wymknęło nam się spod naszej kontroli.
-Jakich rzeczy. Co się dzieje z Kate? Gdzie jest ? Gdzie ją przytrzymują?!
-Nic Ci więcej nie powiem, Luiza. Musisz skupić się na misji wtedy ją odratujesz. Teraz nawet jakbyś znała miejsce jej pobytu wpadła byś w ich ręce. A to nic nie da, a my będziemy bezradni jak małe dzieci. Bo kolejny wybraniec jest bowiem pisany później, albo w ogóle go nie będzie.
-Co masz na myśli?
Kobieta znów nie otworzyła pary ust i patrzyła na bluszcz. Luiza doznała kolejnego olśnienia.
-Dlaczego Kate szerokimi oczami patrzyła na ten bluszcz,którego ty wypatrujesz?
-Idź tam a sama się przekonasz.
Dziewczyna gniewnie spojrzała na swą proroczynię,która kiedyś jej wspominała że będą przyjaciółkami. O nie, nigdy w życiu. Tyle przemilczała. Nie wspomniała nic o zdarzeniach co się wydarzy , nie ostrzegła ją o niebezpieczeństwie na zielarce emocji.Szybkim tempie boso stąpała po dużej trawie sięgającej aż do jej kolan. Chaszcze jej nie pomagały wręcz przeciwnie denerwowały ją . Nie raz kuła się o pokrzywy,które rosły sobie pokazując swoje wdzięki nie przyjmując się że kogoś poranią. A potem stwarza się bąble na skórze i niemiłosiernie swędzą, aż odruch człowieka to ciągłe drapanie tego miejsca. Dziewczyna omijając nieporadnie swe przeszkody na drodze dotarła do bluszczu. Pogłaskała liście, które tworzyły piękny widok przy świetle księżyca. Każdemu kto by na nie spojrzał w tym świetle od razu pojawiły się gęsie skórki na plecach, ale nie Luizy. Nie wiadomych przyczyn zaczęła przytulać się do tej rośliny. W końcu jej ręka utkwiła na jakimś drewnie.Wodziła ręką od góry na dół, aż znalazła to czego szukała . Jakaś klamka. Jakieś drzwi,nie miała dużo siły,aby je otworzyć. A drzwi były zamknięte na klucz. Zaczęła mocno walić w drzwi . Bezskutecznie. Wiła się z bólu. Tuż obok stała już od dłuższego czasu Gabriela. Otworzyła drzwi prawie ich nie dotykając. Luiza popatrzyła na nią osłupieniu i weszła do środka omijając rozległy bluszcz. Zatrzymała się jak słup w soli nie podchodząc ani odrobiny bliżej.
Przed nią rozlegał się duży schron, w centrum znajdowało się jakieś podrzucone krzesło. Jakiś sznur leżał obok siedziska.Książka była porywana ,a kartki poro rzucone na wszystkich kątach. Każdy przedmiot był rozrzucony, potłuczony na podłodze. Obrazy , tapety wydzierane pazurami. Lampa naftowa rozbita. Fortepian też był rozwalony mimo iż tutaj panował kiedyś jakiś odpoczynek po pracy i każdy był zachwycony melodią miłą dla ucha. Klawisze z fortepianu wydzierane, struny wygięte. Przykry widok, czyjeś członki tak bezskutecznie potraktowało czyjąś historię,czyjeś życie. Każde inne drzwi były zamknięte. Tutaj Gabriella nic nie pomogła. Przecząco kiwała głową. Luiza nasłuchiwała bez przerwy ale to nic nie dało słyszała wyłącznie swój oddech. Nikogo tutaj nie było. Szeptem zapytała Proroczyni.
-Co się tutaj wydarzyło?
Tamta niespieczenie odpowiedziała.
-Uważajcie na Teda.
I znikła.
Dziewczyna bez cienia strachu wracała do gór, do schronienia. Gdy już znalazła się w łóżku położyła się na boku. I się obudziła.
Sama nie wiedziała ile w tym było prawdy ,a ile fikcji. Jedno wiedziała będzie miała na oku Teda mimo że tak nie pokazywał się nikomu ani dnie ani noce. Trudne me zadanie czeka- powiedziała w myślach Luiza, ubierając się cieplejszy sweter, czując zimny chłód, który przenikał jej szczupłe ciało.

Megan czując się coraz lepiej błądziła wokół korytarzami swego "nowego" domu. Chciała rozpoznać każde miejsce,ale nie mogła. Czuła ogromne pretensje do zielarzy dobrych, którzy tak ją potraktowali. A nawet uśmiercili jej drogocenną matkę. Gniew w nią wzrastał. Mijała niektórych zielarzy złych, uśmiechała się do nich, a oni ją pozdrawiali. Niektórzy wcale,omijali ją szerokim łukiem jakby się jej bali. Może do dlatego że jestem cenna... a może dlatego że dopuściłam się takiego czynu i to odbiło się na przykrych konsekwencjach?
Ruszyła dalej nie myśląc, o tych ludziach. Przecież tylko się z nią witają, nie zagadują jej tylko idą do swego wyznaczonego celu. Poszła do stajni. Zauważyła jakieś stworzenie nigdy go nie widziała cichutko do niego podeszła ten widząc ją parsknął złowieszczo. Ona się uśmiechnęła nieśmiało. Tamten widząc coś za jej plecami stał się troszeczkę łagodniejszy. Pozwolił się nawet dotknąć. A gdy odeszła kopytami zaczął ziemię ugniatać. Megan wesoło poszła dalej. Znalazła się w sali ćwiczeń. Zobaczyła jak wszyscy uginają się, czynią wszystko swojej mocy aby być jak najlepszym w tej kwestii. Dziewczyna spoglądała na swą sąsiadkę, która zarzuciła mocno jakąś inną dziewczynę na plecy na podłogę i zaczęła ją bić ,a tamta robiła uniki. Realistycznie są te ćwiczenia, jakby naprawdę się biły na śmierć i życie pomyślała w duchu Megan. Kate widząc ich trudy , słysząc ich sapanie i świszczące oddechy, zaczęła się rozciągać. Wszyscy na nią teraz zwrócili wzrok. Była tak giętka,tak elastyczna jak człowiek guma. Leżąc na brzuchu na śliskiej podłodze, bez najmniejszych problemów nogi dała na swoje barki, uśmiechając się do tamtych.
-Ona nie ma kręgosłupa? -zapytała z jedna dziewcząt z gromady.
Na to sąsiadka pobiegła szybko do niej i zapytała:
-Meg! Meg! Nauczysz mnie tego?
-To przecież proste.-odpowiedziała prostując się i rozciągając nogę na wysokości głowy.
-No, no kogo my tutaj widzimy.
Wszyscy już pobiegli do ćwiczeń,a Kate odchyliła głowę w stronę mówcy, ale widząc swego przyjaciela, opiekuna uśmiechnęła się do niego promiennie,a jej oczy aż się rozświetliły.
-Sytrze, ja tylko ..chciałam... troszkę się rozciągnąć -wybąknęła.
-Wiem widzę i zadziwiająco sobie radzisz z tym. Chodź nauczę się kilku innych ćwiczeń bardziej potrzebniejszych. Mimo że Twoje dodają dużo uroku. "I pikanterii" chciał dodać trener,ale w porę się opamiętał.
Dziewczyna podnieceniem i ciekawością uczyła się tego i owego od Sytra, a była uczennicą bardziej pojętą niż jak wcześniej Oktavia zanim zaszła w ciąże.
Jedynie jedna osobą spoglądała na trudy Tych dwojga.Kostki zaciskała coraz bardziej i bardziej. Trener cały czas ocierał się o Megan, dotykał jej, spoglądał oddaniem jej oczy. Sytr bez jej pomocy da radę ,ale nie może na to pozwolić! Musi mieć te środki alchemiczne, które obiecał jej wspólnik. Jak się powiedziało a trzeba powiedzieć też i b. Nie pozwoli aby jej jedyna szansa przeleciała koło nosa. Niebawem się rozmówi z Sytrem gdy tylko tamta odejdzie. Już znalazła doskonały pomysł wręcz idealny. Szantaż.

niedziela, 4 sierpnia 2013

Rozdział 34 Udręka


Gdy Ted już od godziny przebywał już w swoim górskim domu i zaczynał swoją ciężką pracę nad stworzeniem źródła mocy- mieszanka alchemicznych środków, sposobów, instrukcji spełniających funkcję powracające dawne siły witalne.Osoba, która takie źródełko będzie posiadać będzie żyła w nieskończonej sile, sprawności ruchowej i pamięciowej. Nie tylko jego wiedza zabłyśnie, ale stanie się najpotężniejszym i najgroźniejszym człowiekiem jaka stąpała na ludzkim padole. Jednak przygotowania tak ogromnego dzieła jest bardzo ryzykowna. Wiele śmiałków próbowało stworzyć coś podobnego, ale przypłacili to swoim życiem bądź stali się poważnie rani, a szczerze powiedziawszy ich dzieła nie były tym co te źródełko lecz jakaś podróba,która nic nie znaczyła, a nawet nie miała choćby grama tych właściwości co oryginalny wyrób. Nikt nie wie jak trzeba ją wykonać, co można zrobić. Jedynie Leon przez całe życie gromadził skarb alchemicznych środków potrzebnych do stworzenia źródła mocy lecz to nie było wszystko, o nie.
Nagle w siedzibie Roksany dobudzała się z hipnozy Kate, otworzyła delikatnie swe oczęta, mrużąc bo ostre światło dobijało się do jej tęczówek. Odchyliła głowę i zobaczyła skąd pochodzi te sztuczne światło. To było lusterko uchwycone tak, aby światło z okna odbijało się na jej twarzy.Osoba trzymająca lusterko była chudą dziewczyną o okrągłych oczach, bladych ustach i wąskim nosie. Jej twarz pokrywały małe piegi, a włosy były w kolorze kasztanowym.
-Myślałam już że się nie obudzisz- odparła dziewczyna,która siedziała na parapecie, a lusterko położyła na swoich kolanach
-A gdzie jestem?-odparła Kate
-Ojej to nie wiesz gdzie jesteś? -powiedziała Roksana przywracając oczami, swoimi palcami zaczęła bawić się bujnymi kosmykami włosów.
-Może mnie oświecisz?
-Ehh...czemu czarna robota spoczywa na mnie? Dobrze, jesteś w domu. To tyle.
-A więcej mi nic nie powiesz? Jak mam na imię i skąd do diabła się tu wzięłam, kim w ogóle jestem?
Nie czekała na tak długo na odpowiedź gdyż drzwi się otworzyły i wszedł młody mężczyzna, który oczarował ją swoim wdziękiem, stylem poruszania się. Ukłonił się pocałowawszy najpierw dłoń Kate oraz Roksany, która wybuchła śmiechem zmieszania i rozbawienia.
-Widzę,moja najdroższa Megan że się obudziłaś. To bardzo dobrze, jesteśmy radzi że jest już z Tobą wszystko porządku. Na prawdę już się załamaliśmy,gdy tylko Ciebie przywieźliśmy do nas. Tak bardzo o Ciebie się martwiliśmy.
-Mam na imię Megan? Ale co tutaj robię? Co się stało? Ja...nic nie pamiętam. Dlaczego nic nie pamiętam? Kim Ty jesteś? I skąd mnie znasz?
-Już spieszę z wyjaśnieniami. Roksana idź już na ćwiczenia, dzisiaj musisz więcej poćwiczyć bo za bardzo się rozpuściłaś.
Ta prychnęła , wyskoczyła z parapetu mocno na podłogę i z hukiem wyszła, a jej pukle długich włosów unosiły się do góry i na dół niczym wysokie fale podczas sztormu.
Gdy zostali sami , Sytr usiadł naprzeciw niej i zaczął opowiadać:
-Nazywam się Sytr ,jestem trenerem Zielarzy złych. Ty jesteś Megan jesteś zielarką emocji. Twoja matka też należała do zielarzy złych tak jak ty od urodzenia. Jednak Twoja matka zmarła podczas walki z zielarzami dobrymi , którzy uważają że nasza idea nie jest adekwatna i stosowna. Myślą że dobro jest wszystkim ,jednak nie wierzą że zło występuje pod każdą postacią. Każde dni pchają nas do złego czy to złe słowo wypowiedziane do kochającej osoby,czy to jakaś krzywda wyrządzona świadomie czy też nie, czy to może zazdrość,chciwość. Nie wierzą że jeśli istnieje dobro to musi istnieć zło. Przecież od pokoleń taki zarys występuje nawet religiach bądź mitach - bogowie są źli bądź jak wolą dobrzy. Nie trzeba dalekiego przykładu dajmy na to pewien mit o Prometeuszu, który ulepił z gliny ludzi ,ale widząc jak są nieporadni, wykradł ogień bogom, chciał im pomóc , a przez to został ukarany. Skuto go do skały, a znędzniały sęp wyjadał jego wnętrzności ,a konkretnie jego wątrobę. I tak cierpiał przez długi czas. Widzisz nawet mały dobry czyn ,chęć pomocy jest dobra owszem, ale jak sama widzisz nie dostaniesz nic dobrego zamian.
Kate zaszkliły się oczy słysząc tą historię , natomiast u Sytra pot perlił mu się na czole ze strachu i chęci aby ta drobna dziewczyna uwierzyła mu na słowo. Pamiętał jak Bezimienny uśpił Kate twierdząc że to jest konieczne oraz wspomniał Sytrowi aby przenigdy nie wspominać jej prawdziwego imienia, to może wywołać ewolucje i przywołać jej pamięć z lat poprzednich, a co za tym idzie pozna co sie wydarzyło tak na prawdę . A on trener nie chciał sobie na to pozwolić. Każdemu powiedział że jeśli wspomni prawdziwe imię nadane przy urodzeniu tej skazanej dziewczyny będzie miał z nim do czynienia. Wszyscy wiedzieli że cicha woda brzegi rwie i może być niebezpieczna dla ich otoczenia,toteż obiecali że zamkną usta na kłódkę i przyjmą dziewczynę rzekomo ciepło.
Dziewczyna łkająco wybąknęła:
-Toteż takie nie prawdziwe, takie nie ludzkie... Biedny Prometeusz. A powiesz mi co się wydarzyło z moją matką?
-Tak , powiem Ci. Te niby "dobre" nasienie zielarzy wstrzyknęli Twojej matce,która była bezradna silny narkotyk i po kilku dniach , męczarniach, zmarła. Nie mogliśmy nic zrobić. A ty ostatnio pomstą zemsty po prostu się do nich wkradłaś, ale oni nie byli zaskoczeni twoją wizytą, podejrzewali że przybędziesz.Wywołali Ci chwilowy zanik pamięci, dobrze że ja jako Twój opiekun i Twój trener podążyłem za Tobą i cudem się uratowałem.
-Nie musiałeś. -odparła chłodno- Mogłam zginać tak jak matka na polu bitwy.
-Nie! Jesteś najcenniejsza dla nas jak i dla mnie- odpowiedział Sytr trzymając za rękę Megan- A po za tym obiecałem Twojej matce ze Tobą się zajmę, wyszkolę, że włos na głowie Ci nie spadnie...A ja głupek, pozwoliłem im na to co Ci zrobili...
Nie mógł się opanować,głos mu się załamał i zaczął szlochać, swoją głowę umieścił koło ręki Kate,prosząc o wybaczenie ,ale już dziewczyna go głaskała, pocieszała, dziękowała za odwagę jaką wykazał się przy ratowaniu jej istoty.
Sytr był siebie dumny, że w porę udało mu się o manić dziewczynę, przez co dostał jej pocieszenie. Tak, wspaniale gra, powinien dostać nagrodę. On trener zielarzy złych był blisko celu. Oj jak blisko.
Luiza poszła do swojego pokoju ,położyła się do łóżka prosząc w duchu o sen, który tak o wielu dni nie miała. A ten dni były najgorsze. Ted nie wychodził z swojej pracowni, a jak wychodził to zamykał szczelnie drzwi, wymienił nowe zamki i jak duch przychodził do kuchni robiąc pospiesznie posiłki. Jego cera była tak blada że jakby od bowiem dawna nie widział światła słonecznego, nigdzie toteż nie wychodził. Mina bez przerwy próbowała zdobyć jakiś kontakt ze swoim ojcem. Przecież byli sobie tacy bliscy, a teraz stali się tak oddaleni. Mina płakała, źle się z tym czuła. Czuła się sama, bez jej kochanego taty, ale każdemu tłumaczyła że to powód utraty przyjaciela jest przyczyną zachowania się Teda. W głębi serca wmawiała sobie że i ona straciła swego wiernego przyjaciela, który był w momencie dniu jej urodzenia i zawsze czuwał przy niej.
Nagle Luiza wirowała we śnie widziała swą proroczynię, która pokryta była korzeniami, który łączyły się jakiś harmoniczny wzór, przed sobą unosiła czajnik nie dotykając go.
-Chodź za mną-odparła
-Będziemy pić herbatkę?-zapytała Luiza
Tamta nie odpowiedziała tylko szła odwrócona plecami do zielarki miłości i wytrzymałości. Dziewczyna wstała z posłania i kierowała się za tą piękną istotą,która była wyższa o połowę od niej, a jej stopy nie stąpały po podłożu. Luiza widząc taki cud omal się nie poślizgnęła na śliskiej kamieni, a wtedy by runęła przepaść. Jej serce podskoczyło do gardła, uspokoiła się znacząco i szła dalej naprzód. Światło,które lśniło wobec tej magicznej kobiety i jej zielonkawe promieniowanie na lewym znaku dało wystarczająco światła jak na tak ciemną moc. Nagle zeszły z kamieni i szły po równym podłożu po wysokiej trawie. Słyszeć było tylko pomruki sów,które niedaleko zasiadały na drzewach,a ich żółte ślepia patrzyły prosto na nie. Po jakimś czasie zobaczyła wysoki bluszcz, nieporównany wysoki aż majestatyczny. Lecz kobieta nie na tym utkwiła wzrok tylko na zaroślach,które były naprzeciw tej cudnej rośliny.
Luiza więc podążyła w te zarośla, buszowała po nim, szukając niewiadomo czego. Nagle zobaczyła jakiś skrawek materiału. Rozpoznała go to był kawałek sukni Kate! Odwróciła się do Proroczyni Gabrieli lecz jej nie było. Wysoko uniosła znaleziony przedmiot patrząc na nią bezustannie i wtem zobaczyła swoimi oczami scenę rozgrywającą się kilka dni temu.

sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział 33 Nagły powrót


Begam znowu powróciła do skutej dziewczyny, uśmiechnęła się do niej łagodnie mimo ,iż więźniarka na nią nie patrzyła.Wzrok skazanej utkwił wokół zabrudzonej posadzki tuż obok jej bosych stóp.
Lecznicza zielarka przyniosła dla Kate papkę ziołową o właściwościach wzmacniających, odprężających, kojących oraz co najważniejsze gasnących częściowo głód na jakiś czas.
Łyżeczką zaczęła karmić uwięzioną, lecz ona opierała się stanowczo, kiwała przecząco głową,że nie chce tego świństwa tak jak małe rozbrykane dzieci,które nie mają ochoty bądź nie smakuje im jedzenie podane przez dorosłych. Tak więc Begam próbowała wszystkich sposobów kuszących ,a nawet zmuszających ,ale całe jej zmagania szły na marne. Jedynie plamy zielonej mazi połyskiwały jej na dekolcie i na szyi. Chwilę się zastanawiała i wpadła na genialny pomysł. Zaśpiewała fałszywie,nieporadnie pieśń, która uspokajała i pod wpływem tej piosenki Kate była posłuszna wobec tej zielarki. Bez problemu otwierała usta,rozdrabniała i przełykała pokarm.Nawet nie skarżyła się gdy tamta znów upatrywała jej głębokie rany zadane przez Sytra tego łotra,który pozbawił ją to co miała najcenniejsze.To ktoś inny miał przyczynić się do znalezienia tego skarbu, tego perełka na dnie oceanu, a ten skamieniały porywacz tak podstępnie,tak brutalnie wkradł się, zaburzył wszystko pozostawiając przy tym bałagan oraz przykre doświadczenie.
Kate dlatego tak ubolewała, że pozwoliła mu na to,że nie walczyła dzielnie do samego końca, że na to nie miała wpływu...
Raz omdlała kiedy leczniarka przemywała ją tworząc rytuał czystości.Wtedy w porę ją ostudziła wodą i dostarczyła jej powietrza otwierając okno. Natrudziła się przy tym,okucia się po prostu zablokowały nie pozwalając otworzyć tego cholernego okna. Kiedy Begam się udało klasnęła radośnie w dłonie , a leciutki i lekko chłodnawy wiatr otulił Kate pozwalając by lekko otworzyła swe zmęczone powieki. Leczniarka od razu podała pod język nagiej kobiety tabletkę pod język i po upływie niecałych pięciu minut poczuła się troszeczkę lepiej do momentu kiedy poczuła ból jak tamta pełnym skupieniu ją smarowała.
Tak więc zostały same, nie wiedząc naprawdę co tak na prawdę Sytr planuje.
Gdy trener zielarzy złych wyszedł siedziby swej koleżanki po fachu, żwawo i z nadzieją szedł szybko do gabinetu swojego Władcy, wiele mu poświęcił i wierzy że tamten zaakceptuje jego żądanie. Zapukał kilkakrotnie, a że nie usłyszał żadnego zaproszenia ani odrzucenia więc wszedł do środka. Na pierwszy rzut oka na środku znajdowało się jego luksusowe biurko z unikalnymi zdobieniami- symbolami zielarzy złych. Na tak antycznych, mahoniowym meblu były papiery,liczne nieziemskie zioła schowane małym czarnym pojemniczku, mała latarka nocna oraz klucz. Sytr wiedział do czego służy ,ale mimo swej woli nie chciał na razie wykraść tego o co prosiła zamian za przysługę Opira. Trener wiedział że trzeba czasu, planu, na razie trzeba sprawdzić teren,sprawdzić czy są jakieś mocniejsze blokady. Kto wie czy ten staroświecki klucz nie jest zaklęty bądź otruty trującymi kwiatami? Obok biurka znajdował się skórzany fotel,który aż bardzo kusił podopiecznego Bezimiennego by zasiadł arystokratycznym stylu. Z prawej strony były regały wypełnione z książkami.Ściany były pomalowane na ciepły brąz, na podłodze były ciemne panele a na samym środku znajdował się czerwony carski dywan z ornamentami w kolorze złota i brązu. Z tyłu znajdowała się czarna aksamitna sofa ta, która wszyscy troje On, Opira i Murder zasiadali na nim dostając za zadanie znalezienie właściwego tropu - człowieka z zawodu alchemika. Uśmiechnął się na to wspomnienie tego wydarzenia. Jedynie tej skrzyni z środkami alchemicznymi brakuje,a przecież znajdowała się nie tak dawno koło biurka.
Czyiś głos dobiegł w uszach Sytra,dźwięk docierał po prawej stronie w pobliżu rozpalonego kominka. Wtedy sylwetka wstała z klęczek i od razu Sytr pozdrowił swego Pana.
-Czym to przychodzisz trenerze?
-O Władco mój, dziękuje Ci wielce za to że dałeś mi jeden dzień z tą niewiastą.
-Doszły mi już słuchy,że już nie jest-uśmiechnął się Bezimienny chytrze.
-Tak, ale ona czyni cuda, po prostu zgasiła moje żądze.
-Albo miałeś zbyt mało kobiet- wtrącił bez ogródek Bezimienny- I tym przychodzisz do mnie, chcesz się z kimś jeszcze zabawić?
-Nie! Chciałbym aby Kate została u nas. Jest wspaniałą osobą, jest gibka i ma ten charakterek.A wyczytałem w niej że nie cierpi Luizy tak jak Ty o Panie.Ma do niej urazę że ukradła jej drogiego chłopca. A ja nie chce aby tam wracała. Chce aby mnie poznała,aby stała się jedna z nas... wiesz przecież że Oktavia choć jest doświadczona to teraz nie będzie aż nazbyt często trenować ,bywać na bitwach.
-Chcesz mi wypomnieć moje błędy?-uniósł sie gniewem władca zielarzy złych.
-Nie,nie..a skąd. Jaa..tylko chciałbym abyś wymazał Kate pamięć ale nie z jednego dnia ale z więcej ,więcej dni.Wymyśle jakąś bajeczkę,ale jeśli na to się nie zgodzisz to może podarujesz mi obroże,która nosiła ta plugawa Susan. A wtedy i Kate będzie mi posłuszna.
Bezimienny uśmiechnął się do niego i odparł po chwili:
-Jednak ty masz głowę na karku Sytrze, o jednak masz. Zgodzę się na wymazanie pamięci tej damy ,ale o obroży zapomnij. Posłuży mi w innym celu.
-Dziękuje,dziękuje. A co mam zrobić z jej znakiem ona zorientuje się po jakimś czasie że nie jest tym kim jej wmówimy.
-O to się nie martw, masz tutaj proszek ono przez jakiś czas zgasi jej czujność.Tylko musisz teraz to zrobić bo zaraz będzie świtać.-powiedział to władca dając trenerowi miniaturowe pudełeczko.
Tamten ukłonił się po pas, biegnąc szybko do wyjścia i spotkania się tą ponętą zdobyczą.
Gdy wszedł do środka Begam rozmawiała cichutko Kate, ale w trakcie jego obecności umilkła i wyszła z pomieszczenia mimo iż widziała proszący w oczach skazanej prośbę by została i nie była sama z tym o to człowiekiem.
Sytr podszedł bliżej do niej i patrzył na nią jak na obraz a nawet lubieżnie jakby wzrokiem miał ją rozebrać wbrew jej woli. Widziała jak jego wzrok podąża wokół całej jej sylwetki,a ona widziała teraz jego pełnej klasie. Jego rysy twarzy były po prostu piękne: miał zarysowaną szczękę ; długi nos; leciutkie ,zmysłowe i długie usta, mocno zarysowany łuk brwiowy, miał zielone oczy osadzone blisko siebie i patrzące na nią tak jakby ją chciały ponownie zjeść. Włosy były potargane na wszystkie strony o barwie kruczoczarnej. Jego sylwetka była gibka,wysportowana, był szczupły lecz widać było troszkę jego mięśnie.Stosunkowo był wysoki od Kate. Miał na sobie czarne spodnie i koszule w kolorze jasnego błękitu.
Wiedział że ta panienka uważnie na niego patrzy i widzi cudo natury więc jeszcze bardziej się przybliżył do niej uchwycił swoje dłonie jej twarz, popatrzył na nią i mimo protestów, kopnięć pocałował ją, ale już nie tak jak wcześniej pożądliwie lecz pełnym uczuciem. Tego się Kate nie spodziewała. Wysunął lewą rękę do swej kieszeni po proszek, a następnie chwycił jej lewę ramie i posmarował ją. Znak zaczął jej piec tak że w oczach miała łzy i wtedy po raz pierwszy do niej szepnął:
-Już nie długo będziesz moją, już niedługo będziemy razem na dobre.
Po czym pospiesznie wyszedł. A gdy już zaczęło świtać coraz bardziej tak że stał się nowy dzień przyszedł do uwięzionej Kate Bezimienny i swoja mistyką oraz z ziołami zaczął usuwać jej pamięć. Widział że jest wystraszona jak pisklę. Dał jej środek usypiający i bez żadnych problemów zrobił to co trzeba.
Władca wcześniej po wyjściu swego wiernego podopiecznego zaczął szukać obroży a gdy ją odnalazł od razu majsterkował przy niej tworząc obroże na nogę dzięki czemu nie będzie widoczna dla tej zielarki miłości i wytrzymałości. Gdy jego dzieło zostało już zrobione od razu poszedł do pomieszczenia gdzie przebywał Ted, wiedział bowiem że jego silny charakterek nie pomoże mu go omamić. Alchemik był wyczerpany ledwo co był w pozycji stojącej, a jego wierni słudzy nieźle go pilnowali aby żadna ucieczka z jego strony nie wyszła mu na dobre. Bezimienny od razu nałożył na jego lewej nodze obrożę, nie była aż tak niezbyt widoczna gdy włożyło mu się jego spodnie.Od razu wypróbował tego wynalazku,wyszedł z tej kwatery i poszedł na korytarz.
Rozkazująco odparł przez swój nadajnik:-Przyjdź do mnie.
Wtem drzwi się otwarły i na przeciw Bezimiennego szedł uwieziony obrożo-wym sposobem alchemik.Bezimienny zaczął histerycznie się śmiać ze swego pomysłu.
Gdy Kate jeszcze spała po środku usypiającym już w siedzibie jej nowej lokatorki-Roksany, Ted ruszał z Riskiem oraz środkami alchemicznymi do domu. A tam panowało wielkie poruszenie, wielkie szukanie jego i Kate. Szukali całą noc , a Mina ,córka Teda zalewała się łzami. Myślała cały czas że ojciec jej znajduje się w pracowni przecież go tam wcześniej widziała ,ale gdy zajrzała tam późnym wieczorem ,a jego nie było zwołali alarm. Wtem zadyszane bliźniaczki poinformowały że szukały Kate po całym budynku lecz jej nie znalazły ,a miała zająć się przyniesieniem górskiej wody, lecz minęło bardzo dużo czasu, a jej ani śladu.
Po południu stary alchemik był już w domu, Risek zawrócił do swoich. Od razu córka rzuciła mu się na szyję pytając się go gdzie przebywał i czemu znać nie dał.
Uśmiechnął się szeroko i rozświetlająco tak że każdemu zrobiło się cieplej na sercu i zaczął opowiadać:
-Udałem się do mojego starego oddanego człowieka Leona, który zaginął jak wiecie z rąk barbarzyńcy.Kate udała się wraz ze mną, chciała ze mną wyruszyć bo jak wiecie w tamtych stronach ma daleką rodzinę. Na początku nie chciałem się na to godzić,ale widząc jej oczach niemą prośbę zgodziłem się. Tam została gdyż siostra jej matki jest ciężko chora, a ona tak bardzo chciała z nią pobyć. Nie zabrała swych rzeczy bo jak wiecie jechała tylko w odwiedziny. Lecz nie martwcie się wróci niebawem.Niech pobędzie z rodziną,wszak ona ma tylko jedną bliską osobę.
Wszyscy pokiwali głowami że rozumieją lecz zaraz Eric odezwał się:
-To dlaczego nie poinformowała nas wcześniej że jedzie odwiedzić siostrę swej matki? A dlaczego Ty tam pojechałeś w tamtą miejsce?
-Drogi młody człowieku, Kate nie chciała się Wam narzucać,a że miała taką okazję to czemu nie miała się z niej nie skorzystać. A jeśli mowa o mnie to Leon był moim przyjacielem, musiałem posegregować jego rzeczy osobiste i je rozdać ubogim. Taka była jego ostatnia wola jaką kiedyś mi wspominał.Teraz wybaczcie ale ciszy i spokojem chciałbym pobyć swej pracowni i prosiłbym Ciebie Mino, abyś mi nie przeszkadzała i nie wchodziła bez mojego pozwolenia.
-Ale ojcze...-odparła Mina zalewając się łzami.
-Wiesz co kiedyś Cię prosiłem. Ustąp mojej woli.
Tak też Ted wszedł do swojej drogocennej małej pracowni, zamykając siebie od środka i zaczął wszystkie mikstury ,składniki, rzeczy wykładać na stół z skrzyni świętej pamięci Leona.