wtorek, 23 sierpnia 2016

Rozdział 40 Skarby alchemiczne







Opira ruszyła żwawo do powracających z wyprawy Megan i Sytra. Na jej twarzy gościł podejrzliwy uśmiech nie wróżący niczego dobrego. Gdy już stanęła przed nimi, zwróciła się do trenera zielarzy:
-Mamy do pogadania, widzę Cię w moim gabinecie za 5 minut z tym co jest mi niezbędne.
Po tych słowach odwróciła się na pięcie i ruszyła do swojego gabinetu pozdrawiając tych, których napotkała na drodze.
Sytr przełknął ślinę, popatrzył na Megan, wziął liczne bagaże i pędem ruszył za Opirą zostawiając samą dziewczynę w długim korytarzu.
Megan stała jak wryta nie rozumiejąc tego wydarzenia jak i bez żadnego słowa wyjaśnienia od jego opiekuna. Wzięła swój podręczny plecak i ruszyła do swojej kwatery. Jak zwykle nie było jej lokatorki co przyjęła to z wielką ulgą, nie chciała słuchać jej nowych plotek, licznych dopytywań gdzie to była, co robiła. Usiadła więc na starym krześle, patrząc pełnym spokojem po pokoju, jej wzrok utkwił na jej łóżku, a dokładnie na poduszkę. Zamyśliła się, coś jej się nie zgadzało. Pamiętała jak wyjeżdżała zostawiła nieporządek w swoim kącie: pościel jak i poduszce była nieładzie. Teraz „jasiek” jest całkowicie wygładzony, a na jednym z jego z rogów wystawiał pewien skrawek papieru. Opamiętała się, ruszyła w kierunku łóżka, sięgając prawą ręką za kartkę. To był list skierowany wyłącznie do niej. Ręce jej drżały gdy czytała treść:  

Megan
Jak wrócisz z podróży proszę zjaw się u mnie do kwatery leczniczej. To bardzo ważne!
                                               Begam

Nie rozumiała co takiego zielarka lecznicza miała do ważnego powiedzenia. Wyciągnęła żytni chleb z plecaka, zabrawszy niepostrzeżenie prowiant z Gospody Pod Wilczym Okiem. Zaczęła jeść uporczywie, skończywszy ruszyła wyznaczone miejsce, które pokierował ją ten list.


Natomiast w gabinecie Opiry toczyła się zacięta wymiana zdań pomiędzy zielarką uporu, a Sytrem.
-Jesteś sprytniejszy niż myślałam, zabrałeś swą zdobycz ze sobą, a tym mogłeś zdradzić wszystko. Jesteś skończonym kretynem!
-Tak? A Ty, co robiłaś do tego czasu? Mazgaiłaś się, a tego wywaru nawet nie zrobiłaś! Śmiesz mi mówić, że ja nie dotrzymuje obietnic Ty plugawo zielarko upioru!
-Milcz gadzino! Nie obrażaj mnie, bo moja zemsta będzie o trzykroć bardziej potężniejsza. Mów lepiej czy zdobyłeś to co mi obiecywałeś. Powiedz mi Ty jesteś sprawcą wybuchu z siedziby Teda Alchemika? Jeżeli tak, to uważaj Bezimienny odkryje prędzej czy później kto to uczynił i wtedy biada Tobie.
-Może lepiej i tu być dopomogła wszak to dla Ciebie zrobiłem.- odparł podstępnie Sytr
-Raczej dla swoich korzyści to uczyniłeś, Sytrze.
-A kto zapieczętował słowo na moim policzku?! Kto przyczynił się do tego?!! – wrzasnął Sytr blisko twarzy Opiry
-Nie dałeś mi wyboru! – powiedziała przez zęby zielarka upioru.
Po długim milczeniu. Trener zielarski podszedł do swojego bagażu odtworzył wieko, wziął małą skrzyneczkę.
-To wszystko co tam zostało.-odparł, rzucając skarby alchemiczne do niej. Opira w locie je pochwyciła i z podnieceniem zaczęła otwierać, a następnie sprawdzała zawartość. Zobaczywszy je oczy jej się zaświeciły, rozpromieniła się. Po chwili odpowiedziała szeptem.
-Tu jest tego za mało, coś jeszcze było. Na pewno było tego znacznie więcej.
-Nie zapominaj Małpo, że Ted Alchemik zaczynał poczynania nad tą miksturą, tylko wszystko wybuchło w mgnieniu oka.
-Opowiadaj od początku jak wyglądała cała sytuacja.
Sytr usiadł na fotelu Opiry, wziął źdźbło trawy ze stołu, bawiąc się nią i patrząc na swą rozmówczynie zaczynał wspominać ten moment.

Bezimienny czuł dalej wściekłość na swoją przyrodnią siostrę. Jej słowa uderzyły go silną mocą mógł być przecież ostrożny! Wszak przecież wiadomo iż przez zawartość tego piekielnego kwiatu senna jawa jest zbyt realistyczna, a to co we śnie zdarza się to dzieje się  naprawdę. A tak to będzie miał potomka, który jest w łonie Oktavii. Potomka z jego złej krwi. Z jednej strony to dobrze, przeszkoli go i będzie czynił dalej zło, gdy go już tu nie będzie. Poprowadzi dalej brzemię zielarzy złych. Jak jego wcześniejszy plan nie mógł wypalić… Widział wielką potencje u Teda Alchemika, a jego obroża przekształcona kajdanki na nogę była bardzo idealnym pomysłem. Nie, nie tam musiało coś się zdarzyć. Coś musiało się tam stać. Bezimienny tak łatwo się nie poddaje. Obszedł swój gabinet trzykrotnie uważając na szkła, przystanął wpatrując się na nie. Na kilku z nich zobaczył ślady krwi po Murder. W tym o to  momencie podstępnie się uśmiechnął, odtworzył drzwi i na cały głos zwołał:
-Przywołać mi posłańca i to migiem!!!
Zamknął drzwi, usiadł na swoim wygodnym fotelu, rozkoszując się swoich myślach, wszedł posłaniec bez jego pozwolenia.
-Szukałeś mnie o Panie- odpowiedział, witając się z nim należycie.
-O tak, będziesz miał bardzo pilne zadanie. Przejdę do sedna sprawy: musisz znaleźć łowce zielarskiego i go tutaj przyprowadzić.
-Nie mówisz…nie mówisz….ooo….
-Tak mówię o Furionie!
-Ale Mistrzu….jego tak trudno namierzyć.
-Właśnie dlatego Ciebie zwołałem. Masz niewiele czasu.


Czas, czas złowrogi tykający nieprzerwanie. Czekający na nasze pomyłki, błędy, wyrzeczenia, nadzieję , radości, smutki czy słabości. Czas tykający nigdy nie powracający do przeszłości. Czasomierz wyznacza tylko nieznaną nam przyszłość czy chcemy tego czy nie. Dla Luizy ukazał przez pewne niespodziewane zdarzenie – odkrycie nowej mocy. Zostały jej jeszcze cztery. Reszta jest już prawie całkowicie wykształcona. Dziewczyna już dobrze wiedziała, że już za niedługo będzie musiała opuścić siedzibę Teda Alchemika i wyruszyć poszukiwaniu sześciu znakomitych zielarzy dobrych, które mają ostateczną misję do wypełnienia. Misja, która okaże się błogosławieństwem bądź przekleństwem. Nikt nie rozumiał wybuchu, ani szaleństwa w oczach Teda kiedy to zamykał się całkowicie swoim laboratorium i zaczął prowadzić swoje niebezpieczne eksperymenty. Niektórzy sądzili, iż to z powodu zbliżającej się rocznicy śmierci swojej drogocennej żony toteż nie dopuszczał nikogo do siebie, a tym bardziej swojej jedynej córki Miny. Rozpoczęło się szczegółowe śledztwo polegające na dokładnym sprawdzeniu, oczyszczeniu oraz przebadaniu czy istnieje prawdopodobieństwo zawartości toksycznych oparów, niebezpiecznych śladów dla mieszkańców. Ogromne znaczenie dla ekologów zielarzy ma iż czy pobliska fauna i flora są miejscami całkowicie bezpiecznymi. Nikt nie spostrzegł przez ten zgiełk jak z pewnego wieczoru Mina weszła do gabinetu ojca i rozejrzała się na panujący tam bałagan. Wszędzie były taśmy wskazujące, aby nie wchodzić zza blisko gdyż teren uważany był za zagrożony. Przeszła więc Mina ostrożnie przez te izolacje uważając by ich  nie przerwać ani nie pokazać swojego punktu położenia. Nie dotykała praktycznie niczego, wiedziała że wszystkie ślady nie zostały jeszcze staranie zebrane. Zobaczyła jak na samym środku pomieszczenia dużo rozbitego szkła, zapewne to w tym miejscu była uwięziona Luiza (zamkniętym kloszu bez żadnego wyjścia ucieczki). Na blacie zobaczyła stare znane jej próbówki.. kroczyła dalej... po kilkunastu minutach zobaczyła jakieś prastare naczynie, a w nich był mikstura nieznanego pochodzenia. Wzięła go do ręki posiadała jasno rażącą żółta poświatę mieniącą się na przemian z bielą. Zaczęła nadsłuchiwać... usłyszała nadchodzące kroki. Szybko schowała zdobycz do swojej podróżnej torebki i uciekła przez wyjście, które powstało podczas tamtej eksplozji. Uciekła bardzo szybko do lasu, niepostrzeżenie, udało jej się…odetchnęła z ulgą. nikt jej nie zobaczył. Gdy już nogi odmawiały jej posłuszeństwa, oparła się o konar drzewa odpoczywała i  wyciągnęła zawiniątko z torby, spoglądała na nie uważne uspakając swoje myśli, które nieprzerwanie cały czas biegły jej w głowie. Zabrała ten przedmiot nie wiadomo dlaczego możliwe że z powodu strachu, że Oni znaleźliby ten skarb, wyjęli by odciski, odkrywając, że tam po prostu była. Zapewne możliwe by czuła zazdrość gdy Tamci znaleźli miksturę, a ona wtedy by nie zbadała jego pochodzenia. Całkowicie istnieje inna teoria kradzieży skarbu:  zrobiła to z powodu schorowanego ojca chciała poznać, dlaczego on zachowywał się obco przed kilkanaście tygodni. Jakże przez ten okres czasu czuła się samotna, opuszczona i załamana. Bliźniaczki, Luiza próbowały jakoś ją rozweselić, ale z głębi serca im się to nie udawało, w myślach była cały czas przy nieobecnym ojcu, nie dostrzegający nikogo. Może ten wywar spowodował u niego taki wielki egoizm, nie dostrzeżenie bliskich wokół siebie. Mina zdolna córka Teda alchemika, która ma więcej krzty talentu dowie się co to wszystko tak naprawdę się zdarzyło. Zrobi to dla ojca, dla siebie jak i dla innych. Postara znaleźć właściwe wytłumaczenie, a ekspertyzy i śledztwo nie będą aż tak potrzebne.

Kate zapukała nerwowo do pokoju Begam nikt nie otwierał, nie było słychać żadnych odgłosów ze środka. Nerwowo popatrzyła jeszcze raz na pusty korytarz; o tej porze wszyscy byli na treningach u Sytra. Tylko ona nie, zaraz wszyscy będą ją szukać czuła to w kościach, a tym bardziej pierwszy rzuci się do poszukiwań sam trener zielarski. Coraz bardziej zachowywał się nerwowo, miał dużo tajemnic, nie wiedziała czemu za nim pojechała i czego szukali tam koło tej gospody. Wmawiał jej że to był trening środowiskowy. Polega na tym że zabiera się zdolnych zielarzy do takich ćwiczeń, a sam trening trwa przez kilka dni. Jeżeli to jest pierwsza taka wyprawa uczestnik nie pamięta co takiego porabiał, ponoć to naturalne,  a wszyscy to co zdobył podczas owego treningu jest jego głowie tak jak nauka jazdy na rowerze. Tego się nie zapomina to siedzi w głowie, to tak jakby umiejętność nabyta. Jeszcze raz mocno zapukała, serce jej waliło jak młot, zaniepokoiła się troszkę tym listem.  Nagle drzwi się uchyliły:
-Wejdź do środka.
Dziewczyna posłusznie weszła, skuliła się w sobie patrząc oczy Begam czekała niecierpliwe co takiego ma do niej tak ważnego do powiedzenia.
- Dobrze już wiem, że czytałaś zapewne mój niezbyt starannie napisany liścik, otóż przejdźmy do sedna. Wtedy kiedy wyjechałaś ze swoim Ryskiem i nie było Cie przez kilka dni, przyszedł do mnie opiekun tych pięknych zwierząt. Mówił o Tobie. Powiedział mi...
Megan pamiętała ten moment, przełknęła ślinę i czekała cierpliwie.
-Powiedział.....Ona jest INNA.
Dziewczynie zaszumiało w głowie, świat jej zawirował, nie słyszała już niczego takiego co mogło mieć już jakikolwiek sens. Świat jej przed oczami, postać Begam zaczynał się rozmywać, widziała mroczki przed oczami...potem pojawiła się ciemność. Upadła bezwładnie na zimną podłogę.


W tym momencie posłaniec ruszył ze swoją świtą na poszukiwanie tego, którego zlecił mu Bezimienny. Tego człowieka każdy zielarz zna, każdy się go obawia. O nim krążą rozmaite legendy. Furion białowłosy z szybkością błyskawicy, podstępny, nieokrzesany, a jakże nieobliczalny. Ma dużo tajnych broni. Jedną z nich jest Srebrzysta Włócznia pokryta ornamentami zielarskimi. Włócznia, który posiada wielką moc tak potężną iż sam Bezimienny chciał by ją posiadać.