Luiza gorączkowo myślała jak wyplątać się w obecnej sytuacji. Miała tylko cichą nadzieje, że szpiedzy Bezimiennego nie zorientują kim są naprawdę. Dyskretnie na nich zerkała, dobrze, że miała torbę, a w niej podarunki od Miny w razie niebezpieczeństw. Próbowała dostać się do ich myśli, w końcu jej się to udało, ale doznała szoku. Gdyż domyśliła się, że porozumiewają się między sobą telepatycznie. To wysokie stadium wymiany myśli z drugim człowiekiem bez użycia żadnego środka kontaktu. Tylko nieliczni to umieją, muszą mieć wyjątkową wieź ze sobą oraz być dobrze koncentrowani. Nie miała żadnych wątpliwości oni nie byli podlotkami tylko wyszkolonymi zielarzami o wysokiej inteligencji i sile. Gdy udało się po pewnym czasie dostać się do ich myśli Luiza dokonała kolejnego niebywałego odkrycia. Oni poszukiwali zielarki emocji Megan dawnej Kate i Łowce zielarzy Furiona. Ponadto w ich kręgu pojawił się od dłuższego czasu list gończy za nimi. Oni sami są poirytowani i rozdrażnieni z tego faktu bo doskonale zdają sobie sprawę, że pojawią się nowi śmiałkowie do szukania tych zdrajców. I na każdego bacznie patrzą czy przypadkiem nie są zgarnąć za to jakiejś nagrody oraz uznania w świetle gromady zielarzy złych.
-Ludomirze za bardzo rzucamy się w oczy.
-Zdaje sobie z tego sprawę- odpowiedział mężczyzna przez zęby.
-Moja propozycja jest taka wyjść niepostrzeżenie. Musimy znaleźć naszą armię i uciekać.
-Czego oni tutaj szukają?
- Są znaleźć Kate, odczytałam to w ich myślach.
-Cholera. –odpowiedział krótko Ludomil
- Jeszcze to nie wszystko, szpiedzy rozmawiają ze sobą telepatycznie, niestety ja nie mam do tego dostępu. Nie jestem emocjonalnie z nimi związana.
-Dobrze, znajdźmy zatem naszych i szybko wynośmy się stąd. Lepiej Ty wyjdź pierwsza, ja jestem mężczyzną i za bardzo jestem rosły.
- Może lepiej odegramy jakąś scenę. Przyłącz się do mnie.
Mężczyzna przytaknął potwierdzająco na propozycję Luizy.
-Jak możesz tyle pić i siedzieć gospodzie. Za kogo ja wyszłam? Za błazna i nieudacznika który nawet jak dogodzić kobiecie. Albo ruszasz ze mną do domu albo chlej do woli, ale pieniędzy nie dostaniesz.
- Co ty gadasz kobieto do mnie, ja żywię cała rodzinę i haruje jak wół.
Wszyscy zebrani patrzyli na całą sytuacje jaka rozgrywała się w kącie. Kobiety współczuły takiego mężczyzny, a mężczyźni wiwatowali swemu bracie.
Nawet na całą scenę patrzyli zielarze armii siedmiu i byli zaskoczeni. Wtem Amelia dostała sygnał „ Niebezpieczeństwo” od Luizy.
- Co sie tutaj wyprawia?!- zdumiał się Alojzy.
-Nie ma czasu- odparła Amelia cicho do wszystkich- jesteśmy w niebezpieczeństwie musimy wyjść. Udawajcie ze jesteśmy zakochani i się śmiejmy z tego i wyjdźmy stad bez żadnego cienia zdenerwowania.
-Dobry pomysł Amelia- odrzekł Edmund.
Jak powiedziała dziewczyna tak też zrobili, nikt nie dostrzegł ich odejścia tylko Luiza. Wtedy trochę poczuła ulgę i odparła.
-Mam tego dość, wychodzę. I wyszła.
Jednak niektórzy zerkali na Ludomila. Ten dobrze grał dalej, dopił piwo bez
pośpiechu. Gdy dokończył odparł jakby do siebie i do wszystkich.
-Baby, z czy bez nich żyć trudno. I ruszył kierunku drzwiom ledwo się chwiejąc.
Gdy wyszedł poczuł silny wiatr, który uderzył go w nozdrza. Poszedł szybko do pozostałych, którzy ustawili się w kręgu.
-Nie wiem czy do końca ich przekonałem, ale to nie potrwa zbyt długo. Zaraz pojmą, że wiele osób za szybko wyszło. Jeśli są na tyle rozumni to zrozumie postęp.
- Nauczyciel zielarzy dobrze prawi- rzekł Edmund już z powagą, ani nie wypił piwa bo nawet nie zdążył.
-Ruszajmy zatem, teraz jesteśmy na celowniku. Udajmy się pośpiesznie do pobliskiego lasu.- odpowiedziała twardo zielarka miłości i wytrzymałości.
Wszyscy zaczęli biec nie oglądając się za siebie. Nie chcieli tracić drogocennych sekund. Jednak po jakimś czasie usłyszeli z daleka jakieś krzyki i nawoływania.
- Jak daleko jest do tego miejsca Alojzy? – zapytała Luiza.
- Jesteśmy już prawie, ale jeszcze trochę mamy do pokonania.
Amelia kilka razy się potknęła, Ludomil pomagał jej szybko wstać. Diana traciła powietrze nie była przyzwyczajona do takiego maratonu, a w tym bardziej po tak ciężkiej podróży jakie pokonywali wspólnie razem.
Nagle ucichły krzyki, szybko ucichło to zaniepokoiło wszystkich.
-Czy tu są jakieś groźne zwierzęta??- zapytała wystraszona Diana.
-Z tego co wiem to raczej nie. Żadnych śladów nie widziałem bo pokonaliśmy wszystko biegiem. – odpowiedział Ludomil.
- Jeszcze trochę a będziemy na miejscu. Nie zatrzymujmy się – poganiał Alojzy zielarz sprawiedliwości.
Po niespełna godzinie wszyscy zdyszani, rozgrzani znaleźli się nostalgicznym miejscu, emanujących pewną historią. Ujrzeli centralnym położeniu przepiękną, starą posiadłość, a wokół niego znajdował się olbrzymi ogród, otoczony starymi drzewami. Miało się wrażenie, że czas zatrzymał się w miejscu. Okiennice jak i drzwi były masywnego drewna, pokrytego licznymi ornamentami. Ściany połyskiwały niecodziennym blaskiem. Drzwi był otwarte, nieśmiało i oczarowani weszli do środka. Uprzednio jak wszyscy odpoczęli. We wnętrzu panuje atmosfera bogactwa i luksusu, ze staroświeckimi meblami. Wielkimi kominkami z kutej stali. W salonie znajdował się fortepian, a otwartej jadalni znajdował się wielki stół z potężnymi krzesłami. Na ścianach każdych pokoi wisiały liczne dzieła sztuki, antyczne lampy, abażury, wspaniałe meble z epoki. Nawet jednym pokoju gościnnym na samym środku ściany znajdowało się przepiękne trofeum - wieniec byka jelenia. Na dole był kominek, nogi stołu były ozdobione ręcznie rzeźbionymi lwami, kanapy o idealnym odcieniu szmaragdu a z tyłu znajdowała się olbrzymia szafa z osiągnięciami z polowania. Można uznać, że każdy z pokoi miał swój urok i był dobrze dopasowany do swoich właścicieli.
- Witamy naszych skromnych progach- odpowiedział Mark stojąc z bratem we frontowych drzwiach.
-Powiecie dlaczego uciekaliście przed naszymi nawoływaniami? – zapytał nagle Frank.
- To Wy?!- odparł zaskoczony Edmund- Myśleliśmy że nas ścigają.
- W rzeczy samej widzieliśmy jacyś podejrzanych typków, ale oni wpadli naszą zasadzkę, prawda Mark?
Brat kiwnął głową, głośno się śmiejąc.
-To dlaczego nas wołaliście? - zapytała po dłuższej chwili milczenia Amelia.
- Kogo nasze oczy widzą, nasza wspaniała przyjaciółka z dzieciństwa Amelia- odparł podekscytowany Frank- odpowiem na Twoje pytanie, otóż nie chcieliśmy abyście wpadli w nasze pułapki. Gdy nasze nawoływania nie poskutkowały, stworzyli krąg na Was w celu ochrony do naszej rezydencji.
-Za to jesteśmy bardzo wdzięczni.- odparła krótko Luiza, dalej ciągnęła dalej- Frank i Mark muszę się z Wami porozmawiać na osobności. Chce znać wasze intencje i to dlaczego robiliście pewne błędy w przeszłości.
Na słowa zielarki miłości i wytrzymałości, Ludomił zacisnął mocno pięści i na jego skroni pojawiła się mocna żyłka w złości. Zauważyła symptomy zdenerwowania Amelia u swojego najlepszego przyjaciela i wybranka serca. Szepnęła mu do ucha, lekko poirytowana:
-Jednak wszystko powiedziałeś Luizie.
Ludomil przełknął ślinę, był zły na siebie , że nie potrafi schować swoich emocji w kieszeń.
- Wiedzieliśmy ze to nastąpi, a wiec chodźmy do gabinetu. – odpowiedział Mark.
Poszli do góry, zamknęli się od środki i dość długo rozmawiali, aż nastał późny wieczór.