poniedziałek, 29 kwietnia 2024

Rozdział 62 Nagły pośpiech

 



Luiza gorączkowo myślała jak wyplątać się w obecnej sytuacji. Miała tylko cichą nadzieje, że szpiedzy Bezimiennego  nie zorientują kim są naprawdę. Dyskretnie na nich zerkała, dobrze, że miała torbę, a w niej podarunki od Miny w razie niebezpieczeństw. Próbowała dostać się do ich myśli, w końcu jej się to udało, ale doznała szoku. Gdyż domyśliła się, że porozumiewają się między sobą telepatycznie. To wysokie stadium wymiany myśli z drugim człowiekiem bez użycia żadnego środka kontaktu. Tylko nieliczni to umieją, muszą mieć wyjątkową wieź ze sobą oraz być dobrze koncentrowani. Nie miała żadnych wątpliwości oni nie byli podlotkami tylko wyszkolonymi zielarzami o wysokiej inteligencji i sile. Gdy udało się po pewnym czasie dostać się do ich myśli Luiza dokonała kolejnego niebywałego odkrycia. Oni poszukiwali zielarki emocji Megan dawnej Kate i Łowce zielarzy Furiona. Ponadto w ich kręgu pojawił się od dłuższego czasu list gończy za nimi. Oni sami są poirytowani i rozdrażnieni z tego faktu bo doskonale zdają sobie sprawę, że pojawią się nowi śmiałkowie do  szukania tych zdrajców. I na każdego bacznie patrzą czy przypadkiem nie są zgarnąć za to jakiejś nagrody oraz uznania w świetle gromady zielarzy złych.

-Ludomirze za bardzo rzucamy się w oczy.

-Zdaje sobie z tego sprawę- odpowiedział mężczyzna przez zęby.

-Moja propozycja jest taka wyjść niepostrzeżenie. Musimy znaleźć naszą armię i uciekać.

-Czego oni tutaj szukają?

- Są znaleźć Kate, odczytałam to w ich myślach.

-Cholera. –odpowiedział krótko Ludomil

- Jeszcze to nie wszystko, szpiedzy rozmawiają ze sobą telepatycznie, niestety ja nie mam do tego dostępu. Nie jestem emocjonalnie z nimi związana.

-Dobrze, znajdźmy zatem naszych i szybko wynośmy się stąd. Lepiej Ty wyjdź pierwsza, ja jestem mężczyzną i za bardzo jestem rosły.

- Może lepiej odegramy jakąś scenę. Przyłącz się do mnie.

Mężczyzna przytaknął potwierdzająco na propozycję Luizy.

-Jak możesz tyle pić i siedzieć gospodzie. Za kogo ja wyszłam? Za błazna i nieudacznika który nawet jak dogodzić kobiecie. Albo ruszasz ze mną do domu albo chlej do woli, ale pieniędzy nie dostaniesz.

- Co ty gadasz kobieto do mnie, ja żywię cała rodzinę i haruje jak wół.

Wszyscy zebrani patrzyli na całą sytuacje jaka rozgrywała się w kącie. Kobiety współczuły takiego mężczyzny, a mężczyźni wiwatowali swemu bracie.

Nawet na całą scenę patrzyli zielarze armii siedmiu i byli zaskoczeni. Wtem Amelia dostała sygnał „ Niebezpieczeństwo” od Luizy.

- Co sie tutaj wyprawia?!- zdumiał się Alojzy.

-Nie ma czasu- odparła Amelia cicho do wszystkich- jesteśmy w niebezpieczeństwie musimy wyjść. Udawajcie ze jesteśmy zakochani i się śmiejmy z tego i wyjdźmy stad bez żadnego cienia zdenerwowania.

-Dobry pomysł Amelia- odrzekł  Edmund.

Jak powiedziała dziewczyna tak też zrobili, nikt nie dostrzegł ich odejścia tylko Luiza. Wtedy trochę poczuła ulgę i odparła.

-Mam tego dość, wychodzę. I wyszła.


Jednak niektórzy zerkali na Ludomila. Ten dobrze grał dalej, dopił piwo bez pośpiechu. Gdy dokończył odparł jakby do siebie i do wszystkich. 

-Baby, z czy bez nich żyć trudno. I ruszył kierunku drzwiom ledwo się chwiejąc.

Gdy wyszedł poczuł silny wiatr, który uderzył go w nozdrza. Poszedł szybko do pozostałych, którzy ustawili się w kręgu.

-Nie wiem czy do końca ich przekonałem, ale to nie potrwa zbyt długo. Zaraz pojmą, że wiele osób za szybko wyszło. Jeśli są na tyle rozumni to zrozumie postęp.

- Nauczyciel zielarzy dobrze prawi- rzekł Edmund już z powagą, ani nie wypił piwa bo nawet nie zdążył.

-Ruszajmy zatem, teraz jesteśmy na celowniku. Udajmy się pośpiesznie do pobliskiego lasu.- odpowiedziała twardo zielarka miłości i wytrzymałości.

Wszyscy zaczęli biec nie oglądając się za siebie. Nie chcieli tracić drogocennych sekund. Jednak po jakimś czasie usłyszeli z daleka jakieś krzyki i nawoływania.

- Jak daleko jest do tego miejsca Alojzy? – zapytała Luiza.

- Jesteśmy już prawie, ale jeszcze trochę mamy do pokonania.

Amelia kilka razy się potknęła, Ludomil pomagał jej szybko wstać. Diana traciła powietrze nie była przyzwyczajona do takiego maratonu, a w tym bardziej po tak ciężkiej podróży jakie pokonywali wspólnie razem.

Nagle ucichły krzyki, szybko ucichło to zaniepokoiło wszystkich.

-Czy tu są jakieś groźne zwierzęta??- zapytała wystraszona Diana.

-Z tego co wiem to raczej nie. Żadnych śladów nie widziałem bo pokonaliśmy wszystko biegiem. – odpowiedział Ludomil.

- Jeszcze trochę a będziemy na miejscu. Nie zatrzymujmy się – poganiał Alojzy zielarz sprawiedliwości.

Po niespełna godzinie wszyscy zdyszani, rozgrzani znaleźli się nostalgicznym miejscu, emanujących pewną historią. Ujrzeli centralnym położeniu przepiękną, starą posiadłość, a wokół niego znajdował się olbrzymi ogród, otoczony starymi drzewami. Miało się wrażenie, że czas zatrzymał się w miejscu. Okiennice jak i drzwi były masywnego drewna, pokrytego licznymi ornamentami. Ściany połyskiwały niecodziennym blaskiem. Drzwi był otwarte, nieśmiało i oczarowani weszli do środka. Uprzednio jak wszyscy odpoczęli. We wnętrzu panuje atmosfera bogactwa i luksusu, ze staroświeckimi meblami. Wielkimi kominkami z kutej stali. W salonie znajdował się fortepian, a otwartej jadalni znajdował się wielki stół z potężnymi krzesłami. Na ścianach każdych pokoi wisiały liczne dzieła sztuki, antyczne lampy, abażury, wspaniałe meble z epoki. Nawet jednym pokoju gościnnym na samym środku ściany znajdowało się przepiękne trofeum - wieniec byka jelenia. Na dole był kominek, nogi stołu były ozdobione ręcznie rzeźbionymi lwami, kanapy o idealnym odcieniu szmaragdu a z tyłu znajdowała się olbrzymia szafa z osiągnięciami z polowania. Można uznać, że każdy z pokoi miał swój urok i był dobrze dopasowany do swoich właścicieli.

- Witamy naszych skromnych progach- odpowiedział Mark stojąc z bratem we frontowych drzwiach.

-Powiecie dlaczego uciekaliście przed naszymi nawoływaniami? – zapytał nagle Frank.

- To Wy?!- odparł zaskoczony Edmund- Myśleliśmy że nas ścigają.

- W rzeczy samej widzieliśmy jacyś podejrzanych typków, ale oni wpadli naszą zasadzkę, prawda Mark?

Brat kiwnął głową, głośno się śmiejąc.

-To dlaczego nas wołaliście?  - zapytała po dłuższej chwili milczenia Amelia.

- Kogo nasze oczy widzą, nasza wspaniała przyjaciółka z dzieciństwa Amelia- odparł podekscytowany Frank- odpowiem na Twoje pytanie, otóż nie chcieliśmy abyście wpadli w nasze pułapki. Gdy nasze nawoływania nie poskutkowały, stworzyli krąg na Was w celu ochrony do naszej rezydencji.

-Za to jesteśmy bardzo wdzięczni.- odparła krótko Luiza, dalej ciągnęła dalej- Frank i Mark muszę się z Wami porozmawiać na osobności. Chce znać wasze intencje i to dlaczego robiliście pewne błędy w przeszłości.

Na słowa zielarki miłości i wytrzymałości, Ludomił zacisnął mocno pięści i na jego skroni pojawiła się mocna żyłka w złości. Zauważyła symptomy zdenerwowania Amelia u swojego najlepszego przyjaciela i wybranka serca. Szepnęła mu do ucha, lekko poirytowana:

-Jednak wszystko powiedziałeś Luizie.

Ludomil przełknął ślinę, był zły na siebie , że nie potrafi schować swoich emocji w kieszeń.

- Wiedzieliśmy ze to nastąpi, a wiec chodźmy do gabinetu. – odpowiedział Mark.

Poszli do góry, zamknęli się od środki i dość długo rozmawiali, aż nastał późny wieczór.

niedziela, 14 kwietnia 2024

Rozdział 61 Pod bacznym wzrokiem

 


Ludomil był zburzony tą informacją. Człowiek ten był zburzony całą tą sytuacją. Nie wiedział co takiego odpowiedzieć swojej najdroższej przyjaciółce przy której czuł coraz większe uczucie. Gdy nadarzyła się ku temu okazja i sposobność poszedł do Luizy.

- Musimy porozmawiać w cztery oczy, to pilne. – powiedział szeptem

- Dobrze, gdzie proponujesz/? –zapytała zielarka miłości wytrzymałości.

- Najlepiej, abyśmy udali się do jakiejś gospody. Powiedz wszystkim, że musimy zrobić sobie przerwę.

- Wiesz że to nie jest dobre rozwiązanie zwłaszcza dla Edmunda.

- On i Alojzy będą pilnować naszych zielarek.

- I tak uważam, że to bardzo zły pomysł. Dlaczego nie możesz to teraz powiedzieć w czasie naszej wędrówki? Czy to coś związanego z miejscem ZEN?

-Nie, nic z tych rzeczy. Mogę tylko powiedzieć, że ma to związek z Amelią. Wyszły pewne sprawy o których musisz wiedzieć, jesteś dowódcą.

- Dobrze, tak zróbmy. Widzę, że to jakaś poważna sprawa.

- Owszem bardzo poważna i delikatna.

Luiza kiwnęła głowo twierdząco, po czym przystanęła na środku i rzekła do zebranych:

- Moi drodzy musimy odpocząć i zebrać nasze siły na dalszą drogę. Muszę z Ludomilem obgadać sprawę innej misji. Miejsca znacznie nowego, którego musimy odnaleźć, ale oczywiście jak zbierzemy wszystkich do armii. O szczegółach dowiecie się znacznie później. Ta gospoda nie cieszy się z dużej renomy i jest niebezpieczna. Toteż Edmund i Alojzy zajmą się szczególna ochrona wobec zielarki Amelii i zielarki Diany. Nie wychodźcie nigdzie i absolutnie się nie rozłączajcie. Za niedługo pójdziemy dalej i żadnych postojów nie przewiduje robić. W drodze powrotnej narzucimy większe tempo.

- Dlaczego mamy robić teraz postój jak jesteśmy blisko? Nie możecie o tym porozmawiać jak będziemy na miejscu?- zapytał zdumiony zielarz sprawiedliwości.

- Odpowiem Ci na to pytanie zielarzu, nie będzie na to czasu.

- W końcu jakaś dobra wiadomość! – ucieszył się Edmund.

- Zielarzu wiary, pamiętaj, jak zobaczę Ciebie z kuflem piwa albo gdy poczuje woń alkoholu zostawię Ciebie tutaj. Twoja misja zostanie zakończona.

- To jego nie przekona. Będę mieć jego na oku. – odpowiedział Alojzy.

- Dziękuje, jesteście bardzo ważni i cieszę się ze jesteśmy wszyscy razem. Więcej działamy razem niż osobno.

- Takie puenty to dajemy zawsze na zakończenie pewnego rozdziału. – odparł zaczepnie Alojzy.

Luiza nic na to nie odpowiedziała, szła z przodem kierując wszystkich na zasłużony odpoczynek. Jednakże ostrzegła jeszcze, aby w środku rozmawiali szeptem i żeby nie rozpoczynali żadnych awantur. Gdy weszli do gospody, która zwała się „Pod czarnym okiem” każdy z nim poczuł, że są obserwowani. Luiza poczuła się niepewnie, czuła się coś złego ich spotka. Oznajmiła Ludomilowi, aby wybrali dogodne miejsce i pomówili o sprawie. Gdy się rozsiedli się małym kącie. Dziewczyna nie zauważyła, że naprzeciwko nich jakaś grupa nieznajomych ich osób bacznie ich obserwuje i rozmawiali miedzy sobą. Ludomil przerwał tą narastająca, niepotrzebną cisze:

- Jak wiesz rozmawiałem z Amelią o jej życiu wcześniejszym. Nie chciała mi na początku nic wyjawić jednak zdobyłem jej zaufanie i w końcu mi o tym opowiedziała.

- Do rzeczy Ludomilu- powiedziała nerwowo Luiza

- Na początku powiem, że Amelia nie miała łatwego dzieciństwa. W przytułku dzieci były zdane tylko na same siebie. Byli co prawda opiekunowie, ale oni nie zdali egzaminu. Nie zajmowali się nimi jak należy, nie było na to czasu, nie chcieli okazywać im miłości by ich do siebie nie przyzwyczaić. Amelia nasza zielarka nadziei nie traciła dobrego nastawienia na lepsze jutro. Jednak wszystko się zmieniło, jak w przytułku zostali przyjęci bracia. Na początku dokuczali wszystkim, szczególności dziewczynom. Po pewnym czasie posuwali się coraz dalej. Oni skrzywdzili Amelię. Te pamiątki, które widzieliśmy to była błahostka.  Rozpoczęli bardzo brutalna grę, otóż jeden wiązał dziewczynę, a drugi molestował; później zmieniali swoje rolę. Nie wiem czy jeszcze doszło do jeszcze poważnych incydentów, ale to samo w sobie  mówi, że oni nie mają dobrych intencji, po wskok rość są  napełnieni złem. – przerwał nagle Ludomil zaciskając mocno swoją prawą dłoń.

- Czy Ty myślisz, że nie wiedziałam iż Amelia skrywa pewne nieprzyjemne wspomnienia i sekrety?  Myślisz, że nie weszłam w jej umysł? Zielarka nadziei sprytnie przy Tobie to blokowała bo bała się jak spojrzysz na nią, jednak straciła kontrolę i wtedy wszystko ujrzałam. Pamiętaj nauczycielu zielarzy, że ja wszystkich sprawdzam dokładnie. Co prawda miałam problemy przy Alojzym bo on się wzbraniał. Któregoś dnia ustąpił, ale tylko wtedy gdy został brutalnie skrzywdzony przez swojego brata. Był emocjonalnie rozdarty, utracił swojego ukochanego ojca. Niektórzy zielarze są kruchsi, a niektórzy mają w sobie tą siłę. Edmund jak sam doskonale widzisz też nie jest bez skazy. Popadł alkoholizm, długi, a nawet bijatyki. Jednak w jego umyśle zobaczyłam, że wierzy w lepsze jutro, ale też pamiętajmy, że potrzebuje wsparcia, pomocy w nas. Przykro mi Ludomirze, nie mogę zrezygnować Marka i Franka. Jesteśmy tak blisko celu, musimy stworzyć silne dowództwo, zacząć trenować , ćwiczyć. Jesteśmy w daleko w tyle. Mamy przegrać z powodu tych wspomnień. Nie wiemy co tam się wydarzyło. Nie wiemy czy mieli takie zamiary, czy ktoś nimi kierował. A może Amelia zmyśliła to wszystko, stworzyła w wyobraźni przykre wspomnienia i nie chce ich naszej Armii. Bo oni zostali zaadoptowani, a ona została z takich powodów, że była tylko dziewczynką?

-Jak możesz mówisz że kłamie?!

- Ciszej Ludomirze, nie jesteśmy tutaj sami. – Luiza ustawiła do pionu Ludomila- Wiem, że są wewnętrzne problemy w grupie, ale wszystko się wyjaśni jak będziemy razem. Powtórzę jeszcze raz nie wycofam się.

- A jeśli Amelia nie była tylko jedną ofiarą? Może było ich więcej.

-To nie miejsce i czas, aby rozwiązywać takie problemy. Mamy jeszcze odnaleźć Kate, mam nadzieje, że o tym nie zapomniałeś.

Nagle Liza dostrzegła pewien ruch naprzeciwko. Dostrzegła kątem oka w podwiniętym rękawie nieznanego przybysza znak. Rozpoznała go doskonale. To był znak zielarzy złych, to byli szpiedzy.  

- Ludomil spokojnie, zachowuj pozory. Tutaj są szpiedzy Bezimiennego. Nie jesteśmy teraz bezpieczni.

- Co teraz poczniemy?

 

 

 

- Czemu błąkasz się po mojej pracowni Ericu, czego szukasz?

- Chce zrozumieć – odpowiedział Eric

- Co takiego? – odpowiedziała dziewczyna dodając niewielką ilość Tojadu do mikstury  silnie trującej.

- Czemu tworzysz broń rażącego zabijania, czy do tego jesteś stworzona?

- Jak wiesz doskonale byłam dzieckiem szczególnie uzdolnionym i miałam zadziwiające zdolności. – powiedziała spokojnie Mina, podchodząc po kolejną roślinę.

- I to czyni Ciebie mordercą?

- Jak możesz tak mówić. Wiesz, że wojna zbliża się wielkimi krokami. Nie będę stała bezczynie i patrzyła jak wszystko to runie. Mam teraz chęć i odwagę by stawić temu czoła. Uzbroję naszą armię, a reszta Luiza się zajmie. Ty tez mógłbyś pomóc.

- Jak miałbym to zrobić? –powiedział zakłopotany Eric, patrząc na otwarte księgi z rysunkami broni oraz skarbu alchemicznego.

- Najpierw zacznij od tego, abyś mi nie grzebał moich osobistych rzeczach bez pozwolenia.

- Ale..ale… Czemu jesteś taka nieufna do mnie? – odzyskał mowę chłopak.

- Powód jest jeden Twoje pochodzenie i rodowód mówi, że nie jesteś taki czysty. – odpowiedziała dziewczyna.

- Czy to moja wina. Nie odpowiada za grzechy mojego ojca.

- Tak, faktycznie nie odpowiadasz. Twój ojciec porwał mojego ojca, przytrzymywał go, pozbawił go rozumu. Teraz nie powróci do rzeczywistości, nie będzie tak jak przedtem. To wina Twojego ojca.

- Nie znam go i nie chce. Jestem tak samo zły na niego jak Ty. Zniszczył moją matkę Susan. Też ją więził, miał ją pod swoją własną kontrolą. Zabrał bardzo wiele.

- I co zrobisz z tym?

- Stoczę z nim walkę, osobistą. Czy to sprawia, że jestem złym człowiekiem? Czy przez to stracę Luizę? Czy staniemy się gorsi i będziemy na jego poziomie?

Mina nie odpowiedziała na to ani słowa, zajęła się własną miksturą. Zrobi wiele tysięcy strzałów.


czwartek, 4 kwietnia 2024

Rozdział 60 Utrata


 

 

 

Jednak nie wszystko szło zgodnie z planem tak jak myślał Bezimienny. Trzymał swoje dziecko w ramionach i wtedy poczuł głęboką więź ze swoją pociechą. Po kilkunastu minutach stan Oktavii znacznie się poprawił, była stabilna choć osłabiona. Straciła mnóstwo krwi. I teraz zostało tylko jej odpoczywać i nabierać siły. To znacznie komplikuje sprawę młodsi adepci wiele nauczyli się od zielarki przebiegłości. Teraz nie zostało im nic jak wyłącznie uczestniczyć na zajęciach u Sytra.

Wódz prawie wychodził z pomieszczenia, gdy usłyszał szept od zielarki:

- Nie zabijaj jej, proszę.

- Bądź o to spokojna, nie zrobię jej krzywdy i nikt inny też.

- Jak ją nazwiemy? – zapytała wzruszona Oktavia.

- Urodziła się w mękach więc będzie miała na imię Meka.

- Dobrze, dasz mi ją ?

- Nie! Ty masz odpoczywać, zajmij się sobą i wróć do swojej pozycji i w pracy. Dziecko jest pod moją ochroną.

- Ale.. ale.. ona mnie potrzebuje.

- Inne sprawy załatwią inne zielarki, nie obdarzysz ją bezgraniczną miłością.

- Nosiłam ją pod sercem, Władco.

- I to wystarczy! – odrzekł gniewnie Bezimienny, zatrzaskując gwałtownie drzwi.

Zielarka opadła głowę o poduszkę, po policzkach spływy jej gęste, gorzkie łzy, nie powstrzymywała ich. Był wyczerpana fizycznie i psychicznie. Najbardziej ubolewała nad stratą swojej córki i to że nie będzie tak blisko niej. Poniosła okropną stratę. Utraciła piękno macierzyństwa, wyjątkowego kontaktu z dzieckiem. Utraciła z Meką niepowtarzalną nić porozumienia. Nie mogła teraz wstać lekarz i Begam jej zabronili. Musi odpoczywać oraz nabierać siły do ponownej konfrontacji z Wodzem. Nie pozwoli tak sobie odebrać sobie dziecka. Pierwsze miesiące dziewczynki są najważniejsze i potrzebna jej matka.

- Nie bądź nieposłuszna Oktavio – odezwała się ironicznie Opira.

- Ty nie będziesz mi dyktowała warunków, dobrze wiem co robiłaś za plecami. –odpowiedziała gniewnie Oktavia.

- Co takiego słyszałaś? – zapytała miękko dziewczyna i podeszła do okna.

- Próbujesz dorwać się do władzy, wykorzystując każde możliwe sposoby. Chcesz zbałamucić Bezimiennego.

- Ty coś więcej wiesz na ten temat. Przecież dałaś mu potomka. Nawet tego nie umiałaś dokonać, wszak urodziłaś dziewczynkę. Dobrze, że Wódz ją oszczędził, bo już słyszałam wózek Opiry i później jej gniew.

- Zamilcz podła żmijo! Chcesz odebrać mi wszystko.

- Ja? Ależ skąd. Nasz Pan mnie nie interesuje, choć może jak urodzę mu syna to może inaczej na wszystko spojrzy.

- Jak śmiesz?!

- Ty tego już nie uczynisz. Słyszałam jak lekarz powiadomił Wodza, że to była Twoja ostatnia szansa, więcej dzieci nie będziesz mieć. Może lepiej było z godnością umrzeć.

Oktavia się skruszyła sobie, kurczowo zacisnęła palce na posłaniu, starając się powstrzymać głęboki szloch, aby nie dać satysfakcji swojej rywalce.

- Teraz już doskonale zdajesz sobie sprawę, że może nasz czcigodny Wódz spojrzy na ten przybytek i zacznie szukać kobiety, która sprosta jego oczekiwaniom. Wtedy wyjdę naprzeciw, poświęcę się.

- Nie bądź śmieszna Opiro, wszyscy doskonale wiemy jak lubujesz się władzy i chcesz przejąć stery. Ciąża zmniejszy twoje szanse i przygotowania. Co mi powiesz o tych skarbach alchemicznych, które tak ciebie zachłannie interesują.- zapytała sprytnie zielarka przebiegłości.

- Skąd o tym wiesz? Czy ten łajdak Sytr się wygadał?!- zapytała zdumiona zielarka upioru.

- Nie jesteś tak przebiegła jak myślałam. Jesteś tylko marnym pionkiem. Pokazałaś teraz, że jest coś na rzeczy, a ja uwierz mi połączę wszystkie kropki i marny będzie twój żywot. Prędzej czy później padniesz na samo dno.

- Płacz sobie dziecinko nad swoją utratą. Masz całkowitą racje z jednym nie zamierzam tracić czas na ciąże i zmieniać moje ciało. Za to stanę się idealną opiekunką, powierniczką, matką Twojej małej Miny.

- Nigdy na to nie pozwolę!

- To nasz Pan zdecyduje, wie doskonale, że Tobą się zajmowałam w okresie ciąży. Dbałam, pielęgnowałam, troszczyłam się. Zaufa mi bo na pewno tego chce.

- Nigdy na to nie pozwolę!- powtórzyła nerwowo Oktavia.

- Mów tak do siebie i tak nic nie wskórasz. – odezwała się Opira, podeszła do drzwi, zatrzymała się jeszcze chwile, spojrzała na zielarkę i jeszcze dopowiedziała: - Piękną masz tą córkę, całkowicie podobna do ojca.  I jeszcze powiem Ci sekrecie. Bezimienny świetnie całuje.

Po czym wyszła zostawiając zdruzgotana zielarkę przebiegłości samą. Opira zaczęła szlochać do poduszki resztkami swoich sił. „Jak mam wrócić do normalności? Jak?”

 

 

 

-Czy Ty Alojzy, wiesz gdzie mamy iść? Czy zgubiłeś kierunek? Co bym się wcale nie dziwił. - powiedział Edmund, który był zadowolony ze swojej zaczepki.

- Wiem gdzie jesteśmy. Nazajutrz będziemy na miejscu. – odpowiedział podirytowany Alojzy.

 - Tak, tak.. tak mówiłeś w wczoraj.

- Chyba w Twojej głowie. Jakbyś nie zajrzał do gospody pod Małą Rzeczką to byśmy już dawno byli.

- Wielmożny Panie zielarzu spragniony byłem od tej tułaczki. Wszak już blisko trzy miesięcy jak idziem. Wędrówka trudna, ja nie przyzwyczajony do takich znojów podróży.

- Ty? Nie przyczajony? – rzekł kpiący zielarz sprawiedliwości – Twoja cale życie to marna tułaczka.

- Cichaj chłopy- powiedział krótko Ludomil.- Wasze docinki choć ciekawe i interesujące teraz mnie nie krzepią.

-  Oj starszy Panie, kto się czubi ten się lubi.- rzekł zielarz wiary.  

- Wypraszam sobie starszy Panie –  powiedział Ludomil.

- Nie dąsaj się Panie to z szacunku, a jakże…-  przerwał zdanie Edmund bo na horyzoncie dojrzał kolejne gospodę. Spojrzał wtedy niechętnie na Alojzego, ale widząc jego srogie spojrzenie odrzucił swoje marzenie, aby podać się zbawiennego trunku.

Ludomil z Amelią rozmawiali ze sobą:

- Jestem aż taki stary? Powiedz mi tak szczerze zielarko nadziei.

- Dla mnie nie jesteś stary. Jesteś uroczym, dojrzałym i mądrym mężczyzną. Nie słuchaj gadaniny Edmunda, nie wie co gada bo utracił swoje smaki.

- Dziękuje Ci za te słowa. Nurtuje mnie jedno pytanie.

- Jakie? – zapytała niespokojnie dziewczyna.

- Odkąd, gdy odkryliśmy gdzie mieszkają bliźniacy stałaś się bardzo niespokojna, nerwowa. Nie wspominasz o nich nic. Mimo, że jakiś czas mieszkaliście wspólnie razem.

-Wydaje Ci się mój nauczycielu.

-Nie, stwarzasz jakąś dziwną aurę. Możesz mi wszystko powiedzieć, jestem po Twojej stronie i bardzo mi zależy na Tobie.

-Spojrzysz na mnie inaczej. – odparła cicho zielarka.

- Stanę za Tobą murem, jeśli to coś złego to przepraszam, że o to wypytuje.

- Dobrze powiem Ci, prędzej czy później wszystko się wyda.- zrobiła krótką przerwę Amelia i zaczęła kontynuować.- Te pamiątki co je znaleźliśmy to tylko symbole, ich trofeum. Ja przez nich utraciłam coś znacznie gorszego…