Wściekły
Bezimienny szukał gorączkowo trenera zielarzy złych Sytra. Zazwyczaj o tej
porze był na sali treningowej, więc udał się tam szybkim krokiem.
Otworzył
szybkim ruchem wrota, tak że wszyscy zebrani w sali ćwiczeń wzdrygnęli się. Pospiesznie
przerwali swój trening, powitali go gestem- znanych dla zielarzy złych i nie
spuszczali oczu samego ich Pana. On zaś nikomu nie odwzajemnił gestu powitania.
Szedł dostojnie na sam środek sali prosto na Sytra. Następnie gdy już był z nim
twarzą w twarz, uderzył go prostym sierpowym prosto w nos, po czym chwycił go
mocno za koszulę, popychając go impetem do tyłu. Tak, że na twarzy Sytra oprócz
wypływającej krwi z otworu nosa malowało się również pewne emocje począwszy od
zmieszania, zaskoczenia, złości, irytacji oraz wstydu.
-Wynoście
się stąd wszyscy! Koniec już treningu!- zagrzmiał Bezimienny, po chwili rzekł,
wskazując palcem na człowieka, który powoli wstawał z podłogi- A Ty śmieciu
zostajesz, mamy dużo do pomówienia!
Sytr
przełknął ślinę, czuł jak coraz bardziej krew trysnęła mu nozdrzy. Nie wiedział
co tak naprawdę zdenerwowało jego Władcę i dlaczego postąpił taki sposób przy
wszystkich. Zmiótł go, zgnoił, spodlił, zdeptał jak robaka pokazując jakim tak
naprawdę jest trenerem. Teraz nie wie jak pokaże się przy swoich „Uczniach”,
czuł się upodlony na każdym calu. Doskonale wiedział, że plotki i pogłoski nie
będą milknąć na temat jak to Władca
Zielarzy Złych uderzył trenera prostym sposobem, a on upadł bezwiednie na
podłogę. Zhańbił się. Gdyby to inny śmiałek zrobił, nie podkulił by ogona, nie
dałby sobie kasze dmuchać. Ooo nie! Za dużo pracy, wysiłku i poświecenia starał
się o swój status. Nigdy się nie poddawał tak łatwo. Zawsze jak tylko po drodze
pojawiały się kłody on budował mosty! On tylko ON!
Kątem oka
spojrzał jak wszyscy jego podopieczni znikli sali. Zostali tylko oni. Długo
zwlekał jak stanie na nogi. Nie miał pojęcia co takiego strąciło z równowagi
Bezimiennego. A może... a może dowiedział się, iż wybuch u Teda Alchemika to
była jego sprawka? Czyżby Opira coś mu wspomniała, ale byłaby taka głupia by
się podłożyć? Nie wspominała mu kiedyś, że się zemści o to jak zabrał Megan ze
sobą na misję. Tylko on bardziej ryzykował, że jego plan się nie powiedzie.
Właściwie to dzisiaj na treningu nie widział swojej pięknej dziewczyny Megan.
Co się z nią stało? Pamiętał moment, gdy tylko weszli do siedziby to od razu na
ich drodze pojawiła się jak duch Opira. Ona oczywiście oczekiwała od Sytra
wyjaśnień oraz najcenniejszego skarbu alchemicznego. Pogrążona smutku jak i
rozczarowania Megan udała się do swojej kwatery i potem ją nie widział nigdzie.
Nawet ta jej współlokatorka nie miała pojęcia że dziewczyna wróciła. Była
trochę zaskoczona, że musi znowu ciężko i wytrwale ćwiczyć bo trener wrócił.
No tak to
musi jednak chodzić o skarb, a może Władca znalazł zagubiony przedmiot ze
skrzyni i chce wyjaśnień. Po nitce do kłębka dotarł w końcu do mnie. A może to
Megan podkradła coś z jego skarbu, możliwe znalazła jakąś niewielką rzecz i
zabrała ze sobą.
-Sytr! Sytr!
Co Ty tak bujasz w obłąkach?! Wiem że jesteś dobry blokowaniu umysłu, ale to
nie zmienia faktu, że mogę wszystkie Twoje tajemnice podkraść za jednym razem!
Kolejny raz
Sytr się wzdrygnął i przestraszył. Musi panować nad umysłem, za bardzo jest
teraz rozchwiany emocjonalnie, a wtedy łatwo o najmniejszy błąd.
-O co chodzi
Panie? Dlaczego taka akcja przy świadkach? Co się stało? Nie spodziewałem się
ataku z Twojej strony na mnie.
-Ja wiele
rzeczy nie spodziewałem się po Tobie! Ty... ty kmiocie! Masz mi coś do
wyjaśnienia. Więc gadaj!
Sytr
zamilkł, nie chciał zacząć dyskusji. Nie wiedział tak naprawdę jaka kwestia
będzie poruszana. A nie chciał pogrążyć innych. Nie teraz.
-Milczysz?!
Milczysz?! Czyżbyś nie pamiętał jak byłem po Twojej stronie? Jak tylko
poprosiłeś o coś niemożliwego to Ci to spełniłem. Byłem dla ciebie taki
łaskawy, a tak się opłacasz!
Sytr wstał,
dygotał na całym ciele i powiedział:
-Nie wiem o
czym mówisz Panie... nie mam pojęcia.
-Byłem dla
Ciebie zbyt bardzo hojny. Zrobiłem wielki błąd. Zamilkł na chwile, po czym
oznajmił – Chodzi mi o tą dziewczynę! O tą wredną żmije!
Nagle cały
świat odsunął się, zrobiło mu się ciemno pod oczami.
-Ty dalej
nie wiesz o co chodzi? Co?! Dlaczego nie była tutaj na Sali ćwiczeń?
-Nie wiem.. możliwe
źle się poczuła.
-Coooo?! Źle
się czuła? Oj zapewniam się czuła się znakomicie, bieg też ma całkiem dobry!
Sytr
przełknął ślinę, popatrzył przerażeniem na Bezimiennego, nie chciał usłyszeć
tego co za chwile miał mu do powiedzenia Władca.
-Ona pomogła
Sprawcy uciec! Ona wie już kim tak naprawdę jest!
-Ale jak?
Ktoo..ktoś...ktoś musiał jej to powiedzieć.
-Sam
sprawca- Furion! Mogłeś lepiej pilnować swojej laleczki! Teraz masz za swoje!
I wyszedł z
sali, zostawiając zdruzgotanego Sytra samego.
Jechali
coraz szybciej, szybciej zostawiając daleko w tyle te miejsce, które nie było
dla nich przeznaczone. Jeszcze nie teraz... Risek doskonale zmierzał, właściwie
wiedział w którym kierunku powinni się udać. Jeszcze kilka dni wcześniej pogoń
za nimi ruszyła, ale już dawno nie było słychać jakby ktoś ich gonił. Doskonale
jednak wiedzieli, że muszą być bardzo ostrożni. Przez całą drogę w dzień i w
noc, nie odzywali się do siebie. Robili jedynie bardzo krótkie postoje. Furion
był znakomitym myśliwym, musiał wytropić kilka małej zwierzyny leśnej, ale
zawsze wybierał te najsłabsze. I tak nie mogli zbytnio tracić swojej energii
wszak jednak nie wiedzieli jak długo muszą uciekać ku nieznanemu. Po trzech
dniach w końcu znaleźli jakąś starą, opuszczoną chatkę. Postanowili, że tak się
schronią i tak już tracili powoli siły. Dzisiejsza pogoda dała im się we znaki.
Była gwałtowna burza, na niebie pojawiało się mnóstwo grzmotów i błyskawic, a
dopiero później nastąpiła ulewa. Błądzili dookoła kilka razy, zwierzę było
wystraszone. Furion spostrzegł z daleka ten dom, tą chatę niewielką, ale
wystarczającą dla nich. Udali się tam by się schronić przed burzą, przeczekać i
obmyślić dalszy plan działania. Zostało im jeszcze trochę prowiantu.
Weszli do
środka, panował tu mrok. Jednak przy światłach błyskawic dostrzegli, że już dawno
ten dom został opustoszały. Wszędzie były srebrzyste nici pajęczyny, w kącie
grasowały myszy, a przy każdym kroku podłoga niemiłosiernie wydawała
przeraźliwie dźwięki dla uszu.
-Może tu
trochę posprzątam. Widziałam starą miotłę.- zapytała Megan.
Furion wtedy
gdy Megan zapytała odnalazł kilka świec zapalił je, używając swojej włóczni. Dziewczyna
była w niego wpatrzona, następnie zobaczył starą lampę naftową. Wziął ze sobą
jedną świece i udał się do drugiej izby, tam trochę panował lepszy porządek.
Znalazł naftę i zaczął majsterkować przy lampie, najpierw upewniając się czy
urządzenie jest całe, czy jest rozbite, czy ma knot. Później nalał do zbiornika
naftę, uważając by byłą odpowiednia ilość, podniósł klosz ochronny i zapali
knot znów używając swojego magicznego przedmiotu. Po czym mechanicznie odstawił
klosz i poregulował intensywność płomienia.
-Niekoniecznie.
W tym drugim pomieszczeniu jest trochę przytulniej.
Udali się
tam zabierając ze sobą świece.
-Musimy
zdjąć ubrania, cali jesteśmy przemoczeni. –odparł Furion.
Megan się
zawstydziła.
-Nie martw się
nie będę patrzył. Muszę udać się jeszcze na zewnątrz coś jeszcze muszę zrobić.
Na prawym rogu widziałem stare suknie, trochę są już stare i skurzone, ale
lepsze to niż leżenie w mokrych ubraniach.
Gdy to
powiedział zabrał się do wyjścia. Megan pospiesznie zdjęła pelerynę, następnie spodnie,
bluzkę oraz buty. Ubrała stare sukno, który był za szeroki jakby męski znalazła
jakiś sznurek nieduży i opasła go sobie dookoła w pasie. Rozpuściła swoje rude
włosy i zaczęła je czesać opuszkami palców. Nagle spostrzegła jakiś mocny sznur
i wpadła na genialny pomysł. Na belkach umocowała sznurek i powiesiła tam swoje
ubrania. Znalazła również stare, zniszczone pledy ułożyła więc staranie posłanie dla siebie
jak i dla nieznajomego.
Furion gdy
wyszedł zapomniał o czymś jeszcze powiedzieć dziewczynie, ale gdy się odwrócił
spostrzegł jak Megan gorączkowo się przebiera. Nie zauważyła, że nie domknęła
drzwi i została spoglądania przez łowce zielarzy. Furion nie od razu mógł się skupić
na zadaniu, dziewczyna go rozproszyła zobaczył jej nagie nogi i kawałek biodra.
Przełknął jednak ślinę i udał się na zewnątrz. Powiew szaleńczego wiatru orzeźwił
go. Wyciągnął ręce ku niebu w prawej ręce trzymał swoją srebrzystą włócznie
swój najmocniejszy skarb i zaczął mówić szeptem niezrozumiałe słowa. Na dom i
na niewielki teren tego budynku pojawiła się srebrzysta poświata, która otulała
ich i dała schronienie. Zapewnienie że nikt ich w tym czasie nie zauważy. Jakby
te miejsce nie istniało. Gdy zakończył podszedł do Riska wpuścił go do
pierwszego pomieszczenia, dał mu wody ze studni, która nieopodal była. Był
zdumiony, że studnia jeszcze nie została wysuszona jednak tutaj jest dobre
źródło. Wziął jeszcze kilka wiader wody pitnej do środka budynku.
Gdy wrócił
do drugiego pomieszczenia dziewczyna siedziała na posłaniu czekając na niego.
Zabrał ze sobą sukno, ubrał się w pierwszym po czym wrócił. Pochwalił ją za
pomysł sznurka, swoje ubranie również powiesił. Był do niej tyłem odwrócony,
ale jednak Megan spostrzegła jego silną sylwetkę. Widziała jak cały się błyszczy
jak i na zewnątrz jakby zrobiło się trochę jaśniej.
-Opowiesz mi
o sobie Furionie. Nic o Tobie nie wiem, jesteś bardzo zamyślony. Przez całą
drogę nie wdawałeś się ze mną dyskusje może jedynie jak było wtedy potrzebne
jak wymagała jakaś sytuacja do tego. Mam tak bardzo dużo pytań, ale niewiele
odpowiedzi. To mnie bardziej nurtuje.
Łowca
zielarzy cicho westchnął. Wiedział, że teraz nie ucieknie od rozmowy, ale tak
naprawdę nie miał pojęcia od czego ma zacząć. Pospiesznie usiadł na swoich
posłaniu niedaleko dziewczyny, byli bardzo blisko siebie. Spostrzegł jak
zmieniła pozycję siadu po turecku, jak nerwowo chwyta za kawałek sukna i mąci w
nim, patrząc mu prosto w oczy.
-To jest
bardzo trudne do powiedzenia. Uratowałaś mnie, a ja uratowałem Ciebie.
-Co to
znaczy?
-Megan...eh..
Powiem prosto z mostu Ty nie należysz do ich świata. Oni po prostu się do temu
zmusili, a może inne określenie.. próbowali abyś była jedną z nich.
-Przecież ja jestem
jedną z nich, moja matka umarła w zaciekłej walce z zielarzami dobrymi. Tak mówił
mi Sytr, mój opiekun i przyjaciel.
-Ooh Megan
to nie jest tak jak Ci to powiedzieli. To czyste brednie wyssane z palca.
-Jakie
brednie co Ty opowiadasz Furionie?! Kim Ty jesteś tak naprawdę i dlaczego Ci
pomogłam? Co to za broń, która posiadasz w ręce? Co to za czary i dlaczego
świecisz takim srebrzystym blaskiem?!
-Pozwól, że
zacznę od początku. Od tego jak się pojawiłem, kim jestem, co tu teraz właściwie
robię z Tobą i dlaczego nas połączyło takie przeznaczenie.
Po krótkiej
chwili Furion zaczął opowiadać historię
swojego życia, o matce, o spotkaniu matki starą cyganką, o braku
pomocy ze strony matki jak o klątwie i zemście. O tym jak matka pierwsza wydała pierwszego syna jak się męczyła,
a później jak urodziła jego szepcząc jego imię po czym zmarła. –Wiem że mi nie
uwierzysz ale jestem bratem bliźniakiem Bezimiennego.
-To
wspaniałe wieści- odrzekła radośnie dziewczyna.
-Nie tak do końca
moja droga... mój brat chciał mnie zabić, a wszystko dlatego, że posiadam ten
przedmiot o wspaniałych właściwościach.
Po czym
zaczął opowiadać o wydarzeniu kiedy włócznia została mu przeznaczona, o słowach
tej kobiety:
Gdy Twój świat zniknie, wtedy
wypełnisz swoje zadanie. Musisz się strzec, bronić wszystkich tych których
Twoje serce każe Ci zaopiekować. Tobie ta magiczna włócznia jest przeznaczona i
wyłącznie. Jednakże gdy jedno zginie, drugi przepadnie na wieki lub będzie
służył komuś innemu. Dzięki niej jesteś coraz mocniejszy i silniejszy, Twoje
włosy jak i Twoja włócznia będziecie świecić blaskiem księżyca. To jest wasza
właśnie nierozerwalna więź.
-A jaki ma
to związek ze mną?
-Dalej nie
rozumiesz? Mam Ciebie bronić i strzec. Jestem łowcem zielarzy. Wiedziałem, że
ktoś potrzebuje mojego wsparcia. Gdy tylko trzymałaś moje kajdanki i nie pościłaś, wtedy już
miałem całkowitą stu procentową pewność.
Megan
trawiła powoli słowa młodzieńca. Furion szybko zapytał:
-Czy czasem
podejrzewałaś że jesteś jakaś odmienna od nich? Miałaś inne możliwości fizyczne,
umysłowe, emocjonalne od zielarzy złych? Czy ktoś w końcu powiedział, że jesteś inna?
-Skąd to wszystko wiesz?!
-Opowiedz mi
o tych wydarzeniach.
Megan zaczęła
gorączkowo przypominać pewne historie, a z jej ust szybko płynęły słowa, które może
chciała się je szybko pozbyć. Furion milczał, słuchał, zamknął oczy. Gdy tylko dziewczyna skończyła cała była zdyszana od tego potoku słownego. Łowca odczekał
jeszcze kilka minut i wykrztusił:
-Nie jesteś
Megan. Jesteś KATE!
Nagle
dziewczyna wydarła przeraźliwy dźwięk swojego gardła, zaczęła gorączkowo się rzucać rękami i nogami, płakać.
Furion ją powstrzymał i mocno przytulał do siebie. Chciał tego uniknąć, ale nie
mógł dłużej zwlekać. Dziewczyna musiała wiedzieć kim tak naprawdę jest. Jakie
jest jej pochodzenie oraz przeznaczenie. To wiązało się z tym że szybko przychodziły wspomnienia w jej umyśle. Jaka była przed porwaniem, co się zdarzyło przed tymi drzwiami, jak została porwana, aż w końcu co się tak naprawdę z nią stało. Jednak najgorsze z tym wszystko był fakt jak potraktował ją Sytr- trener zielarzy złych.
I wtedy runęły kolejne
mury, a z nimi krzyki dziewczyny.