środa, 3 stycznia 2024

Rozdział 53 Pierwsze wezwanie

 



-Potrzebuje Cię, wzywam Cię.

Diana zbudziła się ze snu, a ostatnie co pamięta to jak ktoś zwraca się do niej tymi słowami. Założyła na sobie duży wełniany sweter i wbiegła do kuchni jak oparzona.

-Potrzebowałaś mnie matulu?

- Skądże znowu; już świta, dziś jest niedziela. Doskonale wiesz, że to dzień odpoczynku i refleksji. Może Ci się coś przyśniło?

-Tak, rzeczywiście to był tylko sen. Wezmę swoje książki i się czegoś nauczę.

-Dobrze kochanie zrób tak jak Ci podpowiada serce. To jest nasza mantra.

Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie do swojej matki, zabrała księgi, rozłożyła je wzdłuż kominka i zaczęła weryfikować dla samej siebie ważne tematy.

Diana od pewnego czasu czuła się coraz inaczej, nie rozumiała swoich emocji, swojego ciała, myśli. Raz czuła, że ma pełno energii, później odczuwała rozdrażnienie, niepokój, rozgoryczanie by potem raptem czuć pełne podekscytowanie oraz chęć naprawienia wszystkiego. Nie wiedziała co się z nią dzieje, nie chciała martwić wszystkich wokół swoim stanem. Dlatego szukała coraz intensywniej odpowiedzi na swoje pytania. Szukała wzmianek w księgach na temat swojego impulsywnego i nagłego samopoczucia. Nie od dzisiaj słyszała te wezwania. Tylko dzisiaj stały się coraz bardziej wyraźne. I to jeszcze nie był koniec tego wszystkiego. Na domiar złego, czuła jak jej znamię swędziało coraz mocniej i intensywniej, a te uczucie nie należało do przyjemniejszych. Jednak im bardziej zagłębiała się literatury w tym nic nie widziała istotnego. Jedynie było kilka wzmianek o Bezimiennym, ale nie wiedziała co to dla niej ma znaczyć. Była zawsze roztropna, rozsądna, podchodziła do spraw logicznie. Nie wierzyła swoim odczuciom, zawsze się kierowała innym wyjaśnieniom, które miały podstawy w różnych naukowych badaniach. Znalazła oczywiście wiele pozycji naukowych Teda Alchemika. Poznała bardzo wiele innych cennych informacji. Była całkowicie inna spośród swojej rodziny. Jej młodszy brat był rozrabiaką, wszędzie go było pełno. Ona była inna, wycofana, nie pasującego do tego schematu rodziny. Nagle zobaczyła na kolejnej stronie jasnowłosy włos. Wzięła je delikatnie do ręki i wtedy znowu usłyszała te wezwanie z jednoczesnym bolesnym swędzeniem na swojej lewej ręce, na jej symbolicznym znaku ukazującym, że jest zielarka roztropności. Wzywanie nie ustępowało, stało się coraz głośniejsze nie do zniesienia.

Podbiegła do matki przerażona i oznajmiła.

-Ktoś mnie wzywa, ktoś mnie wzywa. Lewa ręka, mój znak mnie piecze.

Brat Karl to usłyszał, bardzo się przeraził i uciekł do swojego pokoju. 

-Co ty pleciesz Diano, nie strasz brata.

-Mamo, prawdę Ci mówię. To się dzieje od pewnego czasu. Dzisiaj coraz intensywnej to czuje..

Nagle pojawił się inny znak dla Diany, znowu usłyszała wezwanie:

-Otwórz oczy, spójrz wyraźniej, wzywam Cię, potrzebuje Cie.

Dziewczyna była oszołomiona i podeszła do okna. Na horyzoncie zobaczyła dwie postaci, które kierowały się do niej. Wtedy ustąpiło jej wezwanie oraz swędzenie, poczuła lekkość. Otworzyła swoje oczy.

 

 

 

Luiza wraz Ludomilem od kilku tygodni pokonywali bardzo dużo kilometrów, pokonywali drogę pieszo wiec ich droga bardzo się przeciągnęła w czasie. Nauczyciel mówił jej, aby dawała jakieś znaki tym, którzy są powołani do tej misji. Na początku nie wiedziała jaki jest temu sens, przecież ich nie znała. Nie wiedziała jak się nazywają, czym z życiu się kierują, jak wyglądają, gdzie obecnie mieszkają. Wiec dla dziewczyny Luizy logiczne, że to było nie lada wyzwanie, ale też obawiała się jednej rzeczy bardzo istotnej, że Bezimienny coś odkryje, wejdzie w jej umysł i się połapie oraz poważnie im zaszkodzi. Ludomil w tym się nie martwił, był bardzo spokojny i opanowany. To było do niego nie podobne. Wszak wiedział jak to wygląda, bo wcześniej szukał zielarzy, ale wtedy wszystko przebrało zły obrót. Teraz nauczyciel się nie wychylał za bardzo. Dał jej pewne wskazówki oraz rady, ale to ona podejmowała decyzje gdzie ruszać, gdzie odpoczną, co zjedzą. Dał jej całkowitą gwarancje. Luiza nie czuła się komfortowo, ale wiedziała, ze tak to musi wyglądać. Szczególnie w nocy zaraz po przebudzeniu dawała jakieś znaki, czuła, że lepiej będzie wzywać swoją drużynę do działania i pomocy. Miała tylko nadzieje, że ją usłyszą i poczują jaka moc ma ich znamię. Dziewczyna nie traciła nadziei, robiła co noc ten rytuał wezwania o pomoc. Musiała jednak wiedzieć, że to ona musi przebyć do nich, do każdego osobna, by stało się wszystko jasne do czego to zmierza. Dni mijały, aż pewnego poranka gdy przestało już świtać. Dziewczyna zauważyła, że zbliżają się do pewnego celu podroży. W myślach wykonywała swój rytuał, aby się stało jasne, że są blisko zielarza dobrego. Gdy snuła się w myślach, dalej idąc, w oddali zobaczyła chałupę wraz z małym gospodarstwem. Przyspieszyła kroku, a Ludomil szedł za nią. W ich kierunku wybiegła im na spotkanie młoda dziewczyna o kasztanowych lekko krótkich włosach, jasnej cerze, oczach koloru piwnego. Gdy już wszyscy byli blisko siebie, stanęli jak wryci. Luiza bacznie obserwowała nieznajomą i do niej się zwróciła:

-Potrzebuje Cię, wzywam Cię.

-Otwórz oczy- odparła

- Jesteś jedna z nas. Witaj jestem Luiza zielarka miłości i wytrzymałości, a to mój nauczyciel Ludomil.

-Witajcie zatem, mam na imię Diana zielarka roztropności.

-Muszę z Tobą porozmawiać w jakimś spokojnym miejscu.

-Gdzie moje maniery, zapraszam Was do domu.

Gdy weszli do środka, matka wiedziała co się świeci, wyskoczyła do nich i machając rękami krzyczała:

-Nie zabierajcie jej, nie zabierajcie.. jeszcze nie jest dorosła, ona nie wytrwa. Nie zabierajcie jej.

-Uspokój się kobieto- odparł Ludomil- wiesz doskonale co to oznacza, że ten dzień kiedyś nastąpi. Nie utrudniaj tego.

-O co chodzi matko?- zapytała Diana.

-Ja wszystko Ci wyjaśnię od samego początku. Daj mi szanse. Usiądźmy- odparła Luiza

Gdy wszyscy już usiedli, nawet matka Diany, która miała niezadowolona minę. Wtedy zielarka miłości i wytrzymałości zaczęła opowiadać o wszystkim co się wydarzyło, wspomniała o wcześniejszej armii, o Bezimiennym, o dolinie Amunt, o swoim życiu i losie, o tym że muszą stanąć w oko w oko Bezimiennym i zwalczyć zło. O tym, że Diana od momentu urodzenia została wybrana i była całkowicie inna.

Gdy Diana wszystko usłyszała, zrozumiała dlaczego była inna i czuła się samotna. Była zagubiona, pozbawiona sensu swojego życia do teraz. Dziś poczuła jaka ma ważną misje i nie tylko ona jak i reszta muszą wejść w ogień walki, aby wypełniła się ich wspólna przepowiednia.

-Nie płacz matko, taki jest mój los. Zapamiętaj dobre chwile i wiesz że zawsze będę w waszych sercach. Zrobię wszystko, aby po tym wszystkim wrócić do Was i radować się z zwycięstwa nad złem. Dziś Was jednak opuszczę, ale wszyscy razem pokonamy złego przeciwnika. Robię to co podpowiada moje serce. To nasza mantra, pamiętasz?

Matka kiwnęła głową, a zielarka przytuliła się do swojej rodziny, tak długo, jak to było możliwe. Następnie po wspólnym obiedzie, zabrała swoje rzeczy i ruszyli dalej, by odszukać pozostałych do swojego kręgu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz