niedziela, 4 sierpnia 2013

Rozdział 34 Udręka


Gdy Ted już od godziny przebywał już w swoim górskim domu i zaczynał swoją ciężką pracę nad stworzeniem źródła mocy- mieszanka alchemicznych środków, sposobów, instrukcji spełniających funkcję powracające dawne siły witalne.Osoba, która takie źródełko będzie posiadać będzie żyła w nieskończonej sile, sprawności ruchowej i pamięciowej. Nie tylko jego wiedza zabłyśnie, ale stanie się najpotężniejszym i najgroźniejszym człowiekiem jaka stąpała na ludzkim padole. Jednak przygotowania tak ogromnego dzieła jest bardzo ryzykowna. Wiele śmiałków próbowało stworzyć coś podobnego, ale przypłacili to swoim życiem bądź stali się poważnie rani, a szczerze powiedziawszy ich dzieła nie były tym co te źródełko lecz jakaś podróba,która nic nie znaczyła, a nawet nie miała choćby grama tych właściwości co oryginalny wyrób. Nikt nie wie jak trzeba ją wykonać, co można zrobić. Jedynie Leon przez całe życie gromadził skarb alchemicznych środków potrzebnych do stworzenia źródła mocy lecz to nie było wszystko, o nie.
Nagle w siedzibie Roksany dobudzała się z hipnozy Kate, otworzyła delikatnie swe oczęta, mrużąc bo ostre światło dobijało się do jej tęczówek. Odchyliła głowę i zobaczyła skąd pochodzi te sztuczne światło. To było lusterko uchwycone tak, aby światło z okna odbijało się na jej twarzy.Osoba trzymająca lusterko była chudą dziewczyną o okrągłych oczach, bladych ustach i wąskim nosie. Jej twarz pokrywały małe piegi, a włosy były w kolorze kasztanowym.
-Myślałam już że się nie obudzisz- odparła dziewczyna,która siedziała na parapecie, a lusterko położyła na swoich kolanach
-A gdzie jestem?-odparła Kate
-Ojej to nie wiesz gdzie jesteś? -powiedziała Roksana przywracając oczami, swoimi palcami zaczęła bawić się bujnymi kosmykami włosów.
-Może mnie oświecisz?
-Ehh...czemu czarna robota spoczywa na mnie? Dobrze, jesteś w domu. To tyle.
-A więcej mi nic nie powiesz? Jak mam na imię i skąd do diabła się tu wzięłam, kim w ogóle jestem?
Nie czekała na tak długo na odpowiedź gdyż drzwi się otworzyły i wszedł młody mężczyzna, który oczarował ją swoim wdziękiem, stylem poruszania się. Ukłonił się pocałowawszy najpierw dłoń Kate oraz Roksany, która wybuchła śmiechem zmieszania i rozbawienia.
-Widzę,moja najdroższa Megan że się obudziłaś. To bardzo dobrze, jesteśmy radzi że jest już z Tobą wszystko porządku. Na prawdę już się załamaliśmy,gdy tylko Ciebie przywieźliśmy do nas. Tak bardzo o Ciebie się martwiliśmy.
-Mam na imię Megan? Ale co tutaj robię? Co się stało? Ja...nic nie pamiętam. Dlaczego nic nie pamiętam? Kim Ty jesteś? I skąd mnie znasz?
-Już spieszę z wyjaśnieniami. Roksana idź już na ćwiczenia, dzisiaj musisz więcej poćwiczyć bo za bardzo się rozpuściłaś.
Ta prychnęła , wyskoczyła z parapetu mocno na podłogę i z hukiem wyszła, a jej pukle długich włosów unosiły się do góry i na dół niczym wysokie fale podczas sztormu.
Gdy zostali sami , Sytr usiadł naprzeciw niej i zaczął opowiadać:
-Nazywam się Sytr ,jestem trenerem Zielarzy złych. Ty jesteś Megan jesteś zielarką emocji. Twoja matka też należała do zielarzy złych tak jak ty od urodzenia. Jednak Twoja matka zmarła podczas walki z zielarzami dobrymi , którzy uważają że nasza idea nie jest adekwatna i stosowna. Myślą że dobro jest wszystkim ,jednak nie wierzą że zło występuje pod każdą postacią. Każde dni pchają nas do złego czy to złe słowo wypowiedziane do kochającej osoby,czy to jakaś krzywda wyrządzona świadomie czy też nie, czy to może zazdrość,chciwość. Nie wierzą że jeśli istnieje dobro to musi istnieć zło. Przecież od pokoleń taki zarys występuje nawet religiach bądź mitach - bogowie są źli bądź jak wolą dobrzy. Nie trzeba dalekiego przykładu dajmy na to pewien mit o Prometeuszu, który ulepił z gliny ludzi ,ale widząc jak są nieporadni, wykradł ogień bogom, chciał im pomóc , a przez to został ukarany. Skuto go do skały, a znędzniały sęp wyjadał jego wnętrzności ,a konkretnie jego wątrobę. I tak cierpiał przez długi czas. Widzisz nawet mały dobry czyn ,chęć pomocy jest dobra owszem, ale jak sama widzisz nie dostaniesz nic dobrego zamian.
Kate zaszkliły się oczy słysząc tą historię , natomiast u Sytra pot perlił mu się na czole ze strachu i chęci aby ta drobna dziewczyna uwierzyła mu na słowo. Pamiętał jak Bezimienny uśpił Kate twierdząc że to jest konieczne oraz wspomniał Sytrowi aby przenigdy nie wspominać jej prawdziwego imienia, to może wywołać ewolucje i przywołać jej pamięć z lat poprzednich, a co za tym idzie pozna co sie wydarzyło tak na prawdę . A on trener nie chciał sobie na to pozwolić. Każdemu powiedział że jeśli wspomni prawdziwe imię nadane przy urodzeniu tej skazanej dziewczyny będzie miał z nim do czynienia. Wszyscy wiedzieli że cicha woda brzegi rwie i może być niebezpieczna dla ich otoczenia,toteż obiecali że zamkną usta na kłódkę i przyjmą dziewczynę rzekomo ciepło.
Dziewczyna łkająco wybąknęła:
-Toteż takie nie prawdziwe, takie nie ludzkie... Biedny Prometeusz. A powiesz mi co się wydarzyło z moją matką?
-Tak , powiem Ci. Te niby "dobre" nasienie zielarzy wstrzyknęli Twojej matce,która była bezradna silny narkotyk i po kilku dniach , męczarniach, zmarła. Nie mogliśmy nic zrobić. A ty ostatnio pomstą zemsty po prostu się do nich wkradłaś, ale oni nie byli zaskoczeni twoją wizytą, podejrzewali że przybędziesz.Wywołali Ci chwilowy zanik pamięci, dobrze że ja jako Twój opiekun i Twój trener podążyłem za Tobą i cudem się uratowałem.
-Nie musiałeś. -odparła chłodno- Mogłam zginać tak jak matka na polu bitwy.
-Nie! Jesteś najcenniejsza dla nas jak i dla mnie- odpowiedział Sytr trzymając za rękę Megan- A po za tym obiecałem Twojej matce ze Tobą się zajmę, wyszkolę, że włos na głowie Ci nie spadnie...A ja głupek, pozwoliłem im na to co Ci zrobili...
Nie mógł się opanować,głos mu się załamał i zaczął szlochać, swoją głowę umieścił koło ręki Kate,prosząc o wybaczenie ,ale już dziewczyna go głaskała, pocieszała, dziękowała za odwagę jaką wykazał się przy ratowaniu jej istoty.
Sytr był siebie dumny, że w porę udało mu się o manić dziewczynę, przez co dostał jej pocieszenie. Tak, wspaniale gra, powinien dostać nagrodę. On trener zielarzy złych był blisko celu. Oj jak blisko.
Luiza poszła do swojego pokoju ,położyła się do łóżka prosząc w duchu o sen, który tak o wielu dni nie miała. A ten dni były najgorsze. Ted nie wychodził z swojej pracowni, a jak wychodził to zamykał szczelnie drzwi, wymienił nowe zamki i jak duch przychodził do kuchni robiąc pospiesznie posiłki. Jego cera była tak blada że jakby od bowiem dawna nie widział światła słonecznego, nigdzie toteż nie wychodził. Mina bez przerwy próbowała zdobyć jakiś kontakt ze swoim ojcem. Przecież byli sobie tacy bliscy, a teraz stali się tak oddaleni. Mina płakała, źle się z tym czuła. Czuła się sama, bez jej kochanego taty, ale każdemu tłumaczyła że to powód utraty przyjaciela jest przyczyną zachowania się Teda. W głębi serca wmawiała sobie że i ona straciła swego wiernego przyjaciela, który był w momencie dniu jej urodzenia i zawsze czuwał przy niej.
Nagle Luiza wirowała we śnie widziała swą proroczynię, która pokryta była korzeniami, który łączyły się jakiś harmoniczny wzór, przed sobą unosiła czajnik nie dotykając go.
-Chodź za mną-odparła
-Będziemy pić herbatkę?-zapytała Luiza
Tamta nie odpowiedziała tylko szła odwrócona plecami do zielarki miłości i wytrzymałości. Dziewczyna wstała z posłania i kierowała się za tą piękną istotą,która była wyższa o połowę od niej, a jej stopy nie stąpały po podłożu. Luiza widząc taki cud omal się nie poślizgnęła na śliskiej kamieni, a wtedy by runęła przepaść. Jej serce podskoczyło do gardła, uspokoiła się znacząco i szła dalej naprzód. Światło,które lśniło wobec tej magicznej kobiety i jej zielonkawe promieniowanie na lewym znaku dało wystarczająco światła jak na tak ciemną moc. Nagle zeszły z kamieni i szły po równym podłożu po wysokiej trawie. Słyszeć było tylko pomruki sów,które niedaleko zasiadały na drzewach,a ich żółte ślepia patrzyły prosto na nie. Po jakimś czasie zobaczyła wysoki bluszcz, nieporównany wysoki aż majestatyczny. Lecz kobieta nie na tym utkwiła wzrok tylko na zaroślach,które były naprzeciw tej cudnej rośliny.
Luiza więc podążyła w te zarośla, buszowała po nim, szukając niewiadomo czego. Nagle zobaczyła jakiś skrawek materiału. Rozpoznała go to był kawałek sukni Kate! Odwróciła się do Proroczyni Gabrieli lecz jej nie było. Wysoko uniosła znaleziony przedmiot patrząc na nią bezustannie i wtem zobaczyła swoimi oczami scenę rozgrywającą się kilka dni temu.

2 komentarze:

  1. Cóż moje oczęta widzą? Toż to przezajefajny rozdzialik! Genialny! Nie znalazłam żadnych błędów prócz: “Lecz kobieta nie na tym utkwiła wzrok“. Wzrok może być utkwiony “w“ czymś. To taki tam mały fail.Po za tym fantastyczny rozdział! A co u mnie? A nic, założyłam nowego bloga, może będziesz chciała wpaść? Jakby co, to zostawię adres: kiedys-cie-odnajde.blogspot.com
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za komentarz. Jak znajdę chwilę czasu przeczytam Twój nowy blog i resztę. :)

      Pozdrawiam cieplutko!

      Usuń