środa, 14 lutego 2024

Rozdział 56 Szczera rozmowa

 



Diana szukała zielarza sprawiedliwości po całym podwórku. Nie było tak łatwo, aż w końcu go odnalazła, jak karmił swoje małe gąski. Przerwała mu niespodziewanie prace:

-Cześć, nie miałam okazji, aby się przedstawić. Jestem Diana zielarka roztropności.

- Cześć – rzekł ponuro- jestem tylko ciekaw czy jesteś jedną z tych wybranych zielarzy do zaciętej walki.

- Tak- odparła krótko dziewczyna.

Po upływie pewnej chwili Diana odważyła się coś wyznać:

- Nie podoba mi się to jak zachowałeś się w stosunku do Luizy

- Czy Ty wierzysz w te bajeczki?! Historie o uratowaniu świata, aby nastała dobroć na ziemi.

- Dlaczego jesteś taki czepliwy? – zapytała zdumiona Diana.

- Tak mnie nauczyło życie, taki jestem i takim pozostanę. Nie będę za to przepraszać.

- Mi się wydaje, że się boisz czegoś innego, nowego, nieznanego. Jesteś zakorzeniony  w tym miejscu,. Nie chcesz opuszczać tego swojego marnego życia.

- Powiem Ci tak, jakbyś żyła w takim miejscu co ja; miała silne powiązanie do ziemi i zwierząt to byś wiedziała i widziała znacznie więcej. Od małego ciężko haruje, tyram, dopilnowuje wszystkiego, a dodatkowo rozwiązuje wszelkie inne spory. Mam dużo pracy, ale mnie ona cieszy i daje wszelką radość. Kocham te moje życie i nie chce nic zmieniać.

- Zmiany czasem wychodzą na korzyść. Ja zostawiłam swoją rodzinę, znam swoją drogę i misję.

- A co jeśli przypłacisz to swoim życiem?

- Bohaterowie niekiedy giną, a pamięć o nich pozostanie. Nikt nie jest nieśmiertelny. Wszystko ma pewne granice. Przekraczamy linie życia, a następnie wchodzimy strefę śmierci. Trzeba się z tym pogodzić.

- Jaki to ma sens?

-Chcesz innych pozostawić takiego świata jak Ty widzisz oraz jakim się otaczasz. Ja robię to dlatego, aby inni żyli lepszym świecie bez cienia niebezpieczeństwa. Po to, aby moja rodzina, przyjaciele żyli spokojniej. Moja wiara, nadzieja oraz zaparcie jest o wiele mocniejsza niż w latach ubiegłych. Jestem pewna co chce robić w życiu. Chce być wojowniczką zielarzy dobrych, stoczyć bitwę z najgorszym przeciwnikiem jaki istnieje teraz. I nic i nikt nie zmieni mojego zdania. Tak podpowiada mi moje serce. W moim przypadku było, jak pewnego dnia poczułam jak mój znak piekł i stał się z dnia na dzień coraz jaśniejszy, wtedy zdałam sobie sprawę, że mój los się odmieni.

- Nie będę Ciebie Diano przekonywał do zmiany decyzji. Ja do końca nie jestem przekonany o skuteczności wzięcia udziału w tym przedsięwzięciu.

Zamilkł na tyle, popatrzył w dal , wypatrując swojej rodziny, ale nikogo nie dostrzegł. Wrócił do swojej pracy, a rozmowę uznał za zakończoną. Diana zrozumiała, że wiele już nie osiągnie i wróciła do maleńkiego domu.

Po paru ciężkich i trudnych dniach przy pracy w polu i przy pielęgnacji zwierząt. Luiza myślała, że zaprzyjaźni się z Alojzym w czasie pomocy przy pracy, jednak szybko się rozczarowała. Chłopak nie był zainteresowany ani rozmową, ani jakimiś żarcikami. Coraz bardziej stawał się ponury i zamknięty w sobie. Gdy kończył plewić zza horyzontu Alojzy ujrzał postać i konia idącego wprost w jego stronę. Nie mógł dostrzec kto to taki. Podejrzewał, że to jakiś goniec albo jakiś znowu przybysz, znajomy w tym pozostałych który pcha się w niebezpieczna misję. Jednak im bliżej ukazywała się postać w tym bardziej dostrzegł cechy charakterystyczne swojego brata, który szedł z kobyłą..

-Witaj w domu- rzekł Alojzy – gdy tylko ten pojawił się bliżej.

- Witaj, co tutaj robią jacyś nieznajomi na mojej działce- odpowiedział Frank, widząc ludzi na grządkach.

- To moi przyjaciele, gdzie jest ojciec.?- zapytał Alojzy, który już miał złe przeczucie.

- Nie żyje. Wypił za dużo gospodzie, pijany udał się jakieś nieznane uliczki i jacyś łajdacy go pobili.

- Co ty mówisz i zostawiłeś go tam samego?

-Tak, tam życie swoje zakończył więc tam pozostanie.

-Coś mi tutaj kłamiesz! – orzekł gniewnie zielarz sprawiedliwości.

Frank na to nie odpowiedział tylko oznajmił mu, że Ci ludzie mają zniknąć z jego wyłącznej posiadłości.

-Co Ty mówisz, to jest też mój dom, moja ziemia.

- Otóż nie Alojzy, otóż nie. Jak wiesz z ojcem jeździłem do miasta coraz częściej, załatwiliśmy tam formalności i w przypadku jego śmierci ja odziedziczam wszystko.

- Ty gnido! Ty wszystko zaplanowałeś! To Ty zabiłeś ojca i wziąłeś jego majątek. Nie daruje Ci tego!- wrzeszczał coraz głośniej zielarz i wziął Franka za koszule i pociągnął do góry. Ten uśmiechnął się ironicznie i rzekł do niego:

-Uważaj co robisz i mówisz. Ja jestem Panem w tych włościach i Ty jesteś zdany  na mnie. Uczynię Ciebie nędznym parobkiem, złamanego grosza Ci nie dam i o chleb będziesz skomleć.

- Ja Ci dam- odpowiedział Alojzy, po czym go uderzył mocno w twarz, aż ten się zachwiał. Po czym Alojzy splunął na swojego brata.

-Nie będę pracować dla Ciebie, szkoda mi ziemi i zwierząt. Życzę Ci najgorszego, jesteś podłym człowiekiem.

- A Ty nędznym zielarzem sprawiedliwości. Nie dostrzegłeś co się dzieje przed twoim nosem.

Alojzy go nie słuchał. Wezwał swoich przyjaciół i zgodził się do nich dołączyć, zabrali pospiesznie swoje rzeczy. Alojzy wziął fragment ziemi, ucałował ją po czym bezwładnie opuścił. Stracił wszystko: ukochanego ojca, ziemie, zwierzęta i swoje dawne życie, a wszystko to dlatego, że jego brat był skąpcem, zachlanym na pieniądze, a ponadto zazdrosnym bo nigdy nie został zielarzem. A umiłowany ojciec był dumny, że ma jednego syna zielarza i to sprawiedliwości.

 

 

Kate wyprała swoje ubrania, po czym popatrzyła na wodę przy wodospadzie. Rozebrała się i pospiesznie wskoczyła do wody. Zanurzyła się, delektując się pełnym spokojem i wyciszeniem. Zrobiła kilka okrążeń, po czym zobaczyła, że ktoś do niej dołączył. Był to Furion popłynął do niej i przytulił ją do siebie. Gładził ją po rudych włosach, dotknął jej brody i ją pocałował coraz bardziej i intensywniej niż wcześniej. Zbliżali się do siebie coraz bardziej i w wyniku tego połączyli się w jedność. Ich związek poszedł na kolejny, większy etap byli ze sobą nierozłączni i cieszyli się swoim towarzystwem. Lubili ze sobą rozmawiać późnymi godzinami, zasypiali blisko siebie, przytuleni w łyżeczkę podając się swoim uniesieniom. Po jednym takim wieczorze, łowca zielarzy rzekł szeptem do ucha dziewczyny:

- Kate, od momentu kiedy pierwszy raz się ujrzałem, wiedziałam tylko jedno, że nigdy o Tobie nie zapomnę oraz miałam ogromną nadzieje, że los nas ze sobą połączy na stałe.  Zaimponowałaś mnie swoją determinacją, walecznością, zaangażowaniem  oraz wigorem.

-Jakie wyznania Furionie – orzekła radośnie Kate,.

-Tryskasz taką energią, optymizmem, masz piękne oczy i usta. Jesteś naprawdę wyjątkowa i jedyna swoim rodzaju. Chce, abyś wiedziała, że cieszę się, że jesteśmy tutaj sami, poznajemy się, docieramy do siebie. I nigdy nie byłem taki szczęśliwy jak teraz jestem przy Tobie. Dzięki Tobie staje się coraz lepszy. Dodajesz mi skrzydeł. Kocham Cie Kate.

- Ja Ciebie też kocham najmilszy, już wiem co znaczy to uczucie.

- Wiem, że wcześniej miałaś niełatwo. Obiecam Ci, że przy mnie nie stanie Ci krzywda. Jesteś dla mnie najważniejsza i zależy mi, abyś była bezpieczna.

Kate pogładziła swojego mężczyznę po policzku, uśmiechnęła się promiennie. Nie wiedziała jednak do czego to zmierza ta relacja. Nie wiedziała, że coś w środku niej kiełkuje.

1 komentarz: