środa, 13 marca 2024

Rozdział 57 Nadzieja

 



- Przykro mi z powodu Twojej straty Alojzy.- rzekła Luiza, dotykając delikatnie jego ramienia.

-  Widocznie tak miało być, abym z Wami wyruszył w tą bezsensowną podróż.

- Nie bądź takim pesymistą – odparł Ludomil, zapalając fajkę.

- Nie pisałem się na to, a mój los został przesądzony. Już dwa dni idziemy na wschód i nie zawitaliśmy nigdzie na dłużej, wiecie kogo w tym razem macie szukać? – zapytał zniecierpliwiony Alojzy.

- Na wszystko trzeba czasu chłopcze.-rzekł Ludomil- Do Twojego azylu dotarliśmy po pięciu dniach, a tam spędziliśmy znów pięć dni, bo wszystko odwlekałeś w czasie. Więc nas nie poganiaj. Spędźmy ten czas na  lepszym zapoznaniu się, uwolnieniu dobrej energii, zgoda?

- Dobrze, zgadzam się, przynajmniej nic nie trące.

- Możesz nawet wiele zyskać.- wtrąciła się zielarka roztropności Diana.

- A co takiego mogę zyskać. - zapytał zielarz sprawiedliwości.

- Przyjaciół, a to jest wiele cenniejsze. – odpowiedziała mu Diana.

- O ile przeżyjemy.

- Od dzisiaj Ciebie Alojzy nazwę się człowiek pesymizmu.

- A ja Ciebie Ludomirze dam Ci przydomek Ważniak

- Cicho, cicho… coś słyszę- przerwała im dyskusje zielarka Luiza.

- Co takiego słyszysz? –zapytał zatroskany Ludomil zbliżając się do niej.

- Ktoś do nas zmierza, właściwie pędzi.

- Ja nic nie słyszę, ani nic nie widzę. – rzekł Alojzy.

Zielarka miłości i wytrzymałości przystanęła, uklęknęła na ziemi, a następnie położyła bacznie nasłuchując. Nagle wstała, otrzepała się. I oznajmiła wszystkim zebranym:

- Zbliża się do nas nadzieja.

- Co takiego? Czyż oszalała?!- odpowiedział zielarz sprawiedliwości.

-Zamilcz chłopcze bo nie wiesz co mówisz. Luiza ma większą moc od Ciebie i wszystkich zielarzy. Została wybrana, ma daną misję do wykonania i jakoś nie ma pretensji do całego świata, że los taką wyznaczył jej drogę. Tylko dumnie brnie naprzód. Nie znam nikogo bardziej wytrzymałego psychicznie niż Luizę. Więc darz ją szacunkiem. Widzę, że tego Ci brakuje, a stajesz się podobnym do swojego brata, chcesz taki być czy zielarzem sprawiedliwym? – powiedział jednym tchem Ludomil.

Alojzy po raz pierwszy się zawstydził i odparł cicho: „Jestem zielarzem sprawiedliwym i takim będę człowiekiem. Przepraszam.”

Po kilkunastu minutach ujrzeli kobietę na klaczy, gnała tak szybko jak lampart za swoją zdobyczą. Gdy była na tyle blisko, wydała krótką komendę swojemu koniowi. Ten się zatrzymał, prychnął uroczyście. Dziewczyna miała krótko czarne włosy do ucha o kolorze średniego brązu, jej sylwetka była drobna. Uciskała wszystkich swoimi delikatnymi dłońmi:

- Ty jesteś Luiza- zapytała nieznajoma.

- Tak, to na Ciebie czekałam i wypatrywałam. Zjawiłaś się bardzo szybko.

- Owszem, moja dłoń kierowała mnie. Była moim drogowskazem i światłem. Przybyłam gdy usłyszałam Twoje wezwanie. – odparła podekscytowaniem.

-Pozwólcie że Wam przedstawię. To jest Amelia- zielarka nadziei. Jedna z naszych w szeregach Armii Zielarzy siedmiu.

- I wszystko jasne –odparł Alojzy.

- Powiedz mi Amelia co z bliźniakami, wiesz jak do nich się udać. Wszak byliście przyjaciółmi.

- Tak byliśmy, ale nasze drogi szybko się rozeszły. Oni byli w przytułku sierot tylko niecałe pół roku. Później adaptowali ich jacyś możni Państwo. Kontakt się urwał.

-Nie znasz ich nazwiska? Nie szukałaś ich nigdzie.

- To było tak dawno, że już nie pamiętam. Nawet nie kojarzę jak wyglądali. A czy ich szukałam to tez nie. Oni mieli łatwiej, aby mnie odnaleźć. Zapomnieli o mnie całkowicie, zajęli się swoim nowym życiem. Dlaczego o nich pytasz? Nawet snach o nich pytałaś. Dlaczego są tacy ważni?

- Ponieważ oni są ostatnimi, których szukam.

- Oni też będą walczyć przeciwko Bezimiennym –zapytała zdumiona Amelia.

- Tak.- odparła krótko Luiza.

-Co zamierzasz zrobić? –zapytał Ludomil Luizę.

- Musimy udać się do przytułku sierot, może będzie tam adnotacja na temat Marka i Franka.

-Dlaczego nie wykorzystać swojej mocy i umiejętności- zapytała Diana

- Niestety nie odpowiadają na żadne wyzwania, nie mogę się do nich dostać na każde możliwe sposoby.

- To tak można? – dopytywała Diana zielarka roztropności.

- Najwidoczniej można, a nie mam pojęcia jak to zrobili.- powiedziała Luiza dogłębnie myśląc nad tym problemem.

- Mają swój własny sposób. Bliźniacy mają wyjątkową nić porozumienia. Dzielą odczucia empatyczne, często działają i myślą podobnie. W czasie ich krótkiego pobytu wykształcili swój własny język i porozumiewali się ze sobą. – odparła chłodno Amelia.

- To wszystko i nic nie wyjaśnia. Musimy ruszać, czas nagli. Mamy daleko podróż do pokonania. Może potrwać miesiąc, albo dłużej zależy jakim rytmie będziemy szli. – odpowiedziała Luiza- podjedziemy jeszcze do najbliższego miasteczka, aby zebrać zapasy żywności i wody.

-Najlepszy moment do zapoznania się. – odparł ironicznie Alojzy.

Luiza ledwo się uśmiechnęła, za klaskała w dłonie, aby zabrać wszystkich do drogi.

 

 

Kate była co dzień coraz radosna, tryskała energią, miała wiele pokłady siły witalnej. Pewnego piątkowego dnia zbierała kwiaty, jarzębiny oraz wszystkie dobrodziejstwa leśnej krainy do ręcznie robionego koszyczka. Słońce piekła jej skórę, jej myśli były spokojniejsze. Nie myślała o żadnych niebezpieczeństwach, ucieczkach, walkach . Tutaj i w obecności Furiona czuła bliskość, równość, poczucie intymności, wsparcia emocjonalnego, równowagi oraz bezpieczeństwo. Dziewczyna dążyła Furiona wielkim uczuciem, była jego przyjaciółką, kompanią, kochanką, muzą. Czuła że są jak dwie połówki pomarańczy, idealnie dobrane. Nagle po tych namysłach przebrnęła jej myśl jak ten związek długo przetrwa i jak się rozwinie. Czy Furion nie będzie miał takich skłonności co jego brat Bezimienny. Zostanie jakby ich rodziną. Czy tego chce, nie miała jeszcze odpowiedzi na to pytanie. Cieszyła się teraz chwila obecną, pognała przykrą myśl. Nagle poczuła silny ból brzucha, usiadła na gęstej trawie. I po chwili  nie wytrzymała i zwymiotowała. Trochę poczuła się lepiej, przemyła twarz i ręce w strumyku. Poczuła dziwne mdłości, cała się trzęsła ze strachu czy niewiedzy. Szybko udała się na miejsce spoczynku zawinęła się w kłębek i zasnęła błogim snem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz