czwartek, 21 marca 2024

Rozdział 59 Zaczątek

                                   

 

 

    

Oktavia krzyczała tak głośno, że jej jęki słyszeli wszyscy w każdym zakątku siedziby. Wszyscy się wzdrygali i byli podekscytowani bo już nadeszła pora by powitać pierwszego dziedzica całego majątku oraz przedsięwzięcia. Wraz z Oktavią była Begam, Opira nawet zjawił się sam zainteresowany- ojciec w sali przystosowanej do przyjęcia nowo narodzonego dziecka. Kobiety jednak wyrzuciły go z pomieszczenia bo zaczął przeszkadzać i dyktować każdemu warunki, a nawet przysuwał się do straszenia. Zachęcały zielarkę przebiegłości do częstego parcia, razem z nią oddychały i uspakajały ją. Jednak poród  trwał znacznie dłużej niż podejrzewały. Każda z nich obawiała się, że pojawiają się komplikacje lecz żadna o tym głośno nie powiedziała. Doradziły się wraz z Bezimiennym, aby wezwać słynnego lekarza do takich przypadków. Władca szybko polecił Sytrowi tą misję. A on oka mgnieniu wyruszył. Nie wiadomo jak to zielarz trenerów uczynił, gdyż po niespełna godzinie pojawił się wraz z doktorem. Ten jednak szybkim krokiem przymierzył wąskie korytarze i udał się do sali, której mu uprzednio pokazali. Znalazł się w ciemnym purpurowym, małym pomieszczeniu. Wszędzie były zapalone świece, aż dym unosił się w powietrzu, gryząc lekarza po nozdrzach i gardle.

-Zgaście te kopcące świece!- upomniał wszystkie kobiety- I na miłość właściwości zielarskich otwórzcie okna, dajcie więcej tutaj światła.

Kobiety uczyniły co rozkazał ceniony doktor.

-Szybciutko podać mi wodę, dużo ręczników. A ja tutaj mam odpowiednie sprzęty. Zrobić mi miejsce i nie przeszkadzać.

Lekarz sprawdził, że malec źle główkę ustawił. Wziął się do pracy i swoją zręcznością zmienił ostrożnie ułożenie.

-Teraz spokojnie możesz razem ze mną przeć.

Oktavia tak uczyniła i po paru minutach pojawiło się dziecko. Lekarz sprawdził dokładnie stan narodzonego potomka Bezimiennego. Po oględzinach podał dzieciątko matce, a następnie samemu Władcowi.

-Gratulacje Panie. Oto Wasza córeczka. Bardzo ruchliwa i silna.

Beziminnego, aż zamroziło. Wziął dziecko, popatrzył złością na Oktavie, a następnie na dziewczynkę. Byłą taka bezbronna, miała zamknięte oczy i zrobiła delikatny „dziubek” prosząc o pokarm. Po niecałej minucie otworzyła swoje przymknięte oczy. Wtedy Władca zauważył, że oczy ma po nim. Całe czarne jak noc, poczuł wtedy wielką euforie oraz dumę. Gdy tak się trochę rozczulił nad maleństwem Oktavia coraz gorzej się poczuła. Lekarz i Begam zaczęli ją ratować. Bezimienny to spostrzegł i głośno krzyknął:

-Macie ją uratować! Ona jest potrzebna naszemu dziecku, dziedziczce wszystkiego!!!

Wtedy mała wybuchła wielkim krzykiem i płaczem. Wielki Pan zaczął uspakajać małą patrząc złoto wrogo na całą akcje ratunkową.

Luiza z towarzyszami podróży miała nie lada wyzwanie. Mieli bardzo dużą odległość do pokonania. Najpierw wzięli osły, potem Ryski, następnie konny zaprzęg. Gdy droga nie pozwala zwierzętom podróżować, musieli udać się na pieszo. Dokonali bardzo dużo wysiłku przy stromej ścianie, aby się wspiąć. Musieli sobie pomagać i dogadywać się ze sobą. Nie było to łatwe każdy z nich miał całkiem odmienne charaktery. Diana była zamknięta sobie, niewiele mówiła, ale służyła pomocą. Amelia natomiast była duszą towarzystwa, jednak u niej był jakiś sekret. Dużo rozmawiała z Ludomilem, znaleźli wspólny język. Tak jak i on uwielbia podróże po nieznanych lądach. Alojzy natomiast się czepiał i sprawiał wrażenie niezadowolonego. Po miesiącu spotkali kolejnego zielarza, który wszedł do nich w szeregi był to Edmund- zielarz wiary. Nie miał nikogo, był zdany tylko na samego siebie, był włóczęgą. Pojawiał się tam gdzie znalazłby strawę i ciepły kąt. By mieć co zjeść pracował wszędzie i znał się na każdym rzemiośle - pracował jako kowal, rzemieślnik, rzeźnik, na roli. Imał się każdej pracy lecz nigdy nie zabawiał za długo. Gdy pojawiał się pieniądz to wtedy nie przepuścił, aby cenionego alkoholu się nie napić. Przecież mu się należało, harował jak wół. I tak się zataczał, błędne koło dalej trwało. Wtedy przerwała je Luiza. Wyciągnęła go z tego rytmu. Weszła w jego umysł tak jak kiedyś czynił Ludomil jak ją uczył moc blokowania. Zobaczyła jego nędze, rozpacz po utracie sławy, majątku, kobiety. A wszystko to przez zawiść ludzką, ciągłą gonitwę za uwielbieniem i sławą. Upłynęło wiele czasu zanim Edmund zrozumiał jak się zatacza i co robi ze swoim kruchym życiem. Nagle poczuł również, że nie jest sam, że ma towarzyszy, którzy go wspierają i otaczają troską. Oni jednak nie dawali mu żadnych pieniędzy bo wiedzieli jak to się skończy. Razem jedli i stali się taka mała rodziną. Gdy się zbliżali do celu ich wędrówki Amelia zaczęła być coraz bardziej nerwowa i skrepowana. Alojzy był zaciekawiony wielce jej zmianami nastroju. Spostrzegł, gdy tylko pytał o dorastanie w takim przytułku ucinała temat albo szukała Ludomila wzrokiem. Nie lubiła tych pytań ogólnie bała się ich. Gdy tylko stanęła na nogi, zaczęła żyć na swój własny kredyt postanowiła, że zapomni o mrocznej stronie tego miejsca. Zapomni o tych duchach przeszłości, które co noc je nękały. W dzień było łatwiej, była zajęta innych pracami, zajęciami, nie dawała sobie czasu na żadne przemyślenia nawet takie, które wiązały się z przyszłości. Jednak wszystko do momentu jak poczuła wyzwanie i dreszczyk emocji. Pytania o braciach, które zielarka miłości i wytrzymałości jej zadała, wybiły je z tropu. Nie rozumiała dlaczego Mark i Frank są tacy ważni w tej misji i to akurat kiedy ona też w tym ma uczestniczyć. Odganiała ty myśli, popatrzyła na swój zielonkawy, rażący znak byli blisko, czuła to. Gdy przeszli jeszcze kilometr ukazał się im opuszczony, nędzny piętrowy przytułek. Niektóre deski były spleśniałe, stare. Budynek miał ubytki, było cicho za cicho.

Tu tętniło życie- pomyślała Amelia i poczuła dziwne kłucie w sercu na sama myśl.

-Chodźmy- odezwała się Luiza- może wspólnie razem znajdziemy jakieś dokumenty, cokolwiek. Ważna kwestia idziemy dwójkami: Ludomil z Amelią, Edmund z Alojzym, Diana oczywiście ze mną. Nie rozdzielamy się. Zbiórka tutaj na tym placu za 3 godziny. Jak ktoś coś znajdzie to będzie gwizdał pieśń o zielarskiej roślinie.

Wszyscy zebrani przytaknęli głowami, wszyscy weszli do budynku. Każdy zapalił świece:

- Jeszcze jedno, uważajcie na siebie. Ten dom jest stary i widać ze jest rozsypce. Każdy krok ma być delikatny oraz ostrożny. – powiedziała twardo Luiza, zabierając Dianę za ramie i kierując po dużej kuchni jadalni.

- Amelia nie pamiętasz może, gdzie był gabinet dyrektorki.- zapytał szeptem Ludomil.

- Na górze, po lewej stronie, pierwsze drzwi.

-To chodźmy tam.

Natomiast Alojzy i Edmundem patrzyli rozczarowani nad widokiem wnętrza tego budynku. W końcu się ruszyli i udali się na mała salkę nauki, zabawy. Zielarz wiary szukał czy w katach, różnych zakamarkach nie ma złota, kosztowności.

- Edmund, jesteś najgorszym zielarzem jakiego znam- powiedział otwarcie Alojzy. – Szukasz okazji, aby znaleźć jakieś grosze i wszystko przepić. Nie widzisz tego, co tutaj dzieci miały. Zero domu, kochających rodziców, zdane tylko na same siebie.

- Co Ty gadasz zielarzu sprawiedliwości, nie znasz nędzy i głodu. Ja coś na ten temat wiem, każdy dzień trzeba kombinować, aby przetrwać. Szukaj tych papierów, ja tutaj mam swoją robotę. I ani mi się waż mnie pouczać.

- Ty nie gadasz jak rozsądny zielarz, głód alkoholowy Ci doskwiera- rzekł Alojzy i machną na tą ręką.

Amelia wraz z Ludomilem przeszukała cały gabinet lecz nic nie znalazła. Tylko to, że ten dom zbankrutował. Źle inwestowano, zaległy się długi. Nie było jak wszystko spłacić. Dyrektorka uciekła, a co się stało reszta dzieci tego w dokumentach nic nie było.

- Amelia, powiedz mi w jakim pomieszczeniu spali Mark i Frank.

- Wszyscy chłopcy spali u góry po prawej stronie, dziewczynki z lewej dalej od biura dyrektorki.

Ludomila kręciło, aby zobaczyć miejsce, gdzie wychowywała i więcej czasu spędzała Amelia, ale wiedział, że czas nagli, minęło półtorej godziny i nikt nic nie znalazł. Udali się tam. Zielarka nadziei szukała posłania chłopaków, aż końcu znalazła był przy samym oknie po prawej stronie. Ludomil przeczesał stare, skrzypiące materace, ale nic nie dostrzegł. Tylko kurz był coraz większy, aż sie zakrztusili w tym odorem. Nagle na podłodze Ludomil zauważył nierówność w deskach szybko zerwał. Odkryli nienaruszonym stanie bordowe pudełko. Otworzyli je bez żadnego problemu. W środku były pamiątki chłopców: ich wspólne zdjęcie, kępki włosów, zielony łańcuszek oraz list:

Droga Amelio,

Mamy nadzieje, że znajdziesz nasza kryjówkę. Oto Twoje rzeczy, które Ci w zabawie zabraliśmy. Spójrz jacy my jesteśmy hojni i wspaniałomyślni. Jak wiesz, wybrali nas. Będziemy mieć rodzinę, bardzo znaną. Wyznamy Ci sekret: Nazywają się Lergonowie. No cóż może innym razem Ci się uda, wszak nie jesteś chłopcem.

Bywaj zatem

Mark i Frank

 

- Cali oni – odparła krótko Amelia, zabierając pudełko z tymi małymi skarbami.

Ludomil zwołał pozostałych i oznajmił co znaleźli.

-To już coś – rzekła Luiza, która była w cała kurzu i oblana potem.

- Coś mi świta te nazwisko- odparł Alojzy. Poczekał chwilę i oznajmił:

-Wiem, gdzie mają rezydencje.

- A więc prowadź zielarzu sprawiedliwości – odparł kpiąco Edmund, chowając do kieszeni kilka miedziaków.

                        

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz