poniedziałek, 24 czerwca 2013

Rozdział 12 List prawdy




"Drogi mój synu,zapewne już jesteś dojrzalszy i podejmujesz własne decyzję

nad swoim losem. Pisze do Ciebie w pustej celi, bez okien,w kratach jak ten skazaniec; została schwytana przez Twojego ojca to takie upokarzające.

Zacznę od początku:Witam Cię synu tu Susan-dziewczyna,która jest czy raczej była z rodu zielarzy dobrych.Zostałam wybrana do "Armii ochrony siedmiu",a Juliusz był naszym podwładnych zarówno i wielkim mistrzem. Jednak i on został okrutnie schwytany i potraktowany w najgorszych torturach jakich mi nieszczęśni zielarze możemy sobie wyobrazić. Do rzeczy.

Do mojego domu pewnego marcowego dnia zapukał zastępca przywódcy Ludomil był przystojny jak na swój wiek i szczerze mówiąc urzekł mnie swoją siłą i determinacją, ale nie o tym teraz.

Moja matka nie chciała,abym ruszyła tą drogą,wiedziała a raczej przewidziała,że mnie straci raz na zawsze. Powiedziała mi to w tamtego dnia, kiedy patrzyłam w dal,czekając na jej pozwolenie. Orzekła mi również,że urodzę pierworodnego syna,którym ojcem biologicznym będzie zły człowiek. Nie powiedziała mi czy to będzie sprzymierzeniec Bezimiennego czy on sam we własnej osobie.Widziałam że moja matka miała wizje i zakryła twarz dłońmi, wybiegając płaczem z kuchni.

Przeraziłam się na to co usłyszałam i zobaczyłam(łzy matki po wizji),ale jeszcze bardziej przekonałam się do misji. Moje ramię prze milej mnie swędziało,a jego kolor robił się coraz jaśniejszy to był znak że już czas.Czas na bitwę,czas na ochronę rodu zielarzy.

Matka po chwili pozwoliła mi ruszyć i czystym sercem ruszyliśmy z Benjaminem, Devidem, Maxem, Patrickiem,Malwiną oraz naszym zastępcą Ludomilem. To była trudna podróż nieznane.Nie będe opisywać jak wyglądał każdy dzień, każdy nasz trud,aby wyrwać się od szponów sprzymierzeńców.Jaka to była nie raz ucieczka lub stoczone bitwy po drodze.

Ostatnio piątek na sobotę październikowej nocy zaczęliśmy walczyć z groźnymi sprzymierzeńcami. Władali nieźle bronią i zaklęciami. Ludomil powiedział abyśmy rozdzieliśmy się na dwie grupki, ja byłam z Benjaminem i Devidem. Nie chciał Ludomil żebym walczyła u jego boku, nie chciał żebym wiedziała że on nie jest jednym z nich. Cóż pomylił się,ja wiedziałam o tym w momencie kiedy pierwszy raz pojawił się w moim domu. Walczyliśmy ostro i zaciekle,jednakże sprzymierzeńcy wroga byli silniejsi niż się spodziewaliśmy. Nagle znikąd pojawiła się mgła cichości. Otuliła nas nie mogliśmy wezwać żadnej pomocy. A reszta Armii nie widziała tej mgły, nie widziała nas i pewnie myśleli że przesunęliśmy się gdzieś indziej.

Sprzymierzeńcy nas porwali zamknęli nam oczy i zawiedli do ciemnych piwnic,w którym były kraty. To jest ponure miejsce. Widać że w tych pomieszczeniach było wiele bólu i zgrozy.

Przyszedł on we własnej osobie człowiek Bezimienny, ma czarne włosy, oczy nie mają źrenic, wyglądał strasznie jak z horroru.Spojrzał na mnie w swoim wzrokiem ,pilnie mi się przyglądając. Wziął mój podróbek swoje ręce, te ohydne ręce,tyle krwi na tych rękach miał niewinnym osób. Czułam że jest mi niedobrze. Wezwał jakiegoś sprzymierzeńca, mówiąc coś do niego tak jakby "Boiae".

Później skuli mnie dziwną obrożę, Bezimienny kliknął jakieś urządzenie i od razu czułam się inną osobą, w ogóle nie wiedziałam kim jestem, gdzie jestem, wiedziałam tylko,że Bezimienny jest przecudowny, a jego sprzymierzeńcy to oddani żołnierze. Byłam w ich mocy. Bezimienny podszedł do mnie rozchylił usta i mnie pocałował brutalnie,wstyd o tym mówić; ale muszę. Gdy urządzenie już nie działało gdy je wyłączał wszystko pamiętałam i czułam się winna,ze oszukałam ród i wiedziałam że będę pod jego ręką, jego zabawką.

Nie mogłam kontrolować swoich myśli, czynów,uczuć kiedy byłam pod jego władaniem.Chciałam wiele razy się zabić,ale mi się to nie udawało. Wiedziałam że póki żyje mam jeszcze jedną misję. Nie chciałam jej.Wolałam śmierć niż to.

Devid był non stop przesłuchiwany, gdy wracał do celi, nie był już tą osobą co wcześniej, tak samo Benjamin. Ja także się zmieniłam,a oni mnie znienawidzili za to co robiłam,nie wiedzieli jaką moc ma ta obroża, jak działa na człowieka,który ma go na szyi.

Któregoś dnia byliśmy w jasnym pomieszczeniu,nie pasował do tego miejsca, ja byłam po lewej stronie Bezimiennego.Byłam przestraszona nie wiedziałam co się stanie.

On coś krzyczał do Devida (może się pytał co się stało z Benjaminem, gdzie się podział, wtedy był w strasznym szale i potem,aby odreagować mnie wykorzystał). Devid popatrzył na niego srogo i zaczął się z nim szarpać, nie zamierzał się poddawać, walczył dzielnie do końca.Aż w końcu Bezimienny rzucił go do otchłani zagłady i słuch o nim zaginął. Krzyczałam żeby przestał on jedynie się śmiał z tego co sie tutaj wydarzyło.Śmiał się z tryumfem na ustach. Po dwóch tygodniach od tego zajścia znaleźli Benjamina był wyczerpany, zbili go okrutnie. Dali go na stół. Bezimienny spojrzał do niego i zaczął mu wymazywać pamięć, stał się już nikim, już nie mógł nigdzie uciec,został wywieziony gdzieś do Alaski. Byłam wściekła że tak potraktował moich przybyszy i od tego momentu mniej słuchałam obroży. Jakby zapaliła sie we mnie jakaś jeszcze iskierka walki. Któregoś dnia do mojej celi wrzucili starszego mężczyznę z brodą. Był w tragicznym stanie. Leżał i nie mógł się poruszać. Pomogłam mu wstać,spojrzałam na jego oblicze i rozpoznałam,że to był Juliusz- przywódca nasz i mistrz. Powiedziałam mu co się wydarzyło z nami. Wydawało mi sie że nie słuchał, ale to było błędne stwierdzenie. Powiedziałam mu co matka moja mi powiedziała kiedy chciałam wyruszyć. On kiwnął głową. Zrozumiał. Oznajmiłam mu że chyba jestem w ciąży, bo mam typowe objawy. Powiedziałam mu że boje się,że kiedyś ten zły człowiek to odkryje. On powiedział coś z niezrozumiałym języku. Powiedział mi również, abym już się nie martwiła, że te słowa przykryją wszystko i nie będzie on nic wiedział,ale muszę urodzić te dziecko.Powiedział również że ma pewien plan ucieczki, wiedział też,że mnie stąd nie wybawi. Bo umrę przy porodzie. Tak samo ja też podejrzewałam. Wiedziałam że jest ze mną coraz gorzej,ale ta iskierka jeszcze żyje i póki jest muszę walczyć przez te kilka miesięcy.

Jak powiedział Juliusz,Bezimienny nie dowiedział się o swoim potomku.Po 8 miesiącach urodziłam dziecko. Juliusz był ze mną w celi(nie raz brali go na przesłuchanie,a gdy wracał coraz pilniej myślał o ucieczce i wymyślał co tu zrobić). Po porodzie syna,nazwałam go Eric, zielarz harmonii i buntu.Dwie sprzeczności.

Teraz pisze te słowa kiedy już umieram, piszę abyś wiedział synu że Ciebie Kocham, ty też masz misje, masz kogoś chronić i ....



Eric przestał czytać, brakowało jednego znaczącego fragmentu mówiącego coś
o jego roli w zielarzy.Juliusz do niego przemówił.

-Wtedy kiedy Twoja matka umarła Ericu, zawołałem sprzymierzeńców. Weszli do środka dwóch, jednego przy drzwiach obezwładniłem słowem, a drugiego uderzyłem głazem przebrałem się za jednego z nich i wziąłem Ciebie w ramiona, nie płakałeś,zachowywałeś się bardzo cicho, jak przestało na grzecznego chłopca.Ruszyłem wokół komnat , potem do wyjścia a potem do koni.Wziąłem jednego z nich, zachowywał się niepokornie,ale słowa,które wypowiadałem zapadły mu w pamięć i był poskromiony.Wsiadłem na konia delikatnie, uważając na Ciebie, i ruszyłem galopem.

Sprzymierzeńcy zorientowali co się stało i ruszyli w pogoń za mną,ale ja okazałem się szybszy i dotarłem do pewnego miasta, przebrałem się i powiedziałem że szukam schronienia, dla mnie i dla mojego dziecka, którego matka umarła przy urodzeniu w drodze na Zachód.

I następnego dnia ruszyliśmy dalej,dostałem prowiant, ludzie zadbali o Ciebie,aby nic ci nie brakowało. Gdy dotarłem do swojej żony Anastazji, powiedziałem jej co się wydarzyło, nie była zadowolona z tego co uczyniłem, z tego że zabrałem Ciebie, nie chciała abym był tutaj wraz z Tobą. A ja odparłem,ze ty musisz żyć i potrzebujesz pomocy. Anastazja nie zmieniała zdania, była uparta jak zawsze. W końcu zgodziła się abyśmy mieszkali w skrytce.

Ale po jakimś czasie do nas przychodziła z jedzeniem i wszystkimi potrzebnymi rzeczami,aby nic nam nie brakowało.

-Coo? Co ja słyszę? Ty jesteś synem Bezimiennego i Susan! Oszukałeś mnie! Jak mogłeś! Wiedziałeś od samego początku że jesteś synem Złego! I nawet słowem o tym nie pisnąłeś! Myślałam że Ci na mnie zależy, myślałam że coś do mnie czujesz,ale to był tylko złudzenie. Twój ojciec chce mnie zabić! Twój ojciec o mało dzisiaj by mnie nie zabił! Jak mogłeś mi nie powiedzieć o swoim pochodzeniu! Nie chce Ciebie znać!- wykrzyczała te słowa Luiza prosto zaskoczoną twarz Erica.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz