poniedziałek, 24 czerwca 2013
Rozdział 26 U alchemików
Wyruszyli kilka dni temu , poruszając się wokół pustkowia, dalekich i ponurych miast. Każdy miał oczy szerokie otwarte i słuchali każdego szmeru docierającego do ich uszu. Nikt się nie odzywał jedynie wtedy ktoś mruknął słowo "Postój" gdy dobiegł wieczór i jak dobiegło ich zmęczenie. Każdy trzymał swoją wartę pilnując swoich i innych inwentarzu,koni i samych siebie.Młodzież zielarzy dobrych była u kresu sił ,ale nie przyznawała się do tego.
Jedynie Juliusz wraz z Ludomilem żwawo pędzili do przodu, przyspieszając swoich podopiecznych.
Nagle się o to uśmiechnęli pierwszy raz po iluś tam dniach gdy znaleźli się na rozstaju dróg.
Ludomil popatrzył na męża swej zmarłej siostry, a on niezauważalnie pokazał lekki ruch,który świadczył w którym kierunku będą dalej odbywać swoją podróż.
Ludomil wraz z Juliuszem jechali naprzód, ale niespieszno, dyskretnie rozglądali się dookoła.
Nagle ktoś wyszedł z potężnego dębu ,zatrzymując ich. Konie się spłoszyły, nie pomogły uspokajające słowa swoich właścicieli.
Mężczyzna ten miał długi płaszcz z kapturem tak ,że nie można było zauważyć jego wizerunku.
Mierzył się wzrokiem z dziadkiem Luizy, a gdy Ludomil chciał jechać naprzód ku niemu powstała głęboka rozpadlina.Luiza wstrzymała oddech zauważyła że nieznajomy ma odcień bordowo-brunatną ,co świadczyło że jeszcze jeden fałszywy ruch a będzie z wami biada.
Nagle zielarka miłości i wytrzymałości poczuła przesuwający ból na swoim ramieniu. Dotknęła ją i odezwała się przez zęby:
-Człowieku przepuść nas , nie wiesz kim jesteśmy i w jakim celu zmierzamy.
Ten odwrócił swoją głowę do niej:
-Doskonale wiem kim jesteście,ale nie macie prawa przystępować dalej. Jedynie nas zniszczycie.
Na to dziewczyna pokazała mu lewę ramię:
-Widzisz ten znak? Wiesz co on mówi?
-Ja wiem co to znak, znak zielarzy. Ale kiedyś przynieśliście nam nieszczęście, nie pomogliście nam i teraz życzycie od nas schronienia?
-Ojcze...ojcze.....gdzie jesteś?!- wołał głoś gdzieś dobiegający w lesie.
Nagle ku nich ukazała sie drobna postać, była białowłosa , miała mądre ależ niebieskie oczy , poruszała się lekkie i zwinnie. Gdy juz była blisko ojca, położyła mu ręke na ramieniu i rzekła:
-Puść ich to nasi dawni przyjaciele, potrzebują schronienia, a dzięki temu ze ich ugościsz oni dadzą nam bezpieczeństwo o tak dawna jak marzyliśmy.
-Mino, nie mów ojcu co ma robić bo doskonale wiem. Chciałem zobaczyć czy ich zaskoczę. Toteż mi się prawie ,prawie udało.
-Tedzie Alchemiku, Ty i Twoje żarty, powinien się wcześniej domyślić- powiedział rozbawiony Juliusz- Powiedz mi czy wobec teraz tych okoliczności dasz nam wszystkich dach nad głową?
-Nie umiem być taki przekonujący. Ehh starzeje się. Kiedyś to każdego robiłem w balona, pamiętasz? Oczywiście że was ugoszczę, brawo córeczko spisałaś się, idziesz w moje ślady-powiedział Ted przybijając piątkę z Miną.
-Zaraz, zaraz a co to znaczyło że Ludomil chciał pojechać dalej a nie mógł , bo przed nim powstała przeszkoda?- zapytał po dłuższej chwili Eric
-Chłopcze to iluzja! I-L-U-Z-J-A. Piękna nauka warto się w niej pogłębić i zaskoczyć przeciwnika.A wracając do rzeczy to jedźmy już do naszej skrytki.
Mina na ten znak zagwizdała i po niespełna minucie pojawił się ogier fryzjerski długą i lśniącą grzywą oraz ogonem. Ted Alchemik dosiadł rumaka i pomógł swej córce która kurczowo sie go trzymała.
I tak pokonywali dalszą podróż, Juliusz wraz z Ludomilem gawędzili sobie z Tedem i jego córką, a reszta jechała za nimi.
Gdy znaleźli się niedaleko gór , zeszli z koni i dalszą drogę pokonywali pieszo. Uważając aby nie wpaść żadną rozpadlinę. Idąc Luiza zastanawiała się nad poświatą,czyżby mieli jakieś kłopoty?Ciągle ta barwa Teda jest taka sama, a jego córki prześwitująca. Co to znaczy?
W ciągu tych myśli nie dostrzegła kamienia na którym się potknęła i przed upadkiem pomógł jej nie kto inny, ale Ted Alchemik.
-Dziecko uważaj jak idziesz, patrz uważnie po swe nogi bo nigdy nic nie wiadomo. Jesteś bardzo podobna do swojej matki. Masz jej ruchy i uosobienie, a po ojcu masz błysk.
Luiza słuchawszy tych słów wybąknęła tylko jedno słowo"Dziękuje".
Ted ruszył dalej , a Luizą zajął się Eric.
-Nie bój się mnie uczennico.-szepnął Eric i szybko ucałował ją czółko.
-Eee gołąbeczki idźcie i gruchajcie gdzieś indziej a nam dajcie miejsca, żebyśmy mogły spokojnie wejść.- powiedziała Spring ,a Rosa tylko orzekła:
-Tylko nam nie zwiniecie jakiegoś numeru, no wiecie takiego małego pisklaczka.
Luiza tylko popatrzyła na nie groźnie i powiedziała:
-Nie jesteśmy parą, on jest moim nauczycielem i będzie mnie szkolił jak tylko dotrzemy na miejsce.
-No dobrze, tak się mówi .. nauczyciel... nauczyciel,a tak wiele nauczy. - powiedziała Spring wywracając oczami.
-Dziewczynki no to może pójdziecie z przodem , a ja z Luizą na spokojnie za wami.
-Zgoda. Będziemy pierwsze- oznajmiły bliźniaczki i ze śmiechem na ustach poszły pierwsze.Za nimi szła Galicja kłócąc sie z Kate.
-Jaki ty do mnie masz w ogóle interes? Czego ode mnie chcesz? Uczepiłaś się mnie jak nie wiem.
-A to nie łaska mi pomóc?
Gdy Kate była blisko Erica popatrzyła na niego czarującymi oczami mówiącymi wiele o jej oddaniu, zielarka miłości i wytrzymałości odwróciła wzrok, a Eric powiedział.
-Kate coś masz z oczami czy mi się wydaje?
Ta tylko prychnęła i pobiegła doganiając Galicje ,aby wymienić trochę wybuchowych tez.
Eric wziął dłoń od Luizy i szepnął , całując jej palce.
-Kocham Cię najdroższa. Kate mnie nie interesuje, pokazuje tylko że nie jest osobą na której warto popatrzeć. Ja tylko mogę patrzeć na Ciebie i być przy Tobie.Wybacz mogłem nie pić tego ponczu, ale nie myślałem wtedy że wywinie taki numer.
-Dobrze już dobrze, to było już nie zmienisz.Chodźmy już bo zastaliśmy w tyle, a nie chce w nocy szukać i błądzić .
-Dobrze, ale pozwól ,że coś zrobię.
-Co takiego?
Eric jednym ruchem wziął Luizę na barana i rzekł.
-Nie,nie nie... siedź cierpliwie... masz kostkę skręconą i jesteś wyczerpana.
Luiza przytuliła swój policzek do mocnych i sprężystych pleców swego ukochanego .
Gdy minęła pewna chwila ku nich ukazała się grota, która nie była widoczna gołym okiem. Ted podszedł bliżej i opuszkami palców wyznaczył jakiś ślad.
Skała się roztopiła i weszli do pierwszego korytarza, był nadzwyczajny . Mina trzymała pochodnie i szli dalej. Potem ukazała się kolejna gruba ściana .Czy to przypadkiem ślepy zaułek? Tu też Ted wyznaczył znak i coś jeszcze.
Drzwi zrobione jakby to była skała otworzyły się , na pierwszy plan ukazał się znak alchemików
-Tak moi drodzy to jest Uroboros, ukazuję wizerunek węża zjadający własny ogon i nieustanie odradzającego się z samego siebie.To nasz znak, wy macie swoje znaki na lewym ramieniu i wiecie kim jesteście. A nas alchemików łączy ten symbol. Gdyż my poświęcamy się aby odnaleźć to czego szukamy i to jest takie magiczne oraz wyjątkowe.-wygłosił mowę dumnie Ted.
-Rozgośćcie się , na lewym korytarzu znajdziecie pokoje do swoich siedzib.A jak już się odpakujecie przyjdźcie tutaj i zaprowadzę was go jadalni.-rzekła Mina.
Po tych słowach każdy ruszył na korytarz , zaciekawieni jak żyją tak wspaniali ludzie.Zobaczyli rzędy pokoju po prawej jak i po lewej stronie.
Galicja szepnęła słowo do Luizy :
-Mogłabym z Tobą zamieszkać, bo Kate nie daje mi spokoju,a nie chce by mi wchodziła do mojej kwatery. A jak będę z Tobą to wiesz.
Luiza przytuliła i powiedziała "Jasne . Będę przy Tobie czuła się bezpiecznie".
-Nie przejmuj się Eric będzie z Twoim dziadkiem pomieszkiwał.
Odwzajemniły uśmiechu i wzięły kwaterę naprzeciwko bliźniaczek po lewej stronie. Otworzyły drzwi i dostały olśnienia. Na regałach były książki , znajdowały się 2 proste ale przepiękne łózka, zapewne antyki. Na kątach znalazły się ciekawe przedmioty, które nie miały pojęcia do czego służą. Gdy weszły do drugiego pomieszczenia ukazała im się łazienka umywalka i wanna była wykonana z jakiegoś przecudownego materiału.Pomieszczanie miały niewielkie otwory tak że dopływało ich rześkie powietrze górskiego krajobrazu. Odpakowały swoje rzeczy i pędem ruszyły tam gdzie już czekali wszyscy.
Mina uśmiechnęła się do wszystkich ,ale jej spojrzenie dłuższej utkwiło na Luizie.
Po czym poprowadziła wszystkich obecnych do prawego korytarza który był rozgałęziony , potem skręcili w lewo i jeszcze raz lewo. Mina otworzyła szerokie drzwi i gestem zaprosiła obecnych gości do środka.
Na środku było przygotowane palenisko . Ted z innymi alchemikami krzątali się . Wokół paleniska były ustawione dywany z miękkiego i gładkiego materiału. Luiza usiadła po turecku a koło niej Eric , Galicja. Koło Galicjii Rose i Spring, które z przejęciem gestykulowały prace alchemików. Juliusz usiadł obok Erica i gadał z nim cicho, obok Juliusza Ludomil. A że Kate szła z tyłu i podziwiła ściany usiadła niechęcią obok Spring, w sumie miała dobry widok na Erica. Na przeciwko Luizy usiadła mina wraz z ojcem. Dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało.
Każdy dostał zupę w misce i zaczęli ją powolutku pić.
Zaczęła się rozmowa o tym co przeżyli w posiadłości Valley of Water, jak to się zjawił szpieg, kto to był , kto go rozpoznał.
Później po dłuższej ciszy Ted zagłębił wszystkim zgromadzonym kręgu tajemną wiedzę alchemików.
*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.
Po trzech tygodniach od tej misji dziewczyna była rozgoryczana na swojego dawnego mistrza,ale sumiennie wykonywała swoje obowiązki. A na mistrza nie patrzyła bo wiele stracił w jej oczach.
Jak każdy dzień była na treningu, Sytr dawał jej popalić i tym razem, ale się nie poddawała. Lecz po jakimś czasie nie mogła wstać była wyczerpana, wszytko jej bolało. A jak wstała to ściemniło się w w jej oczach."Umieram" pomyślała dziewczyna i straciła przytomność.
Obudziła się w siedzibie Opiry, która się nią zajęła i zaczęła wycierać jej twarz chustą przesiąknięta jakimś eliksirem.
Nagle dobiegły jakieś kroki, Bezimienny otworzył drzwi i krzyknął co w płuca.
-To nie może być prawda, to nie może być prawda.
Chwycił Opirę i uniósł do góry:
-Powiedz że to nie prawda!
Oktavia jedynie zmarszczyła brwi z niedowierzaniem, zakłopotaniem i dręczącym jej pytaniem:"Co mi jest?".
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz