poniedziałek, 24 czerwca 2013

Rozdział 6 Mężczyzna z brodą i młodzieniec

Ujrzała Luiza starszego człowieka, który opierał się o laskę z gałką. Był ubrany w elegancki garnitur, miał białe rękawiczki,a na głowie miał cylinder. Miał brodę i wąsy i ciemne okulary- przypominał człowieka z XIX wieku.Miał bardzo jasną poświatę wokół siebie.

-Ciekawość to I stopień do skrytki- odpowiedział nieznajomy z uśmiechem na twarzy.

-Kim pan jest?-zapytała zielarka

-To ty jeszcze nie wiesz? Jestem Juliusz Severyn van Ben- jestem Twoim dziadkiem,Luizo.

Dziewczyna pobladła, trzymała się mocno poręczy krzesła,aby nie upaść na ziemie i z trudem powiedziała:

-Ale...ale....mój dziadek nie żyje.

-No cóż, jakby to powiedzieć. Widzisz nieboszczyka z tryskającym humorem,sprawnym ruchowo i całkowitym zdrowiu.

Dziadek ruszył żwawo naprzód, usiadł na obszernej sofie i poprosił,aby dziewczyna usiadła obok niego. Po czym przemówił:

-Nie na takie przywitanie liczyłem,ale tak wiedziałem,że Anastazja wymyśli bajeczkę o tym ,że zostałem utracony od uroku pewnej niewiasty.

-To nie było żadnego uroku?- zapytała zdezorientowana Luiza.

-Owszem wnuczko,był urok,ale nie od piękniej niewiasty,ale od najpotężniejszego człowieka na ziemi-zamyślił się Juliusz.

-Chodzi o Bezimiennego?-dopytywała się wnuczka.

-Tak,tak właśnie od niego..On zabrał mi całą moją moc,niektóre części wiedzy...Przez tyle lat tu się ukrywałem. Dobrze,że Eric był przy mnie i dalej przy mnie jest.

-Kto to jest Eric? A babcia nie była przy Tobie?

-Anastazja? Mhmmm pisałem do niej mnóstwo listów,ale dla niej byłem przegranym. Nie mogłem według niej pokonać ataku. Twoja babcia myślała do końca,że stchórzyłem oraz że przegrałem! Mimo iż zapewniałem ją,że byłem wytrwały- to nie wierzyła w moim słowom. Jedynie zgodziła się gdy poprosiłem o zamieszkanie w skrytce na dłuższy czas.

-To dlatego mi babcia mówiła,że nie żyjesz... A kto to jest Eric?- zapytała się kolejny raz dziewczyna.

I nagle ku drzwiom środkowym wkroczył młody chłopach o ciemnych oczach i włosach i o uwodzicielskim uśmiechu.

Luiza była nim oczarowana.

-Luizo,wnuczko przedstawiam Ci Erica-młodego młodzieńca,który mi wielokrotnie pomagał w trudnych dla mnie momentach.

-Witaj zacna Luizo- odparł chłopak i się uśmiechnął.

Zielarka jedynie wymamrotała jedynie"Cześć" i oblała się rumieńcem.

-To ja was zostawię, mam mnóstwo papierkowej roboty.

Juliusz odpalił cygaro i ruszył ku drzwiom prowadzącymi do innego pomieszczenia zapewne jego prywatnego gabinetu.

-Widziałaś zapewne Luizo tych wspaniałych zielarzy na obrazach.

-O tak zauważyłam.

-Przyjrzymy się tak więc nimi dokładnie.

Chłopak i dziewczyna podeszli do szerokiej ściany na kilkadziesiąt metrów,gdzie byli ukazani najwięksi oraz najzasłużeni zielarze świata.Byli:

Ivan Morento- zielarz wierności z roku 1645 ,Gabriella-zielarka kwiatów z roku 1539, Aleksy -zielarz mądrości z roku 1793 i wiele innym. Zobaczyła nawet swoją babcię-Anastazję- zielarkę odpowiedzialności. Była ubrana w szarą sukienkę,wpatrzona na artystę z lekkim uśmiechem na twarzy.

Na jednym wspólnym obrazie byli jej rodzice Medi- zielarka wytrwałości oraz Olaf-zielarz miłości. Ojciec był z tyłu i czule obejmował swoją zonę w pasie,patrząc urokliwie na nią.A Medi trzymała leciutko kwiaty polne uśmiechając się do artysty; ale Luiza miała wrażenie,że jej matka uśmiecha się wyłącznie do niej.

Na końcu korytarza zobaczyła samą siebie, uśmiechniętą, ukazującą śnieżnobiałe ząbki, ubrana w gustowną,elegancką sukienkę.Jej włosy były rozpuszczone oraz falujące. Kilka kosmków włosów troszkę zakrywały jej twarz.

-Czyli mój los już jest z góry przesądzony?-zapytała się Erica, który stał tu obok niej.

Niemal czuła jego zapach perfum.

-Wszystko zależy wyłącznie od Ciebie-odpowiedział.

Po czym machnął dłonią w górę i na obrazach widniała ciemność, a ona sama na obrazie była płacząca,smutna i niespełniona.

Po minucie wszystko wróciło do normy,ale Luiza przez ten czas szybko dostrzegła że Eric miał na lewej ręce inny znak niż ona miała i się o to zapytała:

-Dlaczego masz dziwny znak na lewej ręce


Ja mam taki i zielarka pokazała mu swój znak:


Chłopak przeraził się, że zobaczyła jego nietypowy znak i odwrócił się napięcie, kierując się szybko do wyjścia.



-Zaczekaj.....ja...ja...przepraszam,jak Ciebie uraziłam.-krzykła dziewczyna do Erica.

Chłopak odwrócił się do zielarki i zniknął zza drzwiami.

Luiza została sama, usiadła na fotelu i ku niej szedł dziadek z papierami w jednej ręce, a w drugiej trzymał kieliszek z mocnym trunkiem.

-I już sobie pogadaliście-zapytał Juliusz

-Tak dziadku, mam pytanie...

-Słucham Cię moja wnuczko.

Luiza już miała się zapytać o znak Erica,ale pomyślała,że to nie jest dobry czas i miejsce,aby o to pytać.

Dziadek czekał na pytanie i wysoko podniósł brwi.

-Czy pomożesz mi przy blokowaniu umysłu? - w końcu zapytała Luiza po dłuższym czasie.

-A kto jest Twoim nauczycielem?

-Ludomil.

-Brat Anastazji. To dobry nauczyciel, ba wyśmienity! On wyszkoli Cię jak najlepiej.

-Chyba to wątpię..Blokowanie umysłu mi nie wychodzi,a to początek lekcji.

-Zawsze są trudne początki,drogie dziecko.Jeśli masz jakieś problemy zwróć się do Erica.

-A dlaczego nie do Ciebie?

-Widzisz ja straciłem resztki mocy, mogę jedynie Ci coś podpowiedzieć, wytłumaczyć,opowiedzieć to czego nie wiesz.Mogę być tylko dla Ciebie książką, która się wyjawi jakieś prawdy, ale niestety nie mogę być dla Ciebie kolejnym Ludomilem,przykro mi.

-To wytłumacz mi dziadku dlaczego Eric jest w stanie mi pomóc, jaki on na interes Ci pomagać i czym takim Ci pomaga?

-Widzisz Luizo ten człowiek Eric był bardzo cenny dla zielarzy,ale zdarzył się pewien incydent,że go wycofali z roli pomagania. A ja mu sam pomagam przez to że mi pomaga.Rozumiesz?

Dziewczyna przecząco pokręciła głową.

-Chodzi o to,że nie mógł już być zielarzem.A określenie zielarz oznacza pomaganie drugiemu człowiekowi w czasie bólu, porażek..

-Czyli on daje Ci mikstury przez Twoje dziadku porażki?

-Raczej tak bym tego nie określił.

Juliusz spojrzał na zegarek i powiedział:

-Robi się już późno, a jutro samego rana masz naukę z Ludomilem. Przyjdź do mnie wieczorem to skończymy naszą dzisiejszą rozmowę.

Dziewczyna wstała i zbierała się do wyjścia.

-Eric Ciebie odprowadzi.

-Ale...ale...

-Nie ma żadnego"ale". Eric pomoże Ci najszybciej wydostać się do wyjścia.

-Czyli są tu jakieś skróty?

-Tak jest ich wiele a jedna, która jest najszybsza prowadzi do kuchni.

Dziadek zawołał chłopca. Eric szybko przyszedł nie zdradzając na twarzy żadnego wyrazu.

-Pomożesz Luizie wydostać się na zewnątrz- odcinek B.- powiedział Juliusz do Erica.

Chłopak posłusznie kiwnął głową,wziął pochodnie i kierował się do wyznaczonego odcinka B.Za nim szła cicho dziewczyna.

Po jakimś czasie Luiza się do niego odezwała:

-Jesteś na mnie zły?

-Nie,nie jestem... musiałem po prostu wyjść.Czy ty przypadkiem nie pachniesz jaśminem?

-Tak i różą.Czemu o to pytasz?

-Jaśmin się zgubi-odparł chłopak i jeszcze szybciej szedł w górę.

Po dłuższej chwili wymamrotał:

-Już jesteśmy na miejscu.

Otworzył niezbyt ciężkie drzwi i znaleźli się małej i potulnej kuchni.

-Może napijesz się ze mną herbaty? - zapytała Luiza

-Nie,dziękuje.-odparł chłodno Eric- muszę już iść.Dobrej nocy.

I zniknął kuchni do podziemi.



Zielarka zaparzyła herbatę,trzymała w dłoni filiżankę i rozmyślała na tym wszystkim:o dziadku,o skrytce, o babci, o znaku chłopaka i o samym Ericu- pociągał ją i równocześnie odpychał.

Wypiła herbatę i ruszyła do swojej małej sypialni,leżała dość długo na twardym łóżku,aż w końcu głęboko usnęła.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz