poniedziałek, 24 czerwca 2013

Rozdział 9 Niespodziewane spotkanie



Luiza szybko schodziła do tajemnego pomieszczenia zielarzy.Schodziła korytarzami w dół, mijały kolejne minuty.Stąpała niepewnie po stopniach w dół.

Pochodnia słabo się wypalała,więc dziewczyna próbowała dowidzieć w półmroku.Dotykała ściany i po jakimś czasie wyczuła zgłębienie w ścianie to był jakiś znak. Nie widziała jak wygląda lecz czuła na koniuszkach palców. To był jakiś herb. Dotykała go czule i czuła ciepło od niego bijące.

O tknęła i szybkim pędem ruszyła w dół. Próbowała otworzyć drzwi,kopała je,uderzała pięścią, stukając aby ktoś ją usłyszał. Pochodnia zgasła a sama czuła promieniujące zimno i jakiś niepokój.

Wyczuwała że coś jest nie tak, panicznie się wystraszyła. Wołała krzykiem aby ktoś otworzył te drzwi.Zrobiła rozpęd ,chcąc uderzyć drzwi, a wylądowała na miękkim dywanie.

-Nie tak ostro-odparł Eric lekko rozbawiony.

-To nie jest śmieszne! Czemu nie otwierałeś wcześniej kiedy waliłam te drewniane drzwi!-wykrzyczała dziewczyna wstając i poprawiając swój ubiór,a także kosmyki włosów, które były ułożone na jej twarzy.

-Nic nie słyszałem..Naprawdę. Dopiero jak krzyk łaś tak przerażająco to się usłyszałem.-orzekł poprawiając nogą dywan.

-Zajmujesz się bardziej dywanem niż mną? - zapytała dziewczyna

Chłopak uniósł brwi do góry,zaskoczyło to go.

-Nie ważne...Gdzie jest dziadek?Miałam być o tej porze...miałam z nim pogadać o..o pewnej sprawie.

-Dziadka nie ma, wyjechał... To znaczy..

-Co się dzieje? Powiedz mi prawdę Eric. Gdzie jest mój dziadek?!

-On... pomaga Ludomilowi... Ludomil ma pewne kłopoty.

-Jakie kłopoty?

-Pewni ludzie z przyszłości chcą wyrównać rachunek.

-Sprzymierzeńcy Ludomila?-zapytała dziewczyna.

-Tak.

Dziewczyna już pobiegła do drzwi ale Eric zagrodził jej drogę.

Dziewczyna nie patrzyła na niego.

-Puść mnie...dziadek i Ludomil są niebezpieczeństwie...muszę...im..im pomóc.

-Nigdzie nie pójdziesz,jeszcze nie jesteś gotowa.Jeśli tam pójdziesz to wpadniesz w ich pułapkę. Ja na to nie pozwolę.

-Ty?...wcale Ciebie nie interesuje moja osoba.

-A właśnie interesuje. I nie pozwolę ci aby oni zrobili Ci coś złego.

Luiza zaczęła płakać,Eric ją przytulił ostrożnie i czułością.

-Oni sobie poradzą, naprawdę...zaufaj mi.

-Ale ja muszę,muszę...

-Ty później wykonasz to co masz zrobić, co sie później dokona to będzie Twoja zasługa.

-Dlaczego Ty nie poszedłeś? Tylko jesteś tu ze mną? - orzekła gniewnie dziewczyna wyrywając się z jego objęć.

-Ja..mam inne zadanie-odparł urażony chłopak

-Jakie inne zadanie jest ważne niż pomoc dla mojego dziadka?

-Takie,że mam Ciebie pilnować moja gwiazdko.

-Mnie?..mnie masz pilnować. Radziłam sobie nieźle jak byłam sama z babką. Ty masz inne zadanie, masz opiekować się moim dziadkiem, masz mu pomagać!

-Zrozum że ja nie mogłem tam iść..kiedyś dowiesz sie dlaczego. Juliusz dał mi inne zadanie mam zająć się jak najlepiej Tobą.

-Kiedy dziadek wyjechał?-zapytała dziewczyna zmieniając temat.

-Dzisiaj, dwie godzinki temu.-odpowiedział chłopak siadając na fotelu.

-A kiedy wróci?

Eric wzruszył ramionami, nie urywając wzroku od drobnej dziewczyny.

-Skoro masz się ze mną zająć to może opowiedz coś o sobie- powiedziała Luiza siadając naprzeciwko chłopaka.

-Jestem uroczym młodzieńcem...

"Narcyz"- pomyślała dziewczyna

-..który uwielbia tańczyć, słuchać muzyki, grać na fortepianie, potrafię nawet pływać i nurkować, zdobywać wiedzę, lubię jeździć konno, jestem "złotą rączką"...

-To widzę że jesteś wszechstronnie uzdolniony, zapewne miałeś wspaniałe dzieciństwo i wspaniałych rodziców-przerwała mu Luize.

-Dzieciństwo jednak się do mnie uśmiechnęło dzięki Juliuszowi, a jeśli chodzi o rodziców to nie znam ojca,a matkę nigdy nie widziałem.

-Przykro mi z powodu Twoich rodziców.Jak Juliusz Ci pomógł?Mój dziadek?

-Tak, pomógł mi, moja matka umarła przy urodzeniu i dała dobre ręce Twojego dziadka. On mnie wychował tu skrytce. Nie raz Cię widziałem jak myszkowałaś przy miksturach.

-Och Ty podglądaczu. -odpowiedziała dziewczyna,która była w lekkim szoku. - jaki mój dziadek był,jest?

-Jest najwspanialszym człowiek jakiego znam, wiele dla mnie zrobił i wiele mu zawdzięczam.Jest miły, utalentowany,nieraz dowcipny oraz gadatliwy.Uwielbiałem gdy opowiadał mi różne historie,nieraz zabawne ,a nieraz takie straaaszne.

-Zazdroszczę Ci.

-Czemu?-zapytał chłopak

-Moja babcia nie opowiadała mi o żadnych historyjkach tylko o prawdziwym życiu zielarzy.

-To też jest interesujące, naprawdę. Możesz zobaczyć oczami wyobraźni jak żyli inni,tacy sami jak Ty czy ja.

-Tak,a dlaczego masz inne znamię niż ja.

Nastała krępująca cisza. Dziewczyna wiedziała że nie wyciągnie nic od tego chłopaka.Więc zapytała po jakimś czasie:

-Mówiłeś mi że lubisz tańczyć.

-Yhym

-Nauczysz mnie?-zapytała nerwowo Luiza.

-Oczywiście co powiesz na walc?

-Tak, tak.-odpowiedziała dziewczyna

-Ale nie tutaj bo zniszczymy sprzęty.

Dziewczyna wybuchła śmiechem,a ogniki w jej oczach śmiały się ubawione.

-O tak,tak...masz rację...ja mam dwie lewe nogi.

-Coś zarazimy na to . Może chodźmy do sadu.

-A muzyka?

-Sami zanucimy melodie i jeszcze natura nam w tym pomoże. To co idziemy?

Dziewczyna kiwnęła głową i wtedy Luiza wzięła go za ramię. Chłopak spojrzał na nią.

-No co... mogę sie zgubić.- odpowiedziała Luiza.

Eric poszedł do tajnej przejścia... Do odcinka D. Było strasznie zimno. Luiza się trzęsła.Chłopak sięgnął marynarkę i dał jej aby nie marzła mu.

Dziewczyna podziękowała i szli dalej.

Na końcu odcinka znajdowały się drzwi. Eric coś powiedział półszeptem i drzwi otworzyły szeroko ukazując sad pełny zieleni, piękny i zarazem tajemniczy.

-Witaj Luizo w naszym zielarskim sadzie!-orzekł chłopak z uśmiechem- Może chcesz się czegoś napić czy zaczniemy od tańca?

-Może zacznijmy od kroków.-odpowiedziała dziewczyna.

-Pokaż mi co umiesz.

-Ja nie umiem,mówiłam Ci że mam dwie lewe nogi,nie znam kroków,lecz coś mi mówi że walc powinnam umieć.

-O tak,tak. Walc jest najpiękniejszym tańcem. Nie raz zielarze znajdowali się Wiedniu aby zatańczyć walc na balu.

-Były bale?-zapytała z ożywieniem Luiza.

-Ależ tak, ostatnio było kiedy Twoja matka i ojciec uczestniczyli w tej zabawie.Teraz? Teraz to nikt nie myśl o tańcach i o zabawach.-odpowiedział smutno Eric-Ale ja się nauczę.Przynajmniej będę miał towarzyszkę do tańca i jakaś część nie zniknie, o tak jak bańka mydlana.

-Moja babcia mówiła mi historię o walcu, ale to była tylko jej pierwsza i ostatnia opowieść.

-Odpowiedz mi tą opowieść nigdy jej nie słyszałem-odpowiedział Eric siadając na miękkiej trawie, obok niego usiadła też Luiza.

-Naprawdę chcesz abym Ci to opowiedziała?

-Tak, oj bardzo chce.

-No dobrze...Pewnego jesiennego dnia..jako mała dziewczynka parzyłam zioła i ukazała mi się łódka z dwoma osobami na pokładzie. Pewna niewiasta w kapeluszu i człowiek ciemny o słabych zarysach...Wtedy za mną była moja babcia. I powiedziała mi że, ukazała mi się para młodych kochających walc i siebie nawzajem. Usiadła na fotelu bujanym,a ja oglądałam ten wizerunek zapałem.Milczała.Po kilku minutach odpowiedziała mi:"Nie każdemu dane jest to zobaczyć moja droga, oj nie każdemu...Ukazuje się tej osobie co ma dobre serce..a nawet czystą duszę.

Opowiem Ci tą historię jedną,nie usłyszysz ją od nikogo, a ja tylko raz ją powiem.Tylko raz.

Pewnego dnia to był wietrzny dzień roku 1835, zjawiła się pewna kobieta w białej sukni ,w kapeluszu na głowie.Miała piękną,anielską twarz.Jej oczy były w kolorze szarym i świeciły jej się pełnym blasku. Zjawiła się do domu szlacheckiego. Wysiadła z powozu konnego. Jeden koń był barwy białej a drugi był o mocnej czerni.

Dziewczyna wkroczyła na schody,dostojnie,witając się z mocno postawionymi osobami i gospodarzami. Nie miała osoby towarzyszącej. Była sama,ale zachowała się wytwornie. Więc nie rzucała się oczy panienkom, które brały na języki każdego kto wpadł im do głowy.

Usiadła na miękkim fotelu, oglądając jak tańczy towarzystwo. Uśmiechnęła się zalotnie do syna gospodarza. On od razu zauważył tą niewiastę, która go oczarowała i zaimponowała mu swoim wdziękiem.

Oznajmił wszystkim gościom że robi konkurs dla wszystkich tych, którzy pięknie zatańczą walc. I mgnieniu oka każdy panicz zapraszał pobliskie panienki do pięknego tańca.

Syn gospodarzy szedł do niewiasty,ale ujrzał że ją ktoś inny zaprosił do tańca.Popatrzył złoto wrogo na rywala. I usiadł,ale potem wstał i oznajmił mu,że odbijamy.

Dziewczyna była w jego ramionach,czuł od niej woń perfum i ją samą. Czuł jak jej włosy, prześlicznie migoczą. A oni razem siebie wtuleni tańczyli na środku sali balowej. Stali się jednością. Wszyscy na nich patrzyli jakby coś pierwszego w życiu zobaczyli.Dostrzegli że ta kobieta unosi się w tańcu, że odrywa stopy od podłoża.Skamieniali przerażeni. Muzyka ucichła. Dziewczyna szybko wybiegła zostawiając młodzieńca samego na środku sali.

On zaś wybiegł za nią. Ta niewiasta biegła do pobliskiego lasu. Krzaki odrywały fragmenty jej sukni, które były piękne niż złoto czy inne skarby świata.

Mężczyzna biegł za śladami zostawionymi fragmentu sukni.Gdy dotknął je poczuł że one są szyte małymi nićmi jak pajęczyna. A głos jakimś głowie mówił.Ta dziewczyna piękna jest niczym kwiaty razem wzięte,jeśli masz dobre serce i duszę czystą, wtedy ją ujrzysz ponownie.

Biegł jeszcze mężczyzna za nią,ale nie dostrzegł urwanych fałdów sukni.

Gdy wracał do domu. Nie dostrzegł zostawionych przed nią fragmentów jej sukni. Zakłopotany milczał od tygodni. Nic go nie bawiło. Nawet że rodzice dawali mu wszystko.

Rodzice postanowili go wydać,aby się ożenił i przyszłe pokolenia się rodziły dając zabezpieczenie dla bogactw rodzinnych.

Przyprowadzali mu liczne Panny-lecz nie dostrzegł tej,którą się zakochał, którą widział tamtego wieczora,a jego serce biło jak oszalałe,jak nigdy przedtem.

Przyprowadzili więc już ostatnią,która mieszkała w lesie,niedaleko stawu, która była milcząca. Zostawili ich samych. Wiedzieli że syn nie chce bogatej dziewczyny, bo mówiło mu serce że to nie ta. A rodzice błagali go, zmuszali go -ale nie zmienił zdania.

Poszli razem z tą dziewczyną do lasu.

-Ta dziewczyna którą ją spotkałeś tamtego wieczora spoczywa na dnie.Jestem tylko jej ciałem,ale dusza jej jest tam. -Ukazała mu te miejsce-nieraz wypływa. I wtedy zamieniam się nią.

-Czyli jeśli ona jest na dnie,a Ty jesteś jej ciałem. To dlaczego żyjesz? -zapytał zrozpaczony młodzieniec

-Bo jestem nią, to ja, którą spotkałeś, to ja która leży na dnie. Czasami wypływam łódką do brzegu i wychodzę.

-Dlaczego ode mnie uciekłaś,dlaczego tu przybywasz, dlaczego powracasz?

-Uciekłam bo jestem dla innych jawą. Przebywam bo to jest to moje powołanie,moja misja.Które co jakiś czas muszę wykonać. Nigdy nie zaznam spokoju. A powracam bo zakochałam się w Tobie od ostatniej nocy.Wiem że masz dobre serce i dusze szlachetną. Możesz w końcu mnie uwolnić od tego co jeszcze mnie tu trzyma.

-Nigdy nie powrócisz. nie możesz,nie rób tego...jest jakieś inne wyjście- Objął dziewczynę

-Musi tak być mój drogi... musi. Uwolnij mnie pocałunkiem.Uwolnij moją duszę. Zrób to dla mnie.

-Dobrze...zrobię,ale najpierw zatańczmy ostatni nasz walc.

Zatańczyli razem ostatni walc,który był jeszcze piękniejszy od poprzedniego bo wyrażona była rozpacz, tęsknota, miłość, wierność..

Na końcu czule ją pocałował tak że usta nie chciały oderwać ust od ukochanej mu osoby.

Jednak ona znikała,znikała przed jego oczami.

-Dziękuje co dla mnie zrobiłeś. Dziękuje mój drogi. Kocham Cię-szepnęła mu do ucha i wyparowała.Trzymał dalej swoją dłoń w powietrzu w miejscu gdzie trzymał dłoń ukochanej.

-Też Cię kocham najdroższa- powiedział mężczyzna czując łzy na policzku.

Odpowiedział mu jedynie szum wiatru.

Rodzice go szukali, ludzie powiadają że znikł,że nigdy się nie pojawił. Rodzice byli zrozpaczeni. Szukali więc dziewczyny i ich syna,ale na próżno.

Pewnego dnia udali się do lasu w dalszym poszukiwaniu,nie tracili nadziei, jak inni mieszkańcy. Dotarli do stawu i ukazał im się ich cień. Para zakochanych trzymała się za ręce, patrzyli na siebie. Byli na łódce i tańczyli na niej walc, małymi kroczkami.

Rodzice syna wiedzieli że to on.Wiedzieli że ich nie usłyszy,ale wiedzieli że jest szczęśliwy .

Uśmiechnęli się smutno i ruszyli do dworku i dalej toczyli swoje życie jakie im jeszcze pozostało."



-Przepiękna opowieść jestem zaskoczony..a nawet wzruszony ich losem-odpowiedział Eric.

-Nie wiedziałam że jesteś aż tak uczuciowy.

-Ależ jestem.-w stanął poprosił Luizę do tańca, tańcząc walca-Mówiłaś mi że nie umiesz tańczyć, a jesteś mistrzynią.

Dziewczyna się uśmiechnęła.

-Mała kłamczucha-odpowiedział Eric.

Luiza się śmiała i tylko odpowiedziała:

-Taki mój urok.

I wtedy pocałował ją Eric przy zachodzie słońca. Pocałował ją tak jak opowiedziała mu opowieść o dwóch zakochanych,którzy kochali walc i siebie nawzajem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz